Oddychaj... Jakoś to zniesiesz, przecież jesteś najlepsza, czy nie to mi powtarzał? Czemu nie był taki mądry, kiedy wysłał mnie na pożarcie wilkom... Czemu nie raczył chociaż stanąć koło mnie? Czemu ja, najgłupsza masochistka na świecie, zgodziłam się na to...? Wdech i wydech... Abigail... Dasz radę... Ten korytarz, chyba nigdy nie był dłuższy, a ja czułam się, jakbym szła w zwolnionym tempie... Słyszałam bicie własnego serca, krew pulsowała w żyłach, a od wszystkiego, co miało się zaraz zadziać, dzielił mnie już tylko krok i chęć zwymiotowania. Złapałam za klamkę i pchnęłam masywne drzwi stając na szczycie schodów. Powitały mnie blaski fleszy i przekrzykujący się ludzie. Podeszłam do niewielkiej ambony zrobionej w połowie schodów, gdzie położyłam swoją teczkę i zaparłam się dłońmi o niewielki drewniany blat.
— Wygłoszę teraz orzeczenie w sprawie mojego klienta hrabiego Midnighta Scarborna. Nie będę odpowiadać na pytania, bo uważam, że wszystko, co powinni państwo wiedzieć, przekażę jasno i klarownie. — odsunęłam twarz od mikrofonu i odchrząknęłam. Pierwszy raz w swojej karierze miałam do czynienia z taką ilością dziennikarzy. Pierwszy raz widziałam, jak te „głodne wilki" walczą między sobą o temat na pierwszą stronę. Wzięłam głęboki wdech. — W dniu dzisiejszym, jak wiecie, odbyła się rozprawa sądowa pana Scarborna. Postawione mu zarzuty były bardzo ciężkie, wielu z nas na samą myśl, że druga istota ludzka jest w stanie wyrządzić tyle zła, czuję odrazę, oburzenie i wewnętrzny sprzeciw. Do tego każde z tych przestępstw, miało dopisek „ze szczególnym okrucieństwem". Możecie zapytać, jak w ogóle można chcieć bronić taką osobę? Czy jest to możliwe? Czy naprawdę ktoś taki ma szansę na wybronienie się? Proces był długi i bardzo ciężki. Jednak wyrokiem sądu najwyższego, Midnight Scarborn zostaje uznany za niewinnego postawionych mu zarzutów. — tłum zawrzał, rzucając w moim kierunku kolejne pytania. Wzięłam głęboki oddech. — Jak mówiłam na początku, nie będę odpowiadać na pytania. Chciałam tylko dodać, że to nie koniec tej sprawy, chcielibyśmy pociągnąć do odpowiedzialności karnej osobę, która starała się zniesławić dobre imię hrabiego i zrobimy wszystko, by odpowiedziała za swoje czyny. Wygraliśmy bitwę, ale wojna trwa nadal, dopóki osoba oskarżająca jest wciąż na wolności i czuje się bezkarna. Dziękuję za przybycie i życzę wszystkim miłego dnia. — odwróciłam się na pięcie i zamknęłam na sekundę oczy. Czułam, że dzięki stresowi wszystko nie brzmiało spójnie, ale najważniejsza wiadomość poszła w świat. Midnight był wolnym człowiekiem, a Samuel już wiedział, że weszliśmy na wojenną ścieżkę. Wróciłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi, udałam się do windy, by zjechać do parkingu podziemnego. Kiedy drzwi rozsunęły się na boki ujrzałam jego. Stał oparty o swoją limuzynę, ubrany w idealnie dopasowany garnitur. Uniósł kącik ust, w chwili, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Wbiegłam w jego ramiona, a on schował mnie w nich, pozwalając mi się ukryć przed całym światem chociaż na sekundę.
— Byłaś boska, poradziłaś sobie świetnie... — wyszeptał do mojego ucha, kładąc swoją dłoń na mojej szyi. Ciepło jakie od niego emanowało, niosło ukojenie dla zszarganych nerwów.
— Widziałeś...?
— Byłaś na żywo w większości stacji...
— O boże...
— Spokojnie, dałaś radę, było naprawdę dobrze. — zaciągnął kosmyk włosów za moje ucho i złożył na moich ustach namiętny pocałunek. Odwzajemniłam go z utęsknieniem, chociaż minęło zaledwie kilka godzin od chwili, kiedy całował mnie na tym parkingu nim weszliśmy na górę. — Wracajmy do domu... Pora świętować i odstresować się po tej zaciętej walce. — uśmiechnęłam się i skinęłam głową. Otworzył drzwi i pomógł mi wsiąść do środka, po czym zajął miejsce obok mnie. Zerkałam na niego z lekkim uśmiechem na mojej twarzy. Kierowca ruszył, pokonując kolejne ulice.Midnight
Ciemność... Potem tylko była już ciemność. Uchyliłem z trudem powieki, ale nie widziałem wyraźnie, a w uszach huczało... Zobaczyłem kolorową plamę nad sobą. Ktoś złapał mnie za kołnierz i pociągnął lekko do siebie.
— Lepiej ją znajdź, nim trafi sześć stóp pod ziemie... — znaleźć kogo...? Ktoś wbił mnie w ziemię, syknąłem z bólu, który rozszedł się po moim ciele. Chwilę później zobaczyłem migoczące, niebiesko-czerwone światła. Zapach benzyny i palonych plastików skutecznie drażnił moje nozdrza. Czułem, że tracę panowanie nad swoim ciałem, że rozum każe uciekać, ale cholerne kończyny zdają się bezwładne. W tej chwili znów pochłonęła mnie ciemność. Musiałem stracić przytomność. Martwa cisza trwała ułamek sekundy, a potem usłyszałem cichy, znajomy głos.
— On rozpęta piekło w tym mieście... Nic go nie zatrzyma, bo jedyna osoba, która mogłaby to wszystko załagodzić jest chuj wie gdzie... Jak się ocknie, to spyta o nią i co mu powiemy? Jeźdźcy apokalipsy to będzie, jak „My little pony" dla ubogich...
— Może nie będzie tak źle...
— Sam nie wierzysz w to, co mówisz... Z resztą ile ciał kryje się na terenach posiadłości? Nie udawaj zaskoczonego, oczywiście, że wiem...
— Skąd...?
— Chcąc nie chcąc, sam maczałem palce w wielu akcjach. Ja wiem, że to nie są niewinni ludzie i dobrze, że skończyli tak, a nie inaczej... Na boga... Ja nawet nie chcę spróbować mu wytłumaczyć tego, co się stało... On się wścieknie... To nawet nie będzie złość to będzie furia... Wytoczy wszystkie działa, uciszy sumienie i... Zresztą sam wiesz, jaki jest... — chciałem coś powiedzieć, ale nie byłem w stanie. Jakby moje zmysły załączały się powoli na nowo, jeden po drugim. Czułem, jakbym spał, a jednocześnie słyszałem wszystko dookoła. To było przerażające. Szczególnie, że nie wiedziałem, co do cholery się wydarzyło. Starałem skleić strzępy wspomnień z tamtej chwili. Jednak nie pamiętałem nic. To była ta chwila, kiedy w mojej głowie zrodziło się najważniejsze z możliwych pytań... Gdzie Abi i czemu jej głosu nie słyszę? Moje powieki pozwoliły w końcu się uchylić, zasłoniłem dłonią oczy, a z gardła wydarł się żałosny jęk. — Leż... Leż... Leż... Nie podnoś się, jesteśmy tutaj... — w tej chwili rozpoznałem głos Sky'a.
— Gdzie Abigail? — odpowiedziała mi cisza. — Gdzie, do cholery jest Abigail?! — zebrałem resztki sił, by wydać z siebie żałosny krzyk.
— Osoba odpowiedzialna za wypadek ją ma... Prawdopodobnie. Midnight, jako twój przyjaciel, błagam cię dojdź do siebie chociaż trochę. Oberwałeś dosyć mocno. Pomożemy, jak zawsze, ale wróć do zdrowia, chociaż odrobinę. — błagał, ale nie obchodziły mnie jego prośby. Dziewczyna mogła być w niebezpieczeństwie i oczywiście była to tylko moja wina. Sam ją wciągnąłem w swój świat i to na mnie spoczywała odpowiedzialność, by ją uratować.
— Kamery...?
— Sprawdziłem monitoring, ale ktoś był sprytny. Ciężarówka uderzyła z taką mocą, by zepchnąć was w jeden z nielicznych martwych punktów w mieście. — powiedział chłopak i spojrzał ma mnie. — Na jednym nagraniu widać tylko jak ktoś ciągnie Abigail po drodze, a raczej jej nieprzytomne ciało, bo było widać tylko nogi, które powoli znikały z ekranu.
— To na bank Sam. Ona wytoczyła mu wojnę... Więc zareagował. Odebrał mi wszystkich bliskich i widocznie nie w smak mu przestać. — wychrypiałem i sięgnąłem po wodę. Dopiero teraz widziałem siniaki na całej ręce.
— Pomogę. — Sky złapał za kubek, żeby mi go podać, a ja tylko spiorunowałem go wzrokiem. Wsunął mi go w dłoń i uniósł ręce w geście poddania. Przerażający ból przeszył moje ciało, ale osiągnąłem swój cel i napiłem się. Czujem na sobie wzrok Johna, który stał i patrzył się, jakby serce miało mu pęknąć. Odwróciłem wzrok.
— Jak źle jest ze mną?
— Nie najgorzej. Złamane żebro, rozcięta noga, lekki wstrząs mózgu i głównie stłuczenia, powinieneś wydobrzeć za jakiś czas...
— Co z kierowcą? — zapytałem, chociaż bałem się odpowiedzi, moi pracownicy z czasem stali się moją rodziną. Może nie zawsze moje zachowanie było najlepsze, ale w głębi dbałem o nich jak tylko mogłem.
— Jest ok. Wysłaliśmy go do domu. Szok i lekkie stłuczenia, ta ciężarówka uderzyła w tylny bok auta, więc był to atak wymierzony bardziej w was niż w niego. Nie wiemy tylko co z Abi, bo to ona była na pierwszej linii strzału. — położyłem się i zamknąłem oczy, przeklinając swojego największego wroga. Zajęło mi chwilę, by zebrać myśli i nieco sił, by podjąć próbę wstania. — Midnight nie wstawaj... Kurwa... — mruknął Sky i podbiegł do mnie.
— Nawet mnie nie dotykaj. Jest dobrze.
— Musisz wydobrzeć...
— Nie mam czasu na takie pierdoły, jej życie jest zagrożone. Wracamy do roboty. — ból przeszywał moje ciało z każdym najmniejszym ruchem. — Potrzebuje kodeiny albo morfiny i będzie dobrze. — powiedziałem niemal dusząc się, kiedy złamane żebro nacisnęło lekko na płuco. Podstawowa czynność życiowa była teraz trudniejsza, niż kiedykolwiek. Wracały mi w myślach obrazy z dnia, kiedy Sam podciął mi gardło. Czułem się podobnie, jednak teraz dalej mogłem chodzić i funkcjonować i odnaleźć dziewczynę, która wywróciła mój świat do góry nogami.
— Zrobisz sobie większą krzywdę...
— Nie prosiłem o poradę lekarską. — mruknąłem, a Sky zrobił mi zastrzyk, nie wypowiadając ani jednego słowa więcej.
— Pięć minut... Chociaż usiądź na tą krótką chwilę. — przerzuciłem oczami, ale wykonałem polecenie, czekając aż ból fizyczny zniknie. Szkoda, że nie było leku na ból psychiczny, ten który siedział głęboko i zabijał resztki mojego człowieczeństwa. Może jednak bycie osobą pozbawioną uczuć, moralności i pokładów dobra, wcale nie byłoby najgorszym rozwiązaniem? Gdybym tylko wiedział, gdzie jej szukać, już bym tam zmierzał. Musiałem poznać jego kryjówkę, gdzie chował się jedyny mężczyzna na tej planecie, który w pewnym stopniu mnie przerażał. Jak silne były moje uczucia do Abigail, skoro znów pojawił się strach, że kogoś stracę? Nie powinienem się tak zbliżać do niej i wiedziałem doskonale, że byłem sam sobie winny, jak i to, że ciążyła na mnie odpowiedzialność za jej los. Los, który aktualnie był nieznany. Nie wyobrażałem sobie tego, by mogło jej zabraknąć, żeby nie było jej dane nacieszyć się sukcesem i tym, jak jej kariera się rozwinie. — Zrobisz sobie jeszcze większą krzywdę... — usłyszałem, kiedy mój przyjaciel ukucnął przede mną i poluzował moje palce, które mimowolnie zaciskałem mocniej i mocniej na brzegu łóżka. — Midnight, znajdziemy ją. Stanę na rzęsach, żeby poruszyć niebo i ziemię. Przeszukamy każdą dziurę i wyciągniemy ją. — położył dłoń na moim ramieniu, chcąc dodać mi otuchy, jednak bardziej niż miłych słów potrzebowałem tropu. Punktu zaczepienia i dobrej broni. Drugie posiadałem, do pierwszego trzeba było jakimś cudem dojść. Zegar tykał, liczyła się każda sekunda. Zerknąłem na zegarek i powoli się podniosłem, ból już nie był tak dokuczliwy. Podeszłem ze Sky'em do komputera i usiadłem w fotelu.
— Rób swoją magię... — mruknąłem, a on skinął głową. — Nie rozumiem, czemu mnie wzięli mnie...
— Podejrzewam, że zastawili na ciebie gdzieś pułapkę i wcześniej, czy później sami się zdradzą.
— Byłoby dobrze odkryć ich przed tym jak sami się odezwą wtedy mielibyśmy szanse wykopać dołek pod nimi pierwsi. Szukaj Sama, on na bank nas doprowadzi do Abi.
— Masz plan? — zapytał, unosząc kącik ust do góry.
— Ja zawsze mam plan. Kto pod kim dołki kopie sam często w nie wpada. Mój plan? Wyprzedzimy ich, ale jest mi potrzebna pomoc najlepszego komputerowca w mieście... — wiedziałem, że jak mu posłodzę to zmotywuje go do lepszego działania. Nagłe uderzenie w drzwi sprawiło, że wystraszony Sky podskoczył na krześle. Sekundę później ponownie ten sam dźwięk wypełnił pomieszczenie.
— Kurwa, co to? — mój przyjaciel spojrzał na mnie i na drzwi.
— Ja otworzę... — powiedział John, pozwalając mi zostać na miejscu. Skinąłem na niego, dając mu pozwolenie. Uchylił drzwi, a do środka weszła Azura i wydała z siebie ryk. Zawsze zaskakiwało i fascynowało mnie, jak zwierzęta szybko wyczuwały, co się święci.
— Ja pierdolę, czarna pantera... — Sky prawie wskoczył na krzesło, a kot powoli podszedł do mnie i wtulił swój łeb w mój brzuch. Zrobiła to strasznie delikatnie, wiedząc, że byłem ranny. Wydała z siebie ni to ryk, ni to jęk, ale wiedziałem doskonale, że tęskniła za Abi, że wyczuwała, że stało się coś złego.
— To tylko zwierzak domowy, wyluzuj... Pracuj, a nią się nie przejmuj, bez rozkazu nie zaatakuje. — hacker pokręcił z niedowierzaniem głową, a ja cieszyłem się, że miałem ją po swojej stronie...— Midnight połóż się...
— Co...? — szepnąłem, kiedy na chwilę przysnąłem w fotelu.
— Połóż się, przyrzekam ci, że cię obudzę, jak tylko do czegoś dojdę... — pomógł mi wstać i przeszedłem powoli do łóżka, organizm odmawiał posłuszeństwa i musiałem się przespać chociaż chwilę. Azura wskoczyła za mną na łóżko i położyła się obok mnie. Zasnąłem, nawet nie wiem kiedy, ale czekałem, by w końcu ruszyć do akcji i ocalić Abi, nim ten psychol coś jej zrobi. Przysięgam i klnę się na boga, że to ostatnie tchnienie Sama. Zapłaci mi za każdą odebraną osobą, bo strach zaczął ewoluować w złość, a wtedy ciężko mnie powstrzymać.
CZYTASZ
SZATAN KAZAŁ TAŃCZYĆ || Dark Romance {+18}
Romance{Książka zawiera brutalne sceny seksu i przemocy. Dla ludzi o mocnych nerwach +18} - Nie będę twoim bohaterem. Nie położę swojej marynarki na kałużę, żebyś nie pobrudziła pantofelków. Nie oddam ci bluzy, kiedy będzie ci zimno... Nie otworzę przed to...