Abigail
Spałam spokojnie, kiedy moje nozdrza zaczął pieścić zapach męskich perfum. Wyrwało mnie to ze snu, jednak nawet nie drgnęłam. Był w tym pokoju, miałam sto procent pewności. Materac delikatnie ugiął się po drugiej stronie łóżka. Nie wiem jak on to robił, ale potrafił poruszać się tak, że nie byłam w stanie wyczuć jego ruchu. Teraz poczułam także zapach szkockiej i papierosów.
— Byliśmy idealnymi partnerami, jak jebane ying i yang... Teraz wszystko legło w gruzach, bo raz chciałem postąpić właściwie... — szeptał bardzo cicho. — Zrobiłem w życiu tyle złego, że jakby piekło potrzebowało nowego władcy, zostawiłbym konkurencję w tyle. Boże, jak ja się stoczyłem... — ewidentnie wypił więcej niż ustawa przewiduje. — Rozpętałem piekło na ziemi, by cię odnaleźć... Uratowałem dwie niewinne istoty, spaliłem budynki i stawiłem czoła osobie, która od lat mnie przerażała. Pomściłem rodziców i odkryłem, że jeszcze potrafię kochać. Zakochany potwór, świat oszalał... Tak strasznie nie chcę cię stracić i tak bardzo wiem, że nie jestem cię godzien... Przysięgam, że żadna na tym świecie ci nie dorówna, nawet nie zamierzam oglądać się za nikim innym, bo już zawsze będę czekać na ciebie. Chciałbym mieć tyle odwagi, by ci to powiedzieć prosto w twarz, ale nie mam... Zdawało mi się, że jestem męski, ale dzisiaj czuję się jak podrzędna pizda. Zachowania godne zakochanego gówniarza... Wiem, że muszę dać ci wolność, bo przy takim kimś jak ja zmarnujesz sobie życie. Nie chcę narazić cię, już nigdy więcej, na jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Masz wyremontowane mieszkanie, czeka gotowe i wiesz co? Będziesz tam najbezpieczniejsza na świecie. Już nic złego ci się nie stanie... Usunę każde zagrożenie tak, żebyś nawet nie wiedziała, że jakiekolwiek było. Masz żyć pełnią życia, beztrosko... Jezu, jak ja się nawaliłem... — zamruczał coś jeszcze pod nosem i d elikatnie pogładził moje włosy. — Jesteś taka piękna... Gdybyś nie spała, to byś mi teraz zaprzeczyła... Jednak w moich oczach jesteś najpiękniejsza. Nie pozwól, żeby ktokolwiek starał ci się wmówić co innego... Pamiętaj, że pałac będzie zawsze twoim domem, znajdziesz tu schronienie, pomoc, wszystko... Nie musisz gadać ze mną, gadaj z Johnem, on jest lepszy w zarządzaniu tym chaosem. Wyszedł jebany monolog... Boże, wszystko wiruje... — podniósł się, ale tym razem już nie można było mówić o gracji kota, był raczej jak słoń w składzie porcelany. Wzięłam głęboki wdech, uchyliłam usta by się odezwać, jednak nim wydałam z siebie jakikolwiek dźwięk, drzwi się zamknęły. Poczułam nagłe pieczenie w oczach. Wszystko było trudniejsze, niż wyglądało. Biłam się z myślami, co mam zrobić z tą całą sytuacją. Pieprzona Roxanne, musiała wszystko zepsuć. Płakałam z dobrą godzinę, nim uspokoiłam się na tyle, żeby usnąć.
— Abigail...? — usłyszałam swoje imię i uchyliłam powieki.
— Emilly? — mruknęłam jeszcze zaspana. — Która godzina?
— Coś koło jedenastej, spieszysz się gdzieś? — zaśmiała się wesoło. — Był u ciebie lekarz rano, powiedział, że już nic ci nie grozi i możesz dzisiaj wstać i zacząć chodzić. Zostawił ci receptę na leki przeciwbólowe.
— Mogę wrócić do domu? — zapytałam bez większego zastanowienia.
— Jeśli tylko dotransportujesz swój tyłek do mojego auta. Hrabia zostawił ci rano klucze i pojechał się gdzieś rozbijać swoim Lambo-bambo.
— Powiedz, że był trzeźwy...
— Trzeźwiutki, świeżutki, wypachnił się, ubrał gajerek od Armaniego i tyle go widzieli. — westchnęłam lekko.
— Coś się stało?
— Nie, chciałam się pożegnać i podziękować za gościnę. — może nawet i porozmawiać. Emilly przyniosła moje rzeczy i pomogła mi się ubrać. Podniosłam się i o dziwo nie czułam bólu. Musieli mi dać dobre leki przeciwbólowe. Powoli opuściłyśmy pokój i wyszliśmy na główny hol, gdzie czekał na nas John z Azurą. Poczułam ścisk w gardle, bo przez te kilka tygodni ta para stała się dla mnie jak rodzina. Kot podszedł pierwszy i polizał moją dłoń. — Hej kochanie, jeśli twój pan się zgodzi, wpadnę czasami z jakimś kurczakiem pod pachą, albo kawałkiem smacznej krowy. — zaśmiałam się przez łzy.
— Panno Henderson, to była przyjemność, gościć pannę w naszych skromnych progach... — nie pozwoliłam mu dokończyć i przytuliłam go mocno.
— Ostatnie co można powiedzieć o tym miejscu, to że jest skromne i... Abi, po prostu Abi... Będę tęsknić. — powiedziałam i najzwyczajniej w świecie się rozpłakałam. Nigdy w życiu nie przypuszczałam, że będzie mi tak ciężko opuścić miejsce, z którym powinna mnie łączyć tylko praca i obowiązki z nią związane. Wsiadłyśmy do auta Emilly i masywna brama otworzyła się. Spojrzałam w boczne lusterko, widząc jak John łapał Azurę za obrożę, kiedy chciała się wyrwać i biec za nami. Całą drogę jechałyśmy w ciszy. Jeszcze nigdy droga do domu nie zajmowała tyle czasu. Zatrzymałyśmy się przy drzwiach, zupełnie, jakby miejsce parkingowe na nas czekało. Pod moim balkonem stał mój wymarzony samochód. Zatkałam usta i wybuchnęłam kolejną salwą płaczu.
— Jaka ty jesteś kurwa głupia... — jęknęła moja przyjaciółka i sama zaczęła płakać. — Ty przynależysz do pałacu Abigail, a on pokochał cię tak, jak kocha się tylko raz... — wydusiła z siebie, na co tylko jęknęłam żałośnie. Wysiadłyśmy po kilku minutach i podeszłam do Mustanga. Przejechałam opuszkami palców po masce. Było widać, że dopiero zszedł z linii produkcyjnej. W środku wszystko jeszcze miało folie ochronne. — Chodźmy na górę. — dziewczyna chwyciła moją dłoń i wyciągnęła z kieszeni klucze. Otworzyła dolne drzwi i moim oczom ukazała się odnowiona klatka schodowa. Schody były podświetlone ledami. Weszłam powoli, kilka dni spędzonych w łóżku zabiło do końca moją kondycję. Otworzyłyśmy drugie drzwi na piętrze i zaparło mi dech. — O kurwa... — szepnęła dziewczyna, która stanęła jak wryta obok mnie.
— Myślałam, że on zatrudni kogoś, żeby załatał dziurę w ścianie i sprzątnął...
— A on ci zrobił generalny remont. Z podrzędnego mieszkania powstał pałac. — wszystko było zrobione na wysoki standard. Chodziłam i podziwiałam wszystko jakby to było muzeum. — Abi!!! — usłyszałam krzyk przyjaciółki dochodzący z sypialni.
— Co? — weszłam szybko do pokoju i znów poczułam ścisk w gardle. Na łóżku znajdował się ogromny bukiet kolorowych kwiatów. Obok leżał duży pluszak, srebrna walizka i dość małe czerwone pudełko, a na nim koperta. Po nią sięgnęłam jako pierwszą. "Spełniłaś warunki umowy. Zasługujesz na miano najlepszego prawnika w mieście. W walizce znajdziesz wynagrodzenie, a w pudełku obiecany bonus. Midi." Przeczytałam i otworzyłam walizkę, która po brzegi była wypełniona pieniędzmi.
— Boże... W życiu nie widziałam tyle pieniędzy... — jęknęła Emilly.
— Ja też nie. — szepnęłam i wzięłam do ręki pudełko. Tak jak obiecał, znalazłam tam kluczyki do Mustanga, który stał zaparkowany pod balkonem.
— Nie...
— Tak... Obiecał i spełnił wszystko. — skwitowałam i sama nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać. W życiu nie czułam tyle skrajnych emocji i jednocześnie tak wielkiej bezradności. Z podrzędnej prawniczki stałam się właścicielem największej kancelarii, zdobyłam renomę, mam piękne mieszkanie, świetny samochód, nie muszę się martwić o nic. Ustawił mnie do końca życia. W dodatku żywił do mnie uczucie, ale wciąż, gdzieś z tyłu głowy miałam obrazy z domu Roxanne i to bolało niemiłosiernie. Może potrzebowałam chwili, by złapać oddech? Czy taki wyczyn można wybaczyć?
— Ziemia do Abigail! — usłyszałam nagle, co wyrwało mnie z zamyślenia. Spojrzałam na przyjaciółkę i jakby wszystko wiedziała, co działo się w mojej głowie. — Och... Abi... — wyszeptała i przytuliła mnie mocno.
— To takie trudne...
— Ja wiem kochanie, ja wiem... Ale nikt nie zdecyduje za ciebie. Przede wszystkim musisz teraz skupić się na sobie. Przyjdę jutro do ciebie i popracujemy razem, zrobimy home office? W piżamach i potarganych włosach... — zaśmiałam się i pokiwałam twierdząco głową. Powrót do normalnego życia zdawał się być teraz naprawdę dobrym planem. Po całej przygodzie jeden dzień normalności.
— Brzmi super. Zaraz ci wypiszę home office.
— Nie, zrobisz to jutro. Potrzeba ci czegoś? Boże... Przecież jak cię tyle nie było, to ty nawet nie masz nic w lodówce... — pobiegła do kuchni. — Ja pierdolę! Nawet zakupy ci zrobił! — wróciła do mnie będąc w szoku.
— Nie gadajmy o nim. Dawno się nie widziałyśmy i skupmy się teraz na nas. — poprosiłam, a przyjaciółka mi przytaknęła.
— Dobra, to zrobimy sobie babski dzień.
— Chcesz zostać na noc? — zapytałam, a ona uśmiechnęła się szeroko.
— Jeszcze pytasz? Muszę wypróbować, czy łóżko wygodne. — roześmiała się ciepło. — Ale najpierw zejdę na dół do apteki, wykupię ci leki.
— Dam ci pieniądze.
— Wal się, wasza wysokość, nie rozpierdalamy hajsu na głupoty, na wykupienie recepty jeszcze mnie stać. — pokręciłam z niedowierzaniem głową.
— Dobra, leć, a ja...
— Usiądziesz i odpoczniesz. Wszystko jest na tip top i nie musisz o nic się martwić, więc będziesz o siebie dbać, żeby jak najszybciej wrócić do zdrowia.
— Dobra, dobra. — uniosłam ręce w geście poddania się. Emilly wyszła, a ja na chwilę zostałam sama. Położyłam się na łóżku i przytuliłam misia. Złapałam za swój telefon i napisałam do Midnighta, dziękując mu za wszystko. Jednak moja wiadomość pozostała bez odpowiedzi. Ścisnęłam mocniej pluszaka i zamknęłam oczy.
— Abi... Abi... Abigail Henderson, daj do cholery znać, że mnie słyszysz...
— Co...?
— Ja pierdolę, o mało mnie o zawał nie przyprawiłaś... Myślałam, że zasłabłaś i miałam już dzwonić do seksownego doktorka. — Emilly usiadła obok mnie i westchnęła.
— Nie, przysnęłam.
— No serio? Co ty nie powiesz... — przerzuciła oczami.
— Jestem zmęczona. — jęknęłam.
— Wiem, ale musisz zjeść i wziąć leki, a wtedy śpij sobie w najlepsze, ja ci bronić nie będę. — westchnęłam lekko.
— Wiem, że teraz wszystko jest ciężkie, ale musimy działać po kolei. Najpierw jedzenie, potem leki. Jak masz ochotę to pomogę ci się umyć. — spojrzała na mnie, a ja westchnęłam. — Musisz wrócić do normalności Abi. Ja wiem, że wszystko się powaliło i najlepiej jakby to on tu teraz był...
— Tego nie powiedziałam. — wtrąciłam się.
— Jestem twoją przyjaciółką i widzę, że cierpisz, ale przejdziemy przez to razem. Kochanie, pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. — mogłam, za każdym razym, bo mieć taką przyjaciółkę to największy skarb.
CZYTASZ
SZATAN KAZAŁ TAŃCZYĆ || Dark Romance {+18}
Storie d'amore{Książka zawiera brutalne sceny seksu i przemocy. Dla ludzi o mocnych nerwach +18} - Nie będę twoim bohaterem. Nie położę swojej marynarki na kałużę, żebyś nie pobrudziła pantofelków. Nie oddam ci bluzy, kiedy będzie ci zimno... Nie otworzę przed to...