W Otwartym kosmosie karą dla zdrajców zazwyczaj było wyrzucenie w próżnię ze statku. Taka śmierć była szybka, ale bolesna.
Alexander nie był okrutny, chciał pożegnać Lunę z honorem. To, że pod koniec życia narobiła głupstw, nie znaczyło, że nie należy jej się chociaż resztka szacunku.
Cmentarzami Otwartego kosmosu były księżyce. Większość z nich miala odpowiednia atmosferę do życia, ale przez liczne kratery nikt nie chciał zakładać na nich cywilizacji.
Kratery służyły jako groby, dlatego Alexander położył w jednym z nich Lunę.
Victoria przyleciała z nim, ale trzymała się z boku.
- Alex?
Obrońca obrócił się w stronę zdziwionego Caliana.
- To Luna? Co się stało? - dopytywał przerażony Ziemianin.
- Teraz cię ona obchodzi? Sam próbowałeś ją zabić. - wytknął Alexander.
- Jesteś ostatnią osobą, której bym się tu spodziewał. - skomentował Avi podchodząc bliżej.
- Visha2. - odparł Alex. - Nie wiedziałem, że moim wrogiem jest dzieciak. Jesteś w ogóle pełnoletni?
Zanim ktokolwiek się zorientował wyjął broń i strzelił.
Victoria upadła na ziemię. Na jej białej bluzie pojawiła się czerwona plama, która cały czas rosła.
Alexander zareagował błyskawicznie. Złapał ją tak, że usiadła oparta plecami o niego.
- Boli, co? - zakpił Visha 2. - Mnie też bolało jak zabiłeś Malinę. Zwłaszcza, że chwilę wcześniej przez przypadek zabiłem Meira.
- Na co czekasz? Strzel drugi raz. - syknął Alexander.
Victorii nie można było pomóc, dlatego po prostu ją trzymał i ocierał łzy z twarzy.
- Nie mam zamiaru cię zabijać. - odparł spokojnie Visha2.
- Dlaczego nie? - nie rozumiał Obrońca.
- Przez większość życia chciałem to zrobić i razem z Maliną planowałem jak to zrobić. Wiesz, w końcu połowa nieszczęść w naszym życiu wydarzyła się przez ciebie.
- Wysoko mnie cenisz. - zakpił Alexander. Zamknął oczy Victorii, która odeszła w ciszy. Dziwne, że tym razem Lana nie robiła przedstawienia. Nie zauważył, nawet kiedy przyszła.
- Za drugą połowę odpowiada Tariq Anarkisti. - kontynuował chłopak.
- Kim ty jesteś?! - Alexander zbladł słysząc imię mordercy.
- Naprawdę mnie nie poznajesz? - Visha2 udał zmartwionego. - W sumie nic dziwnego, minęło bardzo dużo czasu. Myślałem, że Aiko ci powiedziała, ale najwidoczniej nie zdążyła.
- Więc?
- Naprawdę cię nienawidzę braciszku. - uśmiechnął się Visha2.
Alexander Nicoli dopiero po chwili zrozumiał znaczenie tych słów.
- Avi…
- Myślałem, że szybciej połączysz kropki. - skomentował młodszy brat. - W końcu podobno jesteś taki geniuszem, powinieneś się już dawno domyślić.
- Co takiego ci zrobiłem? - Alexandrowi łamał się głos, łzy popłynęły po policzkach.
- Oddałeś mnie rodzicom i sobie gdzieś zniknąłeś. Tariq zamknął naszych rodziców na swojej stacji. Zresztą nie tylko ich. Byli tam też rodzice Estelle i Maliny, oraz mnóstwo innych osób. Dorośli pracowali, dzieci były zakładnikami. Całe dzieciństwo słyszałem, jaki to ty nie jesteś wspaniały i mądry. I, że gdybym tylko trochę się postarał to mógłbym być taki jak ty. - Avi czuł jak gotowała się w nim złość. Dwie gorące łzy zmoczyły jego twarz. - Kij z tym, że mam dyskalkulię, prawda?
- Nie wiedziałem. - wydusił Obrońca. - Avi…
- Gdzie byłeś przez cały ten czas? - kontynuował Visha2. - Zresztą nieważne. Tak samo jak nieważne jest to, że ci przykro. Gdybyś nie był tak zadufany w sobie to może obeszłoby się bez tragedii. Gdybyś chociaż przez pięć minut posłuchał Meira, oni wszyscy by żyli.
Dopiero teraz Alexander dostrzegł, że w dwóch kraterach obok leżeli Visha1 i Meir.
- Nawet Cyrus mógłby żyć, wiesz? Tariq Anarkisti miał lek, którego tak wytrwale szukałeś. Meir ukradł dwie dawki. Jedna się zmarnowała, bo Estelle myślała, że to narkotyki i wylała colę, do której jej go dosypał, ale myślę, że w razie potrzeby dałby radę ukraść jeszcze jedną.
- I po tym wszystkim nie chcesz mnie zabić? - nie rozumiał Alexander. Siedział na ziemi zupełnie rozklejony.
- Chciałem, ale kiedy zabiłeś Malinę zrozumiałem, że śmierć to za mało. Dlatego pozwolę ci żyć z całym tym bólem. Może w końcu nie wytrzymasz i sam się zabijesz? Chociaż w sumie mógłbyś poczekać, aż Aveline dorośnie. Czteroletnia sierota ma prawie zerowe szanse na przeżycie w tym piekle.
Alexander nie zdążył zareagować, bo Avi kontynuował:
- Swoją drogą, w ogóle nie pamiętam Estelle, ale Meir zawsze mówił, że Malina jest do niej podobna.
To był koniec jego wykładu, więc po prostu ruszył w kierunku swojego statku.
Alexander był chyba zbyt załamany, żeby zareagować, bo patrzył pusto przed siebie.
- Zostawisz go tu tak? - odezwał się w końcu Calian.
- A co innego mam z nim zrobić? - zapytał obojętnie Visha2 nawet się nie zatrzymując. - Idziesz, czy zostajesz?
- Zostaję.
Avi nie zareagował. Po prostu doszedł do statku i odleciał.
- Alex? - zapytał Calian kucając przy nim.
Obrońca nie odezwał się. Dalej trzymał w ramionach ciało Victorii.
- Trzeba jej znaleźć osobny krater. - zauważył Calian.- Alex.
- Odczep się. - odezwał się w końcu Alexander. - Nigdzie nie idę.
- Nie możesz tu zostać na zawsze. - upierał się Calian. - Pomyśl o Aveline. Avi ma rację, ona nie może zostać sama.
- Skąd on w ogóle o niej wie? - zapytał Alex. - Luna mu powiedziała?!
- Nie. Szpieg to zrobił. - odparł Ziemianin.
- Szpieg? - spojrzał na niego.
- Jakiś głuchoniemy i jego dziewczyna. - odparł Calian.
Alexander wstał. Westchnął ciężko. Podniósł Victorię. Pocałował ją do czoło i po chwili wahania położył ja w pobliskim kraterze.
Nie był w stanie patrzeć dłużej na jej martwe ciało. Zaczął wracać na statek. Calian poszedł za nim.
I to był jego największy błąd.
Alexander niespodziewanie wyciągnął broń i strzelił. Calian wpadł do pustego krateru.
Obrońca odleciał.
CZYTASZ
Luna
Science Fiction★Seria kosmosu część 2★ Tariq Anarkisti nie był szaleńcem. Miał rację i to chyba było w tym wszystkim najgorsze. Luna Caligari przez dziesięć lat szukała swojego przyjaciela. Przez tyle samo czasu Obrońca szukał swojej siostry. Calian Evrin zaszył s...