Rozdział 22

1 0 0
                                    

Luna… - Meir cofnął się w drzwiach i wrócił na statek. - Dorzuć jeszcze to. - wyjął z kieszeni kurtki saszetkę z białym proszkiem i rzucił jej.
- Narkotyki? - zapytała zdziwiona siedząc na podłodze przy metalowym pudełku.
- Lek na Lunaris annus. - wyznał cicho. - Mój ojciec od początku go miał. Ukradłem mu dwie dawki. Jedną wsypałem Estelle do coli. Wylała ją, chyba myślała że to tabletka gwałtu. Ta miała być dla Cyrusa. - po tych słowach wyszedł.
Żegnali się wcześniej. Jeśli zaczęliby robić to znowu to nie skończyliby przed świtem.
Meir wyszedł. Był ubrany elegancko. Oczywiście na tyle na ile mógł. W końcu wybierał się na ślub. Luna ustawiła kurs statku na Marę. Meir został na Lokim, obie planety były na tyle blisko, że wiadomości powinny dochodzić w ciągu kilkunastu minut.
Luna usiadła na podłodze opierając się plecami o drzwi sypialni. Metal był przyjemnie chłodny. Jej rana nie goiła się jak powinna. Przed rozstaniem Meir mnóstwo razy powtórzył jej, że ma zmieniać opatrunek dwa razy dziennie i smarować antybiotykiem.
Musiała się skupić. To ją przytłaczało. Całe życie chciała tylko przeżyć, teraz w ciągu kilku dni wraz z Meirem obmyśliła plan jak zakończyć wojnę trwającą od początku istnienia Wszechświata. Co pomyślałby Ciro? Wolałaby o tym nie myśleć.
Metalowe pudełko, do którego właśnie wrzuciła lek na Lunaris annus nie było darem dla Wszechświata. Było dla niej. Zdawała sobie sprawę jak ważną rolę odegra w historii. Problem w tym, że obie strony konfliktu prawdopodobnie zrobią wszystko żeby została zapomniana. To było świadectwo tego co się stało. Pudełko nie było duże. Zmieściło się tam pudełko z kartami pamięci (dowody na zbrodnie Tariq, badania Alexandra  tik toki Estelle i Cyrusa), kilka rysunków Estelle i rysunek, który podarował jej Meir. To niewiele, ale musi wystarczyć.

☆☆☆

Luna kolejny raz pomyślała, że Mara byłaby dobrym miejscem na prowadzenie spokojnego życia. Morze budziło jej zachwyt, ale nie miała czasu. Weszła do domu Caliana. Zastanowiła się gdzie może schować pudełko. Weszła do kuchni. W jej niedopitej herbacie zaczynała już kiełkować jakaś nowa cywilizacja, ale zignorowała to. Rozejrzała się. Szafka z herbatami była idealnym miejscem. Było tam mnóstwo puszek, więc metalowe pudełko nie rzucało się w oczy.
Najprostszą część zadania miała za sobą.

☆☆☆

Wszyscy w Kyrze już wiedzieli o tym, że na Adonisie odbędzie się ślub Vishy 1 i Vishy 2. Zakochani z miejsca rozwiali plotki o swoim pokrewieństwie.
Wesele miało odbyć się w pałacu. Jedynym warunkiem, żeby móc wejść było należenie do Kyry.
Malina stała w swoim pokoju i przygotowywała się do uroczystości. Suknia rzeczywiście była cudowna. Luźny krój, falbanki i hiszpański dekolt od razu skradły serce dziewczyny. Niestety ubranie nie było w stanie zakryć jej brzucha, w końcu biały krył gorzej niż czarny. Dlatego na ramionach miała zarzucony długi biały szal, który sama zrobiła na szydełku. Na głowę włożyła wianek ze stokrotek. Wyglądała jeszcze lepiej niż sobie wymarzyła. Czuła ekscytację i stres.
- Myślisz, że mama ładnie wygląda? - zapytała gładząc brzuch. Dziecko chyba czuło jej silne emocje, bo kopało wyjątkowo mocno.
Malina uśmiechnęła się. Wszystko będzie idealnie. Poza tym, że jednej ważnej osoby nie będzie w najważniejszym dniu jej życia. Przekazała strażnikom, że jeśli Meir się pojawi to mają go wpuścić i nie zadawać pytań. Na pewno wiedział o uroczystości, pytanie tylko czy zechce przyjść.

☆☆☆

Goście siedzieli przy stołach w ogromnej sali balowej. Na podwyższeniu już czekał urzędnik. Młoda para przyszła razem. Ktoś grał na skrzypcach. Stanęli naprzeciwko siebie. Złapali sie za prawe ręce.
- Oboje powtórzycie za mną słowa przysięgi. - zaczął urzędnik. - Pan młody pierwszy. - odchrząknął. - Ja, Visha 2.
- Ja Visha 2. - chłopak uśmiechnął się do dziewczyny.
- Biorę sobie ciebie Visho 1 za żonę.
- Biorę sobie ciebie Visho 1 za żonę.
- I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską.
- I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską.
- I, że cię nie opuszczę aż do śmierci. Do gwiazd i księżyców.
- I, że cię nie opuszczę aż do śmierci. Do gwiazd i księżyców.
Wersja Maliny była bardzo podobna.
- Do gwiazd i… - dziewczyna przerwała na chwilę, bo po jej policzkach popłynęły łzy. - i księżyców.
- Ogłaszam was mężem i żoną. Możecie się pocałować. - powiedział urzędnik i odsunął się w cień.
Pierwszy raz pocałowali się przy świadkach. Rozległy się oklaski.
- Nie płacz kochanie. - szepnął Visha 2.
- To ze szczęścia. - wyjaśniła i jeszcze raz go pocałowała.
Potem oboje stanęli przodem do publiczności.
- Miłej zabawy, dzieci słońca! - zawołał Visha 2. Dzieci słońca, bo właśnie tym byli członkowie Kyry.
- Patrz kto przyszedł. - dziewczyna ruszyła ku widowni, jej mąż dopiero po chwili dostrzegł o kogo jej chodziło.

LunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz