Rozdział 28

3 0 1
                                    

Następne wydarzenia były dla Luny jak sceny ze snu. Zrobiło się zamieszanie. Ktoś ją podniósł i wytargał z tego piekła. Nawet nie zorientowała się, kiedy ktoś zabrał jej wszystko z kieszeni. Zabrał jej nawet kurtkę.
Siedziała sama w zimnej celi.

☆☆☆

Alexander wyłączył barierę i wszedł do celi. Luna wyglądała jak siedem nieszczęść. W ogóle nie zwróciła na niego uwagi. Rozwinął koc, który przyniósł ze soba i okrył nim dziewczynę.
- Żebyś się nie przeziebiła.
Dalej brak jakiekolwiek reakcji.
- Nic nie powiesz? - zapytał. - Nie moge ci pomóc jeśli nie będziesz ze mna współpracować.
- W czym niby możesz mi pomóc? - spojrna niego. Jej twarz była cała czerwona i mokra od łez.
- Wpakowałas sie w niezłe kłopoty. - przypominał. - Ze zdrady sama się nie wywiniesz.
- Trudno. - znowu wbiła wzrok w podłogę.
- Wiesz jaka kara cie czeka? - przypomniał.
- Nie zależy mi. - odparła.
- Nie możesz tak mówić. - upomniał. - Świat się nie kończy na jednej stracie.
- Wszyscy, na których mi zależy nie żyją. - wypaliła. - Nie mam powodu żeby żyć.
- Mówiłaś, że zebrałaś dowody na zbrodnie Tariq. Gdzie one są? - postanowił pokierować rozmowę w trochę innym kierunku.
- W dupie.
- To nie jest śmieszne Luna. - zdenerwował się. - Tym razem nie uciekniesz. Nie dasz rady bez mojej pomocy. - wstał. - Zastanów sie dobrze, czy wiesz co robisz. Przyjdę do ciebie później.
Wyszedł.
A Luna znowu zaczęła płakać. Mocniej njz kiedykolwiek wcześniej. W życiu wiele razy powstrzymywała łzy. Teraz cos w niej pękło i nie płakała tylko przez śmierć Meira. Opłakiwała wszystko i wszystkich po kolei. Meira, Estelle, Ciro. To, że zginęli tak brutalnie i za wcześnie. Caliana i Alexandra, bo udawali przyjaciół, a okazali się wrogami. Całe jej życie, z wyjątkiem niektórych szczęśliwych momentów, było przepełnione bólem i cierpieniem. Na szczęście już powoli dobiegało końca. Alexander powiedział, że przyjdzie do niej później. Patrząc na swoja ranną rękę była coraz bardziej pewna, że dla niej nie będzie żadnego “później”. Od zawsze interesowała się medycyną, doskonale wiedziała co oznaczają objawy, które powoli ogarniały jej organizm.
Gorączka rosła paląc jej ciało od środka. Zaczynała byc wdzięczna Alexandrowi za koc, bo miała wrażenie, że temperatura w pomieszczeniu spada. Bolała ją głowa i nie winiła o to tylko długiego płaczu. Na dodatek zaczynało jej być duszno. Jeszcze trochę się pomęczy, ale potem juz nigdy nie będzie cierpieć.

☆☆☆

Czas płynął wyjątkowo wolno. Luna czuła się jakby minęły całe wieki. Usłyszała kroki na korytarzu. To nie był Alexander, tylko Eilei.
- Alex cię przysłał? - dziewczyna nawet nie spojrzała na kobietę.
- Nie, przyszłam sama z siebie. - Eilei usiadła tuż przed barierą. - Musimy poważnie porozmawiać.
- Idź sobie. - powiedziała Luna.
- Wiem, że cierpisz, ale wysil się trochę, bo to ważne. - kobieta brzmiała całkowicie poważnie. Jak nigdy dotąd. - Ile razy widziałaś Lanę?
- Więcej niż bym chciała.
- To znaczy, że dużo? - Eilei łączyła kropki. - Większość osób widzi Lanę raz w życiu. Wszechświat czasami robi wyjątki, ale nawet w takich sytuacjach zwyczajni ludzie widzą ją najwyżej kilka razy. No chyba, że odgrywa kluczową rolę w fabule. - starała sie nie mówić za szybko. - Wszechświat jest pisarzem. Każda rzeczywistość to książka, wszystkie odstępstwa od normy pojawiają się tylko dlatego, że Wszechświat potrzebuje ich do fabuły. - Luna nie pytała, ale musiała sie o tym dowiedzieć.
- Daj mi spokój. - błagała dziewczyna.
- Jeśli widziałaś Lane to prawdopodobnie wiele razy widziałaś Sky. I wiedziałaś, że to było ono. - kontynuowała Eileithya.
- Po co mi o tym mówisz? - Luna w końcu na nią spojrzała.
- To twoje pierwsze życie. Zostało ci mało czasu, prawda? - zapytała Eilei. - Nie odpowiadaj jak nie chcesz, ale kilka rzeczy musisz wiedzieć. Podejrzewam, że jeśli umrzesz to nie zapomnisz tego życia. - wzięła głęboki oddech i kontynuowała. - Będziesz wszystko pamiętać. Moją pierwszą radą jest to, żebyś codziennie spisywała po kolei każde życie i je liczyła. Dzięki temu nie oszalejesz.
- Eilei, ja naprawdę nie chcę słuchać tych bajek. - Luna miała okropny ból głowy. Ciężko oddychała, chciała spać.
- Słuchaj uważnie, bo nie wiem za ile żyć się znowu spotkamy. - upierała się Eileithya. - Będziesz sama, zagubiona i nikt nie będzie w stanie ci pomóc. Spotkasz swoich bliskich, ale oni nie będą cię pamiętać. Nawet mogą być twoimi wrogami. Istnieje niewielu Obudzonych, ja w całym moim życiu spotkałam piątkę, licząc ciebie. - spojrzała na korytarz. - Po prostu żyj i staraj się nie postradać zmysłów. - odetchnęła kolejny raz. - Lana już idzie. Pierwszy raz jest zawsze najtrudniejszy, chcesz żebym z tobą została? - zapytała troskliwie. - Potem się przyzwyczaisz, za każdym razem będzie coraz łatwiej.
- Z moim szczęściem prędzej zjawi się tu Sky niż Lana. - wymamrotała Luna.
- Nie tym razem. - Lana stanęła obok Eilei i skinęła jej głową na przywitanie. Przeszła przez barierę i kucnęła przed dziewczyną. Wyciągnęła rękę, dziewczyna ją złapała.
- Żegnaj Eilei.
- Do zobaczenia, Luno.
- Luno Ruelle puer Solare, Wszechświat czeka, odejdź w pokoju.

LunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz