Rozdział dedykuję, mojej kochanej przyjaciółce, żonie i partnerce w zbrodniach. Oparte na prawdziwych wydarzeniach o 3:00 nad ranem, gdzieś pośrodku niczego. <3
Abigail
Przygotowania do wyjazdu do Portland zajęły nam godzinę. Nie spodziewałam się, że będzie potrzebne nam aż tyle rzeczy i tyle ludzi. Midnight wynajął małą armię, żeby zabezpieczała nam plecy. Byłam przejęta, a jednocześnie nakręcona. Praca w terenie, to było zupełnie co innego, niż przeglądanie dokumentów za biurkiem i szukaniem poszlak i uchybień.
— Nie uważasz, że Lambo będzie rzucać się w oczy? — zapytałam, kiedy zostaliśmy sami. Wysłał ludzi przodem, by zajęli pozycje i otoczyli cały zakład zamknięty dla ludzi psychicznie chorych.
— Myślisz, że podjadę nim pod same drzwi? W razie, gdyby trzeba było uciekać, da nam nieco przewagi. — hrabia wydawał się być coraz bardziej spięty. Nie winiłam go za to, bo wiedziałam, że w tamtym miejscu znajdowały się jego wspomnienia ze strasznie mrocznych czasów, owianych osamotnieniem i szaleństwem. Spojrzałam na jego bliznę na szyi i przeszły mnie ciarki. Kiedy przeglądałam dzisiaj stronę zakładu, zdawał się prosperować normalnie, ale budynek był stary i podniszczony, co sprawiało, że sama elewacja przyprawiała o ciarki. Jednak najbardziej bałam się tego, jak mój zleceniodawca zareaguje na to miejsce. Wiedziałam, że z krzywdzeniem ludzi nie miał problemu, ale co z miejscem, które skrzywdziło go? Ustawił GPS z najszybszą drogą na Portland. Ruszyliśmy, a ja wzięłam głęboki oddech. Jego wzrok zdawał się być pusty, jakby schował każde możliwe uczucie. Stawał się coraz mniej rozmowny im bliżej celu byliśmy. Powietrze gęstniało z każdą sekundą. Chciałam podkulić nogi, jednak złapał mnie mocno za udo. — Nawet się nie waż kłaść mi butów na tapicerkę. — pokiwałam głową na boki i ściągnęłam buty.
— Lepiej, księciuniu? — zapytałam nieco kąśliwie, ale on tylko uśmiechnął się kącikiem ust, zapewne celebrując na dnie swego czarnego serca ten mały triumf.
— Szybko się uczysz...
— Uczę się czego? — zapytałam, nie wiedząc do końca, co miał na myśli.
— Jak spełniać rozkazy. Podoba mi się to. — odchrząknęłam i spojrzałam momentalnie przez boczną szybę. — Co, wspomnienia wróciły, Abigail? — zapytał, pogorszając mój poziom zażenowania. Oczywiście, że pierwsze co mój mózg odtworzył, to sceny z opuszczonej hali. Nie byłam w stanie tego zatrzymać, ani w żaden sposób kontrolować. — Hej, wyluzuj... — położył swoją dłoń na moim udzie i delikatnie gładził je kciukiem. To było przyjemne.
— Staram się, ale to nie moja wina, że znaleźliśmy się w tym samym miejscu i w tym samym czasie. — powiedziałam na swoją obronę.
— Nie jesteś na sali sądowej, nie musisz się bronić. Nie mam z tym żadnego problemu, że widziałaś, co wyczyniam. Szczególnie, że twój sposób reagowania na ten temat... — westchnął lekko. — Czemu nie przyznasz, że cię to kręci, tak po prostu...? — akurat teraz musiało mu się zebrać na gadatliwość.
— Przypominam, że dalej jesteś moim klientem i obiecaliśmy sobie profesjonalne stosunki, a i tak nie udaje nam się dotrzymać słowa... Nie pogorszajmy sytuacji, Midnight. — złapałam za jego dłoń i zsunęłam ją ze swojego uda. Był uparty, bo szybko jego dłoń wróciła na to samo miejsce. Odwrócił wzrok w moim kierunku, kiedy nagle zatrząsnęło autem.
