— Abi... — usłyszałam swoje imię i uchyliłam powieki. Wzięłam głęboki wdech i nasunęłam na siebie koc. — Czemu śpisz na kanapie? — usłyszałam pytanie, ale jedyne, co byłam w stanie zrobić, to położyć swoją dłoń na jego twarzy i odsunąć go na długość mojej ręki. Jeszcze nie... Jeszcze trochę, muszę to odespać... — Był kurier z dokumentami z kancelarii... — jednak sen musiał poczekać. Usiadłam i potarłam zaspane oczy.
— Pokaż mi... — zażądałam, chociaż brzmiało to bardziej, jakby kot prosił o jedzenie. Podał mi dużą kopertę, a ja zajrzałam do środka. Tak na moje oko, było tego około trzysta stron. Zeznania, zarzuty, dowody, poszlaki i inne pierdoły.
— Czemu wczoraj piłaś sama? — dobrze wiedział, że kiedy siadałam do butelki w samotności, walił się mój świat.
— Czemu wczoraj poszedłeś spać? — odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Spojrzał na mnie z lekkim oburzeniem.
— Byłem zmęczony po pracy. Położyłem się na sekundę i odpłynąłem... — uniosłam wzrok na jego twarz. Ciężko było uwierzyć temu, co słyszałam.
— Na którą masz do pracy? — zapytałam, zerkając na zegarek. Wolałam zmienić temat, niż własnoręcznie go udusić za brak empatii.
— Zaraz wychodzę. Chcesz śniadanie? — zapytał, ale pokręciłam przecząco głową.
— Kawę. — powiedziałam, a on skinął głową. Po kilku minutach podał mi mój ulubiony kubek, wypełniony ciepłą, czarną cieczą. Upiłam łyk i kiedy tylko wyszedł zabrałam się za czytanie dokumentów. Hrabia rodem z horrorów... Hrabia Dracula... Zaśmiałam się pod nosem i westchnęłam. Oparłam głowę na ręce i przerzucałam następne strony, szukając czegoś ciekawszego niż tylko wprowadzenia. Przeprowadziłam się do Lakewood zaledwie półtora roku temu. Nie znałam historii, którą to miejsce skrywało. Młody chłopak przeżył śmierć swoich rodziców, skończył ledwo żywy. Ktoś próbował poderżnąć mu gardło. Odmówił współpracy z policją, chcąc wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę. Wypuściłam głośno powietrze z płuc. Było tu jego zdjęcie z rodzicami. Wyglądał na nim jak typowy, rozpieszczony dzieciak z wyższych sfer. Wsadziłam zdjęcie do dokumentów i przejrzałam dalej, kiedy mój telefon się rozdzwonił. Nieznany, zastrzeżony numer. Odciągnęłam zieloną słuchawkę na ekranie i przełączyłam na głośnik.
— Halo?
— Abigail Henderson? — usłyszałam głęboki, chłodny, basowy głos, który brzmiał dziwnie kojąco. Jakby drapieżnik szeptał do swej ofiary, chcąc zdobyć jej zaufanie, by za chwilę rozerwać ją na strzępy. Boże... Aż moje ciało zadygotało, a na rękach pojawiła mi się gęsia skórka.
— Tak, z kim mam przyjemność? — zapytałam otulając się bardziej kocem , jakby miał mnie przynajmniej zobaczyć.
— Midnight Scarborn. — poczułam dreszcze przechodzące w dół mojego kręgosłupa.
— Ach... Hra...
— Nie kończ. Bez tytułowania. — to nie była prośba, to było jak cholerny rozkaz. Przerzuciłam oczami.
— Jak sobie życzysz, panie Scarborn. — zaśmiał się cicho do słuchawki.
— Nawet sobie nie wyobrażasz, jak to działa na męską wyobraźnię... Masz uroczy głos, tylko po co tak nerwowo? — zatkało mnie. Nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć, a najlepsze było to, że serce waliło mi jak oszalałe, zupełnie tak, jak wtedy, gdy się bałam. — Chyba jesteś nieśmiała... — dodał po chwili ciszy.
— Przepraszam za ciszę, nie codziennie słyszy się takie coś...
— Nie? A powinno... — zarumieniłam się, a w myślach biczowałam się za karę.
— Niestety, życie to nie bajka. Jak mogę panu pomóc? — zapytałam, jak najbardziej spokojnym i opanowanym tonem.
— Będziesz mnie bronić, więc wypadałoby się spotkać, bo spędzimy razem ten miesiąc. — wyplułam kawę do kubka, nim zaczęłam się nią dławić.
— Słucham? Jak to spędzimy razem miesiąc? — zapytałam, wycierając z siebie resztki kawy. Jaka strata...
— U ciebie... U mnie... W samochodzie... Na kanapie... Na dywanie... W parku... Jest tak wiele dobrych opcji... — czemu mój spaczony umył, dopowiadał, że chodzi mu o seks?
— Chciałby się pan spotkać w celu omówienia sprawy? — zapytałam, żeby się upewnić i zatkać dziób mojemu spaczonemu umysłowi.
— Tak, muszę ci wyznać wszystkie moje grzechy, żebyś mogła mi pomóc... A co? Myślałaś, że chcę coś więcej? Niegrzeczna dziewczynka, a ja takie lubię najbardziej, więc może twoje nadzieje zostaną spełnione. — mały, bogaty, flirtujący gnojek... Gdyby nie etyka pracy, już dostałby wirtualnie w potylicę.
— Nie. Myślałam dokładnie to, co powiedziałam. — spłoniesz Abi w ogniu piekielnym, na stosie ułożonym z tych małych kłamstw.
— Kiedy możesz się zjawić? Wyślę po ciebie samochód. — powiedział, a ja popatrzyłam na stos papierów, a następnie na zegarek.
— Czytam aktualnie o pana grzechach, ale dostałam około trzysta stron materiału. Trochę się tego nazbierało nazbierało, ale spróbuję wywalczyć rozgrzeszenie dla pana. — odpowiedziałam.
— Kocham, jak nazywasz mnie panem. To kiedy? — zapytał żądająco.
— Najwcześniej, jeżeli nic mi nie przeszkodzi, to jutro rano. — powiedziałam. Czytanie zajmie mi kilka godzin, ale po wczorajszym piciu byłam na tyle zmęczona, że nie chciało mi się wystawiać nosa za drzwi.
— Samochód będzie czekał na ciebie o ósmej rano. — odpowiedział i się rozłączył. Chwila, nawet nie podałam mu adresu... Weszłam w połączenia, jednak wciąż nie dało oddzwonić się na zastrzeżony numer. Westchnęłam lekko, ale z tyłu głowy coś podpowiadało mi, że on bardzo dobrze znał mój adres. Może ktoś z pracy mu podał. Wzięłam stos dokumentów i zaczęłam je czytać. Co chwilę zmieniałam pozycję na kanapie. Na prawym boku, na lewym boku, do góry nogami, na oparciu, na podłodze... Byłam chyba wszędzie, ale zawsze tak miałam, że musiałam "rozchodzić temat". Wdrążyłam się na tyle, że po kilku godzinach rzuciłam plik papierów na stolik i wypuściłam głośno powietrze z płuc. Wszystko było zagmatwane, ale ktokolwiek spisywał te zeznania, pozostawił kilka luk. Było kilka niewiadomych, które, gdyby dobrze je podeprzeć odpowiednimi dowodami mogłyby zadziałać na korzyść pozwanego. Miałam tylko nadzieję, że nie będzie kombinował, tylko podejdzie do sprawy poważnie i pozwoli mi działać. Szanse na wygraną były minimalne, ale nie zerowe. Siedziałam i stukałam paznokciami w kuchenny blat, starając się zrobić sobie coś do jedzenia. Jednak ciało i umysł nie były dzisiaj w najlepszej symbiozie.
— Kurwa... — syknęłam, kiedy nóż omsknął się z ogórka i przeciął mi palca. Wsunęłam odruchowo palec pomiędzy wargi, a smak krwi przypomniał mi, jak nieznajomy zlizał krew z rany dziewczyny.
— Hej... — usłyszałam za plecami. Wyciągnęłam palca z ust i spojrzałam na Chrisa. — Jezu, weź sobie załóż plaster... Ugh... — krew ewidentnie go brzydziła. Czekałam, aż zemdleje z dramatyczny sposób.
— To tylko mała rana. — powiedziałam i wzruszyłam ramionami. Wyciągnęłam apteczkę, ale jedyne plastry, jakie mi zostały były z księżniczkami z Disney'a. Roześmiałam się pod nosem, bo skrywały one historię, kiedy dwie najlepsze przyjaciółki wyruszyły w melanż. W całodobowym skończyły się normalne plastry, więc życie zmusiło nas do zaklejania obtartych pięt dziecięcymi. Pokazałam mu zaklejony palec, a on uśmiechnął się do mnie.
— Dużo lepiej. Co na obiad? — zapytał, a ja się lekko skrzywiłam.
— Obiad? Ja dopiero robię śniadanie... — wyznałam.
— Znowu tylko kawa i robota, co? — pokręcił z niedowierzaniem głową. Co mogłam zrobić, musiałam znać wszystko, co było tam napisane.
— Mam jutro spotkanie z klientem. Do tego jest rannym ptaszkiem, więc będę tam siedzieć od ósmej rano. Ta sprawa może mi pomóc rozwinąć karierę. — lub zmieszać ją z błotem, ale na razie nie musiał tego wiedzieć. Mógł nie kłaść się do łóżka, tylko przyjść mnie pocieszyć... A może tak tylko działa to w książkach? Westchnęłam lekko.
— Jeszcze powiedz mi, że jedziesz tam sama? Co jeśli to jakiś kryminalista? — uniosłam wzrok i badałam jego ruchy, mimikę i zachowanie.
— Moja praca opiera się na spotkaniach z kryminalistami. Mam walczyć o jego dobre imię, serio uważasz, że miałby sensowny powód, żeby mnie atakować? — zapytałam. Jednak stało się, zasiał ziarno niepewności.
— Nie chciałbym żebyś cierpiała... — naprawdę? Gdzie byłeś wczoraj, kiedy zapłakana potrzebowałam męskich ramion, które może całkiem przypadkiem uspokoiłyby mnie?
— Spokojnie, w razie czego będę dzwonić, jakby się zrobiło niezręcznie, a co trzydzieści minut wyślę ci chociaż kropkę, jako znak, że żyję, może być? — zaproponowałam szybki układ, ale zgodził się. — Zamów coś na obiad, kebab, albo chińszczyzna?
— Kebab brzmi super. — powiedział i wysunął telefon z kieszeni. Uśmiechnęłam się i usiadłam ze swoim notatnikiem, gdzie wypisałam kilka pytań, które mi się nasuwały na myśl. Musiałam się naszykować na to spotkanie. Po raz kolejny bezwarunkowy odruch stukania paznokciami o blat zagłuszał ciszę.
— Abi... Przestań... To nieznośne. — usłyszałam po chwili i zmierzyłam wzrokiem Chrisa.
— A mogę chociaż oddychać i mrugać? — zapytałam uszczypliwie, nie mogąc już dłużej powstrzymać języka za zębami.
— Nie zaczynaj dramy... — zaśmiałam się tylko w odpowiedzi, bo aktualnie nie miałam ochoty rozpocząć dramy, a apokalipsę. Policzyłam w swej głowie do dziesięciu, uspokajając się. Z reguły byłam opanowana... Do czasu, nim ktoś naprawdę przekraczał wszelkie granice mojej cierpliwości. Wzięłam głęboki wdech i skupiłam się na pytaniach ignorując następne słowa mojego faceta. Gdzie był ten spontaniczny chłopak, w którym się zakochałam? Zdziadział się przez te półtora roku i chyba sam tego nie zauważył. — Co ty nosisz? — zapytał po chwili, przyglądając mi się.
— Ubrania? — odpowiedziałam, nie do końca wiedząc o co mu chodzi. Może nie były eleganckie, ale miałam siedzieć w domu i nigdzie nie wychodzić. Taki był mój plan na dzisiaj. Stawiałam na wygodę.
— Abi... Lubię twoje ubrania, chodzi mi o ten mroczny pierścień na twoim palcu. — wskazał na niego palcem, a ja wzruszyłam ramionami. Co miałam mu odpowiedzieć? Że podglądałam gościa, kiedy posuwał swoją niewolnicę tak bardzo, że mu pierścień z palca zleciał?
— Znalazłam na ziemi, podniosłam i założyłam... Tyle w tym historii. — zmierzył mnie wzrokiem, jakby uważał, że kłamałam. Mierzyliśmy się spojrzeniami, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Podskoczyłam, a serce waliło mi w piersi. Chris poszedł otworzyć i położył przede mną torbę z jedzeniem. Wyciągnęłam nasze zamówienia i rozpakowałam swoją porcję biorąc gryza.
— Zdradzasz mnie? — zapytał poważnym tonem, a ja o mało się nie udławiłam swoim ulubionym fast foodem.
— Chyba sobie żartujesz... — moje spojrzenie pociemniało. — Myśl logicznie... Dlaczego miałabym to nosić, jeżeli należałoby do kochanka? Jeśli już zarzucasz mi zdradę to wiedz, że jestem prawnikiem i wiem dokładnie co robić z dowodami zbrodni. — uśmiechnęłam się triumfalnie.
— Abi, to nie jest śmieszne... — skarcił mnie za mój wyraz twarzy, czy tylko mi się wydawało?
— Nie śmieję się. Powiedz mi, kto nosi sygnety z czaszką? Pewnie jacyś mroczni faceci, motocykliści, heavy metalowcy i tak dalej... Spójrz w lustro i powiedz mi, czy taki typ pasuje do mnie? Powinieneś mnie na tyle znać. Do tego przyznaję ci się do każdej głupoty. — dodałam, a jego wyraz twarzy złagodniał. Wzięłam głęboki oddech i wróciłam do jedzenia.
— Nie wyobrażam sobie, że mogłabyś mnie zdradzić...
— I tego się trzymaj... — wytrąciłam mu się w zdanie. — Nie mam ochoty słuchać bezpodstawnych zarzutów. Sprzeciw wysoki sądzie. Będę sobie nosić to znalezisko, kto wie, może dla kogoś to było cenne i zauważy pierścień na moim palcu i będę mogła go zwrócić.
— Jak zawsze... Masz dobre serce... — dodał, a ja tylko uśmiechnęłam się z politowaniem. Wróciłam do swojego notatnika, a chłopak dalej się na mnie patrzył. Tym razem dobrze wiedziałam, co oznacza ten wzrok.
— Idź, pograj sobie, zrelaksuj się. Mi jeszcze zejdzie nim skończę. Wtedy przyjdę do ciebie. — powiedziałam, a on skinął. Wziął swoje jedzenie i zniknął na schodach. Odetchnęłam z ulgą. Naprawdę nie chciałam słyszeć zarzutów, które były bezpodstawne. Mój telefon zawibrował. — Halo?
— Czemu mi nie powiedziałaś, co zdarzyło się w firmie? Wygryzłam Aarona. Wchodzę za niego. Nie zostawię cię samej z tym gównem. — powiedziała Emilly, nim cokolwiek zdążyłam pomyśleć.
— Dzięki. Dobrze wiedzieć, że chociaż ty mi nie życzysz źle.
— Nazwisko, Abi... Potrzebuję cholerne nazwisko. Zakopiemy zwłoki w lesie i nikt się nie dowie... — przerzuciłam oczami. — Nikt nie będzie ci groził... Ani zasmucał cię...
— Dziewczyno, wyluzuj... Będziemy walczyć, najlepiej jak potrafimy. Jak mam polegnąć i zakopać swoją karierę sześć stóp pod ziemią... To zamierzam użyć atomówki, żeby wykopać swój grób. — chichot wypełnił moje ucho.
— Uwielbiam twoje podejście. Jak tak to ma wyglądać, to tym bardziej masz moje wsparcie. Zostawimy sobie po sobie pamiątkę na lata. — sama się roześmiałam, uwielbiałam kiedy nadawałyśmy na tych samych falach.
— Jutro jadę do klienta z samego rana.
— Nie marnujesz czasu. — powiedziała z lekkim zaskoczeniem w głosie.
— Jak miałam być szczera, to zamierzałam dokupić wino i pić, ale to on zadzwonił do mnie o uwaga... Nawet przyśle po mnie auto. — radosny pisk wypełnił eter.
— Jezu, książę wyśle po ciebie karocę, ciekawe, czy będzie happy end? — zaśmiałam się.
— Ogranicz sobie Disney'a... Chyba przedawkowałaś... Emilly nie każdy czeka na mnie tylko po to, by być ze mną. Do tego to klient, widziałam jego zdjęcie sprzed kilku lat i wyglądał, jak taka bogata pizdeczka. Ma poważne zarzuty, więc jeśli część z nich to prawda...
— Nie pomyślałam o tym... Może nie jedź tam sama... — nagle wybuch radości zamienił się w troskę i strach.
— Drugi Chris... Spokojnie, mam być jego wybawieniem, to chyba nic mi nie zrobi.
— Chyba... Przemyśl to. Jak coś to będę pod telefonem. — powiedziała, a ja wzięłam głęboki oddech. Sama zaczynałam się powoli obawiać jutrzejszego spotkania. Nie podchodziłam do niego jako do kryminalisty tylko jako do klienta. Pożegnałam się z Emilly i udałam się do łóżka. Potrzebowałam odespać moje alkoholowe podboje i wstać wcześnie rano.
CZYTASZ
SZATAN KAZAŁ TAŃCZYĆ || Dark Romance {+18}
Romance{Książka zawiera brutalne sceny seksu i przemocy. Dla ludzi o mocnych nerwach +18} - Nie będę twoim bohaterem. Nie położę swojej marynarki na kałużę, żebyś nie pobrudziła pantofelków. Nie oddam ci bluzy, kiedy będzie ci zimno... Nie otworzę przed to...