— I co ja teraz zrobię? — jęknęłam, chowając twarz w jego ramię, kiedy wtulił mnie w siebie mocno.
— To, co kazała policja. Będziesz się na razie trzymać z daleka od swojego mieszkania. Oni będą obserwować, a dach nad głową masz. — powiedział stanowczym głosem. — A o swoje mieszkanie się nie martw, zajmę się tym, tak? — powiedział spokojnym tonem.
— Dam sobie radę sama... — położył palec na moich ustach, nim zdążyłam zakończyć swoją wypowiedź.
— Wiem i tego nie neguję, ale pozwól mi to zrobić. Ty masz się teraz skupić na pracy. Naprawdę nie chciałbym trafić do więzienia i uszczęśliwić faceta, który odebrał mi wszystko, co kochałem najmocniej. — westchnęłam i pokiwałam głową.
— Dziękuję.
— Nie musisz dziękować. Jestem tutaj, żeby cię wspierać. — spojrzałam w jego oczy i uśmiechnęłam się delikatnie, pełna wdzięczności, że robił dla mnie tyle, chociaż nie musiał. Zawróciliśmy się do auta, otworzył dla mnie drzwi i podał dłoń, pomagając mi wsiąść do środka. Zajęłam miejsce pasażera i zapięłam pasy. — Dokąd księżniczka sobie życzy? — zapytał, posyłając mi ciepły uśmiech.
— Do pracy. Muszę się skupić na robocie, a nie zrobię tego w pałacu, bo za dużo rzeczy mnie rozprasza. — uśmiechnął się lekko pod nosem i od razu wiedziałam, o czym pomyślał.
— Kiedy ostatnio cię rozpraszałem, nie zdawałaś się narzekać nawet przez sekundę. — zaśmiał się pod nosem, a moje policzki zaczerwieniły się z prędkością światła. — Abigail, jesteśmy dorośli, a ty dalej rumienisz się jak nastolatka, przy każdym wspomnieniu o seksie. Jeszcze się nie przyzwyczaiłaś do tego grzesznego demona, który siedzi we mnie? — zapytał się, jakby pytał o pogodę. Przyzwyczaiłam się do demona, ale nie przyzwyczaiłam się jeszcze do takiego traktowania. Niby nie było to najdelikatniejsze podejście na świecie, ale to ten pazur sprawiał, że rumieniec sam pojawiał się na mojej twarzy. Ruszył w kierunku biura, a jego dłoń spoczęła na moim udzie. Przygryzłam wewnętrzną część policzka, bo naprawdę było w tym coś seksownego. — Mam zabrać rękę? — zapytał, a ja pokręciłam przecząco głową. — Dobra dziewczynka... — skwitował, a ja poczułam przyjemne ciepło rozchodzące się po moich plecach. W mojej głowie szybko pojawiały się obrazy, kiedy byłam tylko jego, klęcząc przed nim, gotowa wypełnić każdy rozkaz. — Chyba zagalopowałaś się w swoich myślach, bo jęczysz. — odchrząknęłam i poprawiłam się na fotelu, kiedy jego dłoń zacisnęła się mocniej na moim udzie.
— Midnight... — mruknęłam, zerkając na niego.
— Przecież nic nie robię, jeszcze... Poczekam, aż wrócisz z pracy... Wtedy dam ci prawdziwy powód do jęczenia. — kącik jego ust uniósł się w seksowny sposób i już wiedziałam, że to nie przelewki.Siedziałam w pracy do późna,nawet nie zauważyłam, jak zostałam całkowicie sama. Jedyna osoba, która kręciła się po budynku to kobieta z firmy sprzątającej. Siedziałam wpatrzona w monitor i czytałam po raz setny ten sam dokument, starając się doprowadzić go do perfekcji. Westchnęłam cicho i zaczęłam stukać długopisem w blat.
— Wiesz, która jest godzina? — krzyknęłam i podskoczyłam na krześle, kiedy Midnight wyrósł spod ziemi.
— Co ty tu robisz? — zapytałam, starając się uspokoić oddech i walące jak dzwon serce.
— Dzwoniłem do ciebie, pisałem, ale księżniczka nie raczyła odpowiedzieć. — wyczuwałam w jego głosie podirytowanie. Sięgnęłam po telefon, rzeczywiście miałam nieodczytane wiadomości i nieodebrane połączenia.
— Przepraszam... — mruknęłam, ale on tylko pokręcił głową.
— Przepraszasz za co? — zaśmiał się pod nosem.
— Że nie odbierałam? Ani nie odpisywałam? Na swoją obronę dodam, że została mi tylko mowa końcowa do ogarnięcia. Jestem gotowa wybronić cię ze wszystkiego i będziesz mógł chodzić sobie bez ciążących zarzutów nad głową. — ten cholerny uśmieszek nie schodził mu z twarzy.
— Nawet nie wiesz, jak bardzo doceniam to, że tak się starasz dla mnie... — podszedł do mnie i nogą odsunął mój fotel na kółkach, obrócił mnie przodem do siebie, a ja wstrzymałam oddech na kilka sekund, czując jak przyjemne ciepło rozlewało się po moich plecach. Wysoki, przystojny, wytatuowany blondyn pochylał się nade mną. Zapach jego perfum wypełniał pomieszczenie, pieszcząc zmysł węchu, stając się powoli powietrzem, bez którego życie byłoby niemożliwe.
— Nie tutaj... — szepnęłam, czując się, jakbym sama się postrzeliła w kolano.
— Dalej mnie posądzasz o złe zamiary, a ja jeszcze nawet cię nie dotknąłem... To twoje zachowanie zasługuje na karę... Bolesną... Dotkliwą... Zapadającą w pamięć... Lekko traumatyczną... — zachichotał pod nosem, a ja wiedziałam już, że miał plan, dopięty na ostatni guzik. Umieścił dwa palce na moim podbródku i uniósł lekko moją twarz, tylko po to, by nasze spojrzenia się spotkały. — Rusz dupę księżniczko, nim zniszczę twoją reputację na tym biurku. Wystarczy pracy na dzisiaj. Trzeba się wyluzować przed rozprawą...
— To dopiero pojutrze...
— Musisz mieć czas żeby dojść do siebie, kiedy z tobą skończę. — puścił oczko i odepchnął lekko mój fotel. — Zabieraj tę czeluść piekielną... — wskazał papcem na moją torbę. Pokiwałam głową na boki i zamknęłam laptopa. Schowałam urządzenie do torby i wstałam, ruszając przodem, kiedy Midnight przytrzymał mi drzwi. Wyszliśmy z budynku, gdzie centralnie pod samym wejściem stało jego Lambo.
— Pięćset dolców... — rzuciłam, przykuwając jego uwagę, kiedy jeszcze nie wiedział, co miałam na myśli.
— Co...? — spojrzał na mnie lekko zaskoczony i zdezorientowany.
— Mandat, za chujowe parkowanie. — wybuchnęłam śmiechem. Jego twarz rozpromieniła się. Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w kierunku pałacu.
— Coś cię trapi Abi? — zapytał, kiedy przez kilka chwil patrzyłam w ciszy przez boczną szybę. Uchyliłam usta, by udzielić mu odpowiedzi, ale zamilkłam czując, jakby słowa utknęły mi w gardle. Auto zwolniło, dojeżdżając na skraj skrzyżowania, gdzie pojawiło się czerwone światło. Obrócił się lekko w moją stronę. — Abigail... Co za demon cię męczy? — jego głos zabrzmiał chłodno, był pełen powagi, a jednocześnie wiedziałam, że kryła się za nim troska.
— Boję się... — wyznałam. Jego masywna dłoń spoczęła na moim udzie.
— Daj rękę... — powiedział, a ja wykonałam polecenie. Uniósł moją dłoń do swojej twarzy i pocałował jej wierzch. Lekki rumieniec momentalnie zawitał na moich policzkach. — Abigail, czego się boisz? Co cię tak przeraża? — zapytał, zerkając ukradkiem na drogę, by upewnić się, czy światło się nie zmieniło.
— Boję się, że nie jestem zbyt dobra, by wygrać... Nie chcę cię wpakować za kratki... Może powinieneś wybrać kogoś le...
— Nie waż się kończyć. — wtrącił się, przerywając mi w połowie zdania.
— Ale... — odrzucił moją dłoń i chwycił mnie za gardło. Jęknęłam czując lekki ból, a jednocześnie podniecenie. Przyciągnął mnie do siebie i wpił się w moje usta, całując mnie zachłannie, po czym przygryzł moją wargę i odciągnął ją lekko do siebie. Zacisnęłam palce na jego nadgarstku czując, jak zaczynało mi brakować tlenu.
— Jeżeli jeszcze raz zwątpisz w siebie, wybije ci to ręcznie z twojej głowy, każąc cię na milion sposobów... Nie brałem byle kogo, sprawdziłem dokładnie twoje umiejętności, doświadczenie... Wiem, że to wygrasz, a jeśli padnie na mnie wyrok, będziesz ostatnią osobą, którą będę mógł za to winić. Wiem ile wkładasz w to pracy, wysiłku i ile poświęcasz... Może nie jestem najlepszym klientem, ale na boga... Jesteś wspaniała w każdym calu i pod każdym względem, więc głowa do góry i cycki do przodu, rozniesiesz salę rozpraw... — nim mogłam złapać oddech skradł mi jeszcze jeden pocałunek. Dźwięk klaksonu zmusił Midnighta do agresywnego startu, zostawił za sobą kłąb dymu, a ja wbita w fotel łapałam oddech. Jego masywna, wytatuowana dłoń spoczęła na moim udzie. Zacisnął ją dosyć mocno, a ja przygryzłam wargę. Co ten mężczyzna w sobie miał, że tak cholernie na mnie działał. Cały strach prysł, jak bańka mydlana. Czułam się, jakby napełnił mnie pewnością siebie. Zupełnie jakby był rozwiązaniem na całe zło...
CZYTASZ
SZATAN KAZAŁ TAŃCZYĆ || Dark Romance {+18}
Romance{Książka zawiera brutalne sceny seksu i przemocy. Dla ludzi o mocnych nerwach +18} - Nie będę twoim bohaterem. Nie położę swojej marynarki na kałużę, żebyś nie pobrudziła pantofelków. Nie oddam ci bluzy, kiedy będzie ci zimno... Nie otworzę przed to...