— Kurwa... — przeklął, a ja spojrzałam na niego. Nie wiedziałam, czy powinnam się śmiać, czy płakać w tej sytuacji. Ubrałam buty i chciałam wysiąść, ale pode mną było nic innego jak tylko tona błota.
— Jak można zakopać Lambo w polu? — zapytałam, zamykając drzwi.
— Jak można tak rozpraszać kierowcę? W drodze powrotnej przywiążę cię do maski, jak jelenia. Tylko pamiętaj, żeby się nie uśmiechać, bo muszki utkną ci między zębami. — rzucił, a ja spojrzałam się na niego. Nie mogłam się powstrzymać i wybuchłam śmiechem. Zanosiłam się na siedzeniu pasażera, aż brzuch mnie bolał. — Bardzo śmieszne, bardzo... Pożałujesz tego śmiechu, przysięgam ci...
— Groźby karalne, na to są paragrafy. — odpowiedziałam z prędkością światła.
— Jak ściągnę pasek, to wierz mi, że nie będzie ci do śmiechu. Twoje paragrafy nie robią na mnie wrażenia. — jego chłodny głos wypełnił auto. — Za to mój kutas na tobie już tak. Radziłbym uważać. — spojrzałam na niego i zamilkłam. Uśmiechnął się, jakby wygrał milion w totka.
— Dzwoń po kogoś, niech nas wyciągną... — powiedziała, zmieniając temat.
— Księżniczko, za szybko odpuszczasz. — dodał i wyciągnął telefon. — John, jesteśmy półtorej godziny za Lakewood, weź G-class i przyjedź do nas, zakopaliśmy się. Udostępnię ci lokalizację. — powiedział do telefonu, a ja ponownie ściągnęłam buty i podkuliłam nogi.
— Może wyjdź i popchnij... — rzuciłam bez namysłu.
— Mam godzinę żeby popchnąć ciebie, chcesz skorzystać. — zrobiłam tylko wielkie oczy i odwróciłam się do niego tyłkiem. — Od tyłu też może być. — szybko usiadłam na prosto.
— Przestań... — jęknęłam. Specjalnie mnie nakręcał, bo wiedział, że się nie ugnę. Utknęłam sam na sam z demonem, w ciasnym samochodzie, pośrodku niczego. Co jeszcze mogło się zdarzyć? Starał się jeszcze kilka razy wyjechać, ale nic to nie dało. Auto nawet nie drgnęło. — Tyle koni i nie uciągną... Cóż za wstyd... — mruknęłam.
— Za to jest jeden koń, który się tak łatwo nie zakopie... Lubisz jeździć konno? — czy wszystko w tej chwili musiało zawierać erotyczne podteksty?
— Nie szczególnie. — odpowiedziałam, po chwili namysłu.
— Żałuj, mogłabyś mieć hipoterapię za darmo. — roześmiałam się lekko.
— Bardziej to ponyterapię. — dogryzłam mu, a on spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
— Nie powiedziałaś tego... — wręcz warknął na mnie, jakbym bynajmniej odebrała mu godność.
— Powiedziałam i mogę powtórzyć, jakby nie dotarło. — zaśmiałam się patrząc w jego oczy. Przez przypadek rzucając mu wyzwanie, które zamierzał podjąć.
— Powiedz to jeszcze raz...
— Ponyterapia. — wtrąciłam, nim skończył swoją wypowiedź. Patrzył na mnie chwilę w ciszy, jakby obmyślał plan. Po chwili usłyszałam odgłos blokujących się drzwi. — Co robisz? — szarpnęłam za klamkę, która nie ustąpiła. — Midnight to nie jest śmieszne.
— Och... Dla mnie nawet bardzo... — uśmiech psychopaty zawitał na jego twarzy. Jakbym miała ocenić skalę swojego przesrania, wyszłaby poza skalę. Wiedziałam, że nie cofnie się przed niczym, że przekroczyłam jego granicę. Abigail, kiedy w końcu nauczysz się trzymać język za zębami? Skarciłam siebie. — Odepnij pasek. — rozkazał, takim tonem, że dostałam gęsiej skórki.
— Nie...
— Zabawa się skończyła, Abigail. Czas nauczyć cię odpowiedzialności za twoje słowa. Powtórzę jeszcze raz: odepnij pasek. Jeśli zmusisz mnie do kolejnego powtórzenia, pogorszysz znacznie swoją sytuację. — o boże, on nie żartował... Wysunęłam lekko dłonie w jego kierunku, wahając się. On złapał za nie i pociągnął mnie z lekkim impetem. Zaparłam się o jego krocze i rozpięłam ten cholerny pasek.
— Teraz rozporek. — kolejny rozkaz sprawił, że wzięłam głęboki wdech. Spojrzałam na niewielki ekspres i złapałam za jego uchwyt, ale jego dłoń przeszkodziła mi, wsuwając się pod mój podbródek. — Patrz na mnie. — dodał, a ja uniosłam wzrok. Jego błękitne oczy wpatrywały się w moje. Zacisnął dłoń na moim gardle i uniósł mnie nieco do góry, by skraść pocałunek, kiedy tylko rozpięłam jego rozporek. Był dziki i namiętny, jak on sam. Smakował tak dobrze, że mój oddech przyspieszył. — Apetyt rośnie w miarę jedzenia... — wyszeptał do moich rozchylonych warg. — Jesteś głodna, prawda? — mruknął, a ja skinęłam głową. Złapał mnie za dłoń i wsunął je w swoje bokserki. Mogłam poczuć pod palcami jego dużego penisa, który zdążył już nieco stwardnieć. Chciałam spojrzeć, ale druga dłoń zacisnęła się na mojej szyi. — Nie. Masz mi patrzeć w oczy. Nie zmuś mnie, żebym wyciągnął ten pasek, bo nie usiądziesz przez najbliższy tydzień. Obejmij go... I zacznij powoli poruszać dłonią w górę i w dół... — nie powinnam, ale musiałam. Moje podniecenie sięgało już termosfery. Jego gra wciągała lepiej, niż najsłodszy narkotyk i chciałam go więcej... — Wyjmij go... — musiał czuć już dyskomfort po kilku minutach. Wysunęłam jego penisa, a on rozpuścił moje włosy. Zbierał powoli pasma ku górze, by po chwili obwinąć je wokół swojej wielkiej, wytatuowanej dłoni. — Otwórz usta.
— Midnight...
— Ciii... Kto pozwolił ci zabrać głos? — pociągnął mnie za włosy, aż pisnęłam lekko. Ból mieszał się z przyjemnością. Czułam, jak bicie mojego serca przyspieszało z każdą sekundą. Trzymał mnie tak, przez dobrą chwilę, kiedy zsuwał z siebie spodnie. Nie pozwalał mi opuścić wzroku, bo za każdym razem, kiedy próbowałam, pociągał mocniej. Musiałam odpuścić, jeżeli nie chciałam wyjść łysa z tej sytuacji. — Otwórz usta... — powtórzył, a ja uchyliłam drżące wargi. Przejechał po nich kciukiem, po czym wsunął w nie dwa palce. — Ssij... — dodał, a ja wykonał polecenie. — Hmmm... Jesteś w tym naprawdę dobra... Zasłużyłaś na więcej. — wysunął palce z mojego gardła, a ja złapałam powietrze i odkaszlnęłam. Już sama utrzymywałam moje spojrzenie wysoko, na jego twarzy, zatracając się w błękicie. Wsunął penisa w moje usta i powoli nadawał mi rytm. Jednak to była tylko rozgrzewka, nim zaczął pieprzyć moje usta, wsuwając go w moje gardło i przytrzymując. Łzy leciały mi po policzkach. Był wielki, powstrzymywałam odruchy wymiotne i patrzyłam na niego, błagając o litość. Jednocześnie wiedząc, że nie był skorym do okazywania łaski. Jęknął kiedy po chwili rżnięcia moich ust, znów zatopił się w nich po same jaja. Na sekundę spuściłam wzrok, tylko po to by ujrzeć nad trzonem jego penisa tatuaż z napisem "Your throat here". — Patrz na mnie... Chcę widzieć tą twoją niewinność... — upomniał mnie. Po raz kolejny zatopił się cały. Zaparłam się dłońmi o szybę i oparcie fotela. Chciałam się wycofać, ale nie pozwolił mnie. — Jesteś taka wygadana, że zniesiesz to... — powiedział do mnie z diabