CHAPTER 37.

981 51 55
                                    

Patrzyłam z niedowierzaniem na scenę, która rozgrywała się na moich oczach. Krzyczałam z całych sił, pomimo, że taśma zasłaniała moje usta. Szarpałam się, chociaż więzy wokół kostek i nadgarstków nie popuszczały nawet na milimetr. Łzy spływały po moich policzkach, by po chwili roztrzaskać się na podłodze. Moje serce pękało. Ból fizyczny, jakby odszedł na drugi plan, kiedy mój umysł rozszarpywały demony. Ta suka zmusiła go do tego, by ją przeleciał na moich oczach. Nie wiedziałam, co było większym złem, czy fakt, że zmuszanie do seksu to przemoc, czy godzenie się na to. W chwili kiedy skakała po nim uśmiechając się do mnie, zacisnęła powieki i odrzuciła pistolet, który wystrzelił w ścianę. Midnight wykorzystał ten moment, obrócił swój sygnet i szybkim ruchem, z pomocą biżuterii, podciął jej gardło. Zadrżała, jej oczy zrobiły się puste, ale odchodziła z uśmiechem na twarzy. Zacisnęłam powieki nie mogąc tego już znieść. Martwe ciało opadło na podłogę z hukiem. Płomienie zaczynały powoli trawić dom, nagrzane szyby zaczynały pękać, pokrywając podłogę kawałkami szkła. Ukucnął przede mną i ściągnął taśmę z moich ust. Nie odezwałam się słowem, patrząc w podłogę. Czułam się jakby odebrano mi kawałek duszy.
— Możesz mnie znienawidzić, ale teraz musimy zadbać o to, żebyś była w stanie to robić. Chwyć mnie mocno za szyję. — przez chwilę się zawahałam, ale on był jedyną opcją wydostania się z tej pułapki. Objęłam go za szyję, a on uniósł mnie i ruszył w stronę drzwi, tam sięgnął po słuchawkę, którą wsadził do ucha. — Panowie, zróbcie nam wyjście. — powiedział i po chwili duża dykta padła na ziemię, robiąc nam przejście. Zapakował się ze mną na przednie siedzenie, trzymając mnie dalej w ramionach.
— Zawieź mnie do domu... — jęknęłam żałośnie.
— Nie ma nawet takiej opcji. Potrzebujesz lekarza, a ja zrobiłem z pałacu prywatny szpital. Dopiero kiedy wydobrzejesz, jeśli sobie życzysz nie przyjdę ani na chwilę, ale nie puszczę cię samej w takim stanie. Zapomnij. — jego głos był stanowczy, ale jednocześnie pełen bólu. Zamilkłam na resztę drogi, ale mimo wszystko wtuliłam się w niego. Potrzebowałam tego ciepła, bo czułam, jakby nawet moje własne kości były zmarznięte. — Abi... Nie odpływaj, zostań ze mną... Szybciej, kurwa! — wydarł się na kierowcę. Chciałam być posłuszna, usłyszeć "dobra dziewczynka", które brzmiało tak dobrze z jego ust i smakowało, jak najsłodszy narkotyk. Chciałam to słyszeć znowu i znowu... Głęboki wdech i wydech... Spojrzałam na moją dłoń i uśmiechnęłam się pod nosem. Jakie to było żałosne, że własna ręka odmawiała mi posłuszeństwa i nie byłam w stanie złapać za jego koszulkę... — Abigail Henderson... Przysięgam, że jeśli mi tu zejdziesz, sam się zabiję, tylko po to, by odnaleźć twojego ducha i zabić go znowu. Nie zostawisz mnie, nie po tym wszystkim... — pierdol, pierdol panie hrabio... Zdecydowanie było mi już wszystko jedno, co ze mną będzie. Nastała ciemność.

— Boże... Budzi się... — usłyszałam znany mi, żeński głos.
— Emilly...? — jęknęłam.
— Cicho... Jestem tu... — gładziła moje czoło. — Ten twój hrabia zadzwonił po mnie. Kazał mi tu siedzieć, do czasu aż się nie obudzisz. Trzy dni spędziłam w luksusie, dostałam takie zajebiste łoże, a ten jego służący przynosił mi posiłki... Laska, ale ci się trafiło... — uśmiechała się ze łzami w oczach.
— Czemu płaczesz...?
— Bo umierałaś na moich oczach, ale reanimowali cię i podjęłaś walkę o dalsze życie. Ty nawet nie wiesz, co tu się odwaliło przez te kilka dni... Ale błagam, nie strasz mnie już tak bardzo, bo życie w tym zatęchłym mieście bez ciebie, byłoby jeszcze gorsze niż kiedykolwiek wcześniej. — położyła się obok mnie i rozpłakała, jak dziecko. Wiedziałam, że starała się ukryć te emocje, ale najzwyczajniej w świecie jej nie wyszło. Trzymałyśmy się za ręce i płakałyśmy razem. — Ten twój facet, jest naprawdę jak złoto... Wczoraj, kiedy twój stan stał się w końcu stabilny, zadzwonił nawet po fryzjera i trzymał cię w ramionach przez kilka godzin, tylko po to, żebyś nie była smutna z powodu głupich kłaków jak się obudzisz... — pokręciłam z niedowierzaniem głową i dotknęłam swoich włosów. Obrazy z domu Roxi wracały. — Zobacz... — Emilly podała mi lusterko. Musiałam przyznać, że w życiu moje włosy nie wyglądały lepiej. Moja twarz wróciła do normalności, opuchlizna zeszła i zostało tylko kilka zadrapań. Odciągnęłam włosy za ucho, a wtedy zauważyłam, że na moim palcu znajdował się ponownie sygnet.
— Skąd...?
— Modnight powiedział, że należy do ciebie i że to ważny symbol. — spojrzałam na nią i wzięłam głęboki wdech. Opuściłam głowę na poduszkę i zacisnęłam powieki. — Abi, wszystko ok? Zawołać lekarza? — wyczułam panikę w jej głosie.
— Nie... Czy on ci powiedział, co zdażyło się w domu Roxanne? — pokręciła przecząco głową.
— Zawołam ci lekarza.
— Nie...
— Musimy, będę obok, a młody doktorek jest niczego sobie. Nawet wyłudziłam jego numer... Czekaj tutaj. — jakbym miała siłę się podnieść.
— Co z nią? — usłyszałam głos Midnighta, nim zamknęła drzwi, a gęsia skórka pojawiła się ekspresowo na moim ciele. Wróciła z lekarzem, który podał mi kolejną dawkę leków przeciwbólowych, przebadał mnie i posprawdzał rany. Powiedział, że rokowania są na tyle dobre, że jutro lub pojutrze pozwoli mi wstać. Cieszyłam się na tę myśl, bo chciałam jak najszybciej wrócić do domu.

Midnight

— Czemu znowu pijesz? — usłyszałem pytanie od Sky'a, który obrócił się na krześle.
— Obudziła się...
— To raczej powód do radości, a nie smutku. — skwitował.
— Nie spytała o mnie, więc zgaduję, że nie chce mnie widzieć... Jutro skończą remont w mieszkaniu, więc pewnie będzie chciała tam wrócić. — Sky popatrzył na mnie i wziął głęboki oddech.
— Powiesz mi w końcu, co tam się stało...? — przerzuciłem oczami. — Unikanie tego tematu tylko cię zżera od środka.
— Bo straciłem ją mimo wszystko. Mimo każdej cholernej próby odnalezienia jej... Walki z czasem, ja... Chciałem uciszyć swoje sumienie, czułem się winny, że ta dziewczyna oszalała przeze mnie. Chciałem dać jej piękną śmierć, ale nie sądziłem, że każe się przelecieć...
— Zrobiłeś to... — westchnął, a ja w złości cisnąłem szklanką o ścianę.
— Zrobiłem, celowała w Abigail i w żaden sposób nie mogłem jej zabrać broni. Była naładowana i odbezpieczona. Ta idiotka nawet nie wiedziała jak dobrze trzymać to. Nawet nie przeszkadzało jej, że chata zaczynała się palić, rozumiesz to? — przełknąłem ślinę pełną goryczy. Odchodziłem od zmysłów, nie mając pojęcia jak to wszystko odkręcić i naprawić. Sky patrzył na mnie i milczał. Odpaliłem papierosa i rzuciłem się na łóżko. — Trzeba użyć mojej supermocy...
— O czym ty gadasz? — rzucił, patrząc na mnie jak na debila.
— Jeśli nie chce być ze mną, to sprawię, że jej dom będzie najbardziej bezpiecznym miejscem na ziemi.
— Jak chcesz to zrobić? — zapytał bujając się na fotelu.
— Proste. Mieszkanie wyremontowane, zrobisz tam monitoring, każdy bezdomny ma dostać mieszkanie, każdy chodnik ma zostać wyremontowany, nie chcę nawet widzieć jednego peta na drodze. Każdego dealera w okolicy namierzę i usunę stamtąd. Prywatna ochrona, ale jako tajniacy... Nawet kurwa każę wyłapać jebane lisy w parku i zaszczepić na wściekliznę... — wypuściłem w górę chmurę dymu.
— Jak chcesz to zrobić? — zapytał.
— Pieniądze rządzą światem, więc mając ich jak lodu... Chociaż raz je wykorzystam dobrze. Nie ma Sama, więc pora, by Scarbornowie znowu mieli coś do powiedzenia w tym mieście. Pora złożyć wizytę w urzędzie miasta.
— Chcesz zabić prezydenta miasta?
— Robisz się powoli gorszy niż ja... Nie, przedstawię mu plany rewitalizacji danej części miasta. — Sky wstał i zaczął bić brawo. — Pojebało cię? — spytałem, ale on tylko uśmiechnął się głupkowato.
— Nie wiem, co ta dziewczyna ci zrobiła, ale pierwszy raz jestem naprawdę dumny z twojego pomysłu i nie przeraża mnie. Nie zakłada rozlewu krwi i ofiar śmiertelnych. No po prostu wow, szok i niedowierzanie. — przerzuciłem oczami.
— Skoro nie chce mnie takiego, nie zmuszę jej, ale chociaż zadbam, by jej życie było bezpieczne. Sam będę osobiście wszystkiego nadzorował.
— Dobra, miałem ci zarzucić, że mroczny chuj zamienił się w pizdę, ale nie odpuściłbyś sobie. Dobrze, stalking to chyba najmniej inwazyjna rzecz.
— Nie stalking, tylko będę doglądać. — poprawiłem go, ale ten się zaśmiał.
— Siedząc na drzewie w parku i przeglądając na telefonie monitoring z jej domu?
— Tylko i wyłącznie, jeśli będzie taka potrzeba. — nie mogłem temu zaprzeczyć, ani tego potwierdzić. Sam nie do końca byłem pewien, jak to będzie wyglądać.
— Przyprowadzi faceta do domu, a ty nawiedzisz jej dom, jak demon... Ja już to widzę oczyma wyobraźni Midnight. Przecież ty się tak zakochałeś, że już na schodach byś go zawinął i poćwiartował przy śmietnikach. — uniósł brew spoglądając na mnie.
— Teraz to kusisz. Mniejsza... Zamów kamery do środka i na zewnątrz, potem leć je zamontować, nim Abi wyzdrowieje na tyle, by wrócić do domu.
— Jak sobie szef życzy... Ktoś tu będzie robił drugie podejście, co?
— Szczerze? Nie wiem, co ona w sobie ma, ale wiem, że warto o to walczyć. Jestem gotów na milion podejść, jeśli tylko którekolwiek okaże się sukcesem... — byłem zdeterminowany, zdołowany i wkurwiony, co sprawiało, że jakimś cudem moja determinacja wzrosła.
— Mogę ci coś poradzić? — zapytał, spoglądając na mnie.
— Co takiego?
— Zacznij od normalnej, ludzkiej rozmowy z nią. Wytłumacz jej wszystko nim odejdzie. Wiesz, że kobiety myślą dwa, albo i trzy razy więcej niż my. Zamiast podejść do sprawy chłodno, może ma właśnie emocjonalny rollercoaster i dolewa oliwy do ognia, doszukując się na przykład twojego uczucia do Roxi. Ty też wtedy poznasz jej stanowisko. Nie pogadaliście za dużo, kiedy ją uratowałeś, bo niemal się przekręciła... — nienawidziłem, kiedy ten kurdupel miał rację.
— Najpierw ogarnijmy temat. Nie mamy za dużo czasu.  — pokiwałem głową i spojrzałem na niego. Nawet zajęcie się tak banalnym z pozoru zajęciem było lepsze, niż siedzenie kolejny dzień i zapijanie smutków. Odzyskam ją jakoś, bo nigdy nie poczułem czegoś takiego przy innej kobiecie, a było ich sporo. Jeśli to nie była miłość, to przysięgam, bóg jest ślepy.

SZATAN KAZAŁ TAŃCZYĆ || Dark Romance {+18}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz