Midnight
Dzwoniący telefon wyrwał mnie ze snu. Niech to szlag, a śniły mi się tak dobre rzeczy...
— Scarborn. — rzuciłem odbierając telefon.
— Nie trzeba tak oficjalnie, czytaj, kto dzwoni... — usłyszałem głos swojego ulubionego "ptaka nocy".
— Sky, błagam... Jest środek nocy...
— Dopiero piąta nad ranem. Zbieraj dupsko, namierzyłem twojego sąsiada. Po tym, jak go wygnałeś osiadł w Colorado. Dokładnie w Colorado Springs, więc widoki będą zajebiste. Zleciłem tankowanie samolotu w twoim imieniu i zebrałem załogę. Odrzutowiec czeka na ciebie, będę twoimi oczami z powietrza, bo włamuję się do systemu satelitarnego. Staram się wbić też w podgląd z kamer i sterowanie ruchem ulicznym. Nie obiecuję, że się uda, ale zrobię wszystko, co w mojej mocy, by zapewnić ci wsparcie.
— Dzięki, mówiłem ci, że cię kocham? — powiedziałem z przekornym uśmiechem na twarzy.
— Stary, to było raz, upiłem się i przegiąłem z dropsami... — zaczął się tłumaczyć, ale ja tylko rozłączyłem się. Nie mam nic na swoją obronę, musiałem sprawdzić, czy nie jestem gejem i zdecydowanie, to nie moje klimaty. Wolę niszczyć kobiece dusze i ciała. Sky był biseksualny, poznałem go w psychiatryku i dzięki niemu udało mi się pokonać królową zła. Od tamtej pory był zawsze pod telefonem, kiedy go potrzebowałem. Został skazany na przymusowe ogłupianie, bo był na tyle dobrym hakerem, że wkradł się na konta mafii. Jednak, nim cokolwiek z tym zrobił namierzyli go i w związku z tym, że miał rodzinę, która była wysoko postawionymi ludźmi, zesłali go na banicję. Na szczęście był tam dużo krócej, więc udało mu się powrócić do normalności. Podniosłem się z łóżka i udałem się do swojej garderoby. Wciągnąłem na siebie jeansy, t-shirt i skórzaną kurtkę. Zabrałem maskę i otworzyłem sekretne przejście za gablotami z biżuterią. Rozejrzałem się po zbrojowni i zastanowiłem, co mi się przyda. Otworzyłem plecak i schowałem do niego apteczkę, zastrzyk z neostygminą, nóż i pistolet z tłumikiem. Wszystko musiało być, cicho i bez większych podejrzeń, ale jednocześnie musiałem być przygotowany na wszystkie komplikacje. Zabrałem swój bagaż podręczny i ruszyłem do garażu.
— Paniczu Scarborn? — zaspany John zszedł na dół.
— Nic się nie dzieje. Wracaj do łóżka. Jakby ktoś pytał, to jestem dzisiaj niedostępny. — skinął głową i wrócił na piętro. Poczciwy staruszek był tutaj lokajem odkąd sięgam pamięcią. Aktualnie traktowałem go, jak zastępczego ojca. Nigdy mnie nie upominał, ale proszony o opinię, często nakierowywał mnie na właściwą drogę. Nigdy nie kwestionował moich czynów, bo wiedział, jaki byłem w środku. Kiedyś nawet pomógł mi pogrzebać trupa w ogrodach Crystal Palace, ale przemilczmy to. Wszedłem do garażu i rozejrzałem się dookoła. Potrzebowałem szybkiego samochodu, ale z nieco większym bagażnikiem. — Nie patrz tak na mnie. — zwróciłem się do swojego motocyklu. — Nie przewiozę pedofila "na plecaczek"... Pewnie nie będzie w stanie nawet stać na własnych nogach, jak z nim skończę. Poza tym, to za daleko. Pilnuj porządku w garażu. — zaśmiałem się i wziąłem kluczyki od Lamborghini Urus. Wsiadłem za kółko i odpaliłem silnik. Otworzyłem bramę garażową, a następnie wjazdową i ruszyłem w stronę lotniska. Radio grało cicho, a ja skupiałem się na drodze, która na moje szczęście była niemal pusta do samego lotniska. Wjechałem, wjazdem dla VIP-ów i podjechałem pod samolot. Podałem obsłudze kluczyki. — Zapakujcie go, tylko nie zarysujcie. — powiedziałem i wszedłem na pokład.
— Dzień dobry panie Scarborn... — stewardessa powitała mnie z szerokim uśmiechem na ustach.
— Witaj Ann. — odwzajemniłem gest, mierząc ją wzrokiem.
— To co zawsze na śniadanie? — zapytała, a ja skinąłem głową.
— Ale zaczniemy od posiłku, nie zdążyłem nic zjeść po nocy, a potem to, co zawsze. — przeszedłem na środek pokładu i usiadłem w fotelu. Cztery godziny lotu przede mną, musiałem zjeść i odpocząć, bo nie wiedziałem ile zajmie mi przechwycenie mojego ukochanego sąsiada i wyciągnięcie z niego informacji. Rudowłosa dziewczyna podała mi śniadanie, a ja wziąłem się za jedzenie, rozkładając przed sobą laptopa. Wolałem być na łączach ze Sky'em, w razie, gdyby ten padalec gdziekolwiek się ruszył. Nie uśmiechało mi się ganiać go po całym mieście, jednak jeśli mnie zmusi, na pewno to zrobię. Musze teraz zadbać o swoje cztery litery. Dopóki nie zaprowadzimy ich na policję i nie przyznają się do swoich win, nie będziemy mogli otrzymać natychmiastowego wsparcia ze strony psów, żeby aresztować Teresę. Ta suka nie zasługuje na to, by oddychać, szczególnie, że dała się przekupić... Jebany Samuel Scott... Powinienem już dawno go zabić. Rozszarpać na drobne cząsteczki, za moich rodziców, za cały ten zmarnowany czas, którego już nie da się cofnąć. Przez siedem lat planowałem zemstę. Ułożyłem dla niego szereg atrakcji, nim zakończę to żałosne życie i obrócę go w proch. Jadłem i sprawdzałem lokalizacje, które wysyłał mi Sky. Miałem podgląd z kamer wokół jego domu. Z wielkiej willi, wyniósł się do małej, wyniszczonej chatki. Tak właśnie kończą śmieci, na wysypisku. Napawało mnie to dumą, bo finalnie nawet go nie tknąłem, ale wystraszył się na tyle, by uciec. Wystartowaliśmy, a ja zerknąłem na telefon. Jakimś cudem nagie ciało pani prawniczki nie wychodziło mi z głowy. Zagwizdałem, a rudowłosa stewardessa przyszła, jak na skinienie.
— Najadł się pan? — zapytała i odniosła tacę, po czym wróciła, blokując za sobą drzwi. — Wygląda pan na przepracowanego...
— Na kolana. — rzuciłem w odpowiedzi, bo nie zamierzałem z byle kim rozmawiać na temat mojego życia. Miała proste zadanie, dać mi to, czego chciałem. Powoli uklękła przede mną, schowała ręce za siebie, prostując swoją sylwetkę i czekała na moją łaskę. Rozpiąłem sprzączkę od paska i jednym ruchem wyciągnąłem go ze spodni. Kiedy podeszła bliżej, bez proszenia uniosła włosy do góry, żebym mógł przełożyć pasek przez klamrę i zacisnąć wokół jej szyi. — Tęskniłaś za tym, co...? — wychrypiałem do jej ucha i usiadłem w fotelu, zsuwając z siebie spodnie i bokserki. — Do nogi. — warknąłem, a ona podeszła na czworaka, uchyliła usta i wystawiła język. Złapałem za koniec paska i zacząłem pocierać penisem o jej wystający język. Spojrzała na moją męskość, łamiąc jedną z najważniejszych zasad. Uderzyłem ją w twarz. — Patrz mi w oczy. — powiedziałem, a ona uniosła wzrok. Nie miałem dzisiaj nastroju na miłe zabawy, musiałem upuścić z siebie ciśnienie. Nie czekając ani sekundy dłużej wstałem i zacząłem pieprzyć jej gardło, zaciskając pasek wokół jej szyi. Przetrzymywałem ją tak długo, że prawie odpływała. Krztusiła się, dusiła i spojrzeniem błagała o tlen. Znaj łaskę swego pana... Wyciągnąłem z niej swojego członka i patrzyłem jak łapczywie łapała tlen, odkasłując źle przełknięta ślinę. Powtórzyłem to kilka razy.
— Błagam... — wyszeptała, a ja uśmiechnąłem się pod nosem.
— Twoje modlitwy zostaną wysłuchane, ale masz się nie ociągać. — usiadłem z powrotem i pozwoliłem, by sama zaczęła działać. Odebrałem w międzyczasie połączenie od Sky'a.
— Kurwa, Jezu, boże najdroższy, unieś tę klapę wyżej. — chłopak nie wiedział, gdzie uciekać wzrokiem.
— Nie zachowuj się jak dziewica, bo sam nie lepiej wyglądałeś, jak mi obciągałeś... — powiedziałem, a on zakrył twarz.
— Nigdy nie odpuścisz? — zapytał.
— Nigdy, dopóki twoja reakcja będzie mnie satysfakcjonować. Co dla mnie masz? — zapytałem pojękując, kiedy dziewczyna zaczęła masować mi jaja i brać go do końca w gardło. Przez te dwa lata wytrenowałem ją dobrze, wiedziała, co lubię najbardziej.
— Mam stały podgląd na jego dom. Ptaszyna dopiero wstała i udała się do sklepu. Jesteś zajęty, więc sam będę go obserwował. Postaram się zdobyć jego rejestrację, w razie, gdyby chciał gdzieś, pojechać...
— Czekaj moment, nie znikaj... Musze coś dokończyć. — poderwałem się z miejsca i złapałem dziewczynę za szyję, ciskając nią o fotel.
— Kurwa, wyłącz kamerkę, albo chociaż zmutuj...
— Patrz i podziwiaj, komplementowałeś go tak bardzo, a teraz uciekasz? Zobacz, jaka jest szczęśliwa. Ann, uśmiechnij się do pana... — powiedziałem, a na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech. — Szeroko, wystaw język... — spuściłem się na jej twarz, przymykając oczy i wyobrażając sobie ciało i twarz pewnej blondynki. Moje nasienie pokrywało tą piękną, całkiem niewinną buzię. Patrzyła mi w oczy i ściągała palcem resztki z twarzy, tylko po to, by wsadzić palca do swoich ust i oblizać go.
— Grzeczna dziewczynka.
— Dziękuję, panie Scarborn. — powiedziała, a ja ściągnąłem pasek z jej szyi i podciągnąłem spodnie. Wyszła bez słowa, zostawiając mnie samego.
— Jesteś jebanym perwersem... Brak mi słów na ciebie... — powiedział Sky, a ja się roześmiałem, siadając w fotelu. Zacząłem przewlekać pasek dookoła spodni.
— Wiem, dziękuję za komplement, zawsze umiesz mnie dowartościować. Przestań się zachowywać, jakbyś nigdy tego nie widział. Nie pokazałem ci niczego nowego. Ruda była ubrana. — uśmiechnąłem się do niego, ale po chwili spoważniałem. — Potrzebuję jeszcze jednej przysługi.
— Jakiej?
— Chcę podgląd z kamer dookoła tego wielkiego parku w północnej części Lakewood. — chłopak popatrzył na mnie i podrapał się po karku.
— Po co ci to? — zapytał.
— Poluję sobie na kogoś, daj... Pięknie proszę.
— Usłyszeć proszę z twoich ust to cud, ale jak mówisz to tak przesłodzonym tonem, to zaczynasz mnie przerażać. — wyznał, a na moim ekranie zaczęły się pojawiać widoki z kamer miejskich wokół parku. Podglądałem da własnej satysfakcji, jak siedziała na balkonie z książką, papierosem i kawą.
— Podłącz mój telefon do sieci. — powiedziałem, a chłopak skinął głową, dając mi dostęp. Napisałem do niej wiadomość: "Nie jestem w stanie cię dzisiaj przypilnować, ale mam nadzieję, że pijesz kawę i palisz papierosa po zjedzonym śniadaniu." Nie wyobrażacie sobie, jak bardzo to było satysfakcjonujące, kiedy chodziła wokół balkonu, wychylała się i szukała mnie. Przykro mi, Kruszyno, nie znajdziesz mnie tam, bóg jest wysoko na niebie. "Zjadłam śniadanie, dziękuję za troskę." Kolejne kłamstwo, ale przynajmniej poszła zrobić coś do jedzenia, bo wróciła z talerzem. Zdawało się, że jednak wyciągnęła jakąś lekcję z wczorajszej przygody. — Miej na niego oko Sky, jak coś to krzycz. — powiedziałem i wpatrywałem się w ekran, dając sobie podgląd z kamery na full screen. Przysnąłem w fotelu, nawet nie wiedząc kiedy. Obudziło mnie lądowanie, kiedy samolot uderzył w ziemię. Potarłem zaspaną twarz dłońmi.
— Dzień dobry księciunio. — usłyszałam Sky'a, który dalej siedział ze mną na łączach.
— Pierdol się. — odpowiedziałem, a on się tylko zaśmiał.
— Tak jak ty, czy po swojemu? — zapytał.
— Flirtujesz ze mną? Drugiego razu nie będzie. — odpowiedziałem, a on momentalnie się zamkną i zarumienił. Przysięgam, że byłem pewien, że nawet jego zniszczyłem na tyle, że po dzień dzisiejszy bał się wrócić do tego myślami.
— Z lotniska masz czterdzieści minut samochodem. Cel jest w domu, zrobił zakupy, więc pewnie poszedł się nażreć. — skinąłem głowa i odłączyłem laptopa. Wrzuciłem ładowarkę do plecaka i udałem się do wyjścia.
— Czekajcie na mnie w pełnej gotowości. Jak tylko wrócę, startujemy. — wydałem polecenie, a Ann skinęła głową. Wysiadłem z samolotu i poczekałem, aż wyprowadzą mój samochód. Położyłem laptopa na siedzeniu pasażera i odpaliłem samochód. Wpisałem adres w nawigację i ruszyłem w kierunku swojego celu.
— Wyszedł. — powiedział Sky, a ja warknąłem pod nosem. Zabawa w kotka i myszkę mi się nie uśmiechała. — Cofam, fałszywy alarm, wyrzucił tylko śmieci. Boże... On wygląda tak obleśnie...
— Jest jebanym pedofilem, czego się spodziewałeś? ze będzie miał lepsze ciało niż ja, ułożone włosy, drogie ciuchy?
— Wiesz, że bycie narcyzem się leczy? — odpowiedział mi.
— Leczyłbym, gdyby mi to przeszkadzało, a nie przeszkadza mi to w niczym. Laski to kochają. — zaśmiałem się i skręciłem, po kilkunastu minutach dojechałem w końcu do celu. Stanąłem na początku ulicy i ubrałem maskę diabła.
— Twój nowy fetysz?
— Też ci się podoba, co? Od teraz zero imion, możesz mi mówić Lucyfer. — uśmiechnąłem się do kamery. Spróbuj włamać się do jego komputera i telefonu. Wyłącz sieć w okolicy, żeby nie mógł się nigdzie dodzwonić. Wyłącz wszystko, co się da, nie może nikogo poinformować. Zaraz wrócę. — schowałem pistolet i nóż do bluzy, po czym wziąłem głęboki oddech. Oby to wszystko było warte zachodu. Podjechałem pod same drzwi i otworzyłem bagażnik. Rozejrzałem się dookoła, ale na moje szczęście było około dziesiątej, więc ludzie siedzieli w robocie. Zabrałem strzykawkę i złapałem za klamkę. Drzwi ustąpiły momentalnie. Naprawdę miał się za takiego złola, że nie blokował drzwi? — Cześć skurwielu. — powiedziałem, kiedy wyłoniłem się za nim. Siedział przy komputerze i oglądał, jakiegoś pornosa z gatunku dziecięcej pornografii. Mam nadzieję, że sam szatan rozerwie jego dusze, kiedy ja skończę z jego żywotem na ziemi... Ale jeszcze nie teraz. Przystawiłem mu broń do potylicy. — Nie radze ci się ruszyć, jeżeli chcesz żyć. — powiedziałem najbardziej chłodno i oschle, jak potrafiłem.
— Kim jesteś? — zapytał, trzęsąc się ze strachu.
— Twoim koszmarem. — odpowiedziałem i podniosłem z ziemi, jakąś jego brudną koszulkę, którą zawiązałem mu na oczach, zaraz po tym, jak wbiłem mu strzykawkę w szyję i wpuściłem lek w jego mięsień. — Teraz twoje ciało odmówi ci posłuszeństwa. Będziesz świadomy, ale nie będziesz mógł nic powiedzieć, nawet bąka nie puścisz i mam nadzieję, że się wysrałeś, bo zwieracze też będą poza twoją kontrolą, a to nawet nie początek. Lubisz małe dzieci, co...? Pokaże ci, co się dzieje, kiedy osoba niedojrzała emocjonalnie przechodzi przez wielką traumę, jak wygląda życie bez duszy i sumienia. Sprawię, że będziesz się modlił, bylebym tylko przestał, a na końcu zrobisz to, co ci powiem... To będzie twoja jedyna opcja na przeżycie. — złapałem go za koszulkę, kiedy jego ciało zaczęło się osuwać na fotelu. Zacząłem ciągnąć go po pokoju, w stronę wyjścia. Uchyliłem drzwi i rozejrzałem się po okolicy, jednak nikogo nie zauważyłem. Upchnąłem gościa w bagażniku, po czym ruszyłem na lotnisko, wciskając pedał gazu w podłogę.
— Masz go? — usłyszałem.
— Tak. Telefon i laptop został u niego w domu. Znalazłeś coś cennego?
— Ponad 100GB pornografii dziecięcej i numer do tej wiedźmy. — skinąłem głową.
— Świetnie. Potrzeba nam tego, żeby policja miała dowody. Wracamy do domu. Zostaw mi dostęp do kamer z Lakewood, resztę wyczyść, żeby nie było śladu.
— Dobrze Lucyferze... — powiedział w dramatyczny sposób. Mógłby mnie nawet nazwać "kwiatuszkiem", byleby tylko nikt nie wiedział, że ja to ja. Samuel myślał, że jest cwany i jego pieniądze załatwią wszystko, ale zapomniał o jedynym. Też miałem pieniądze, a za plecami coraz lepszych ludzi w ekipie. Cztery tygodnie walki, wygramy to... Musimy.
CZYTASZ
SZATAN KAZAŁ TAŃCZYĆ || Dark Romance {+18}
Romance{Książka zawiera brutalne sceny seksu i przemocy. Dla ludzi o mocnych nerwach +18} - Nie będę twoim bohaterem. Nie położę swojej marynarki na kałużę, żebyś nie pobrudziła pantofelków. Nie oddam ci bluzy, kiedy będzie ci zimno... Nie otworzę przed to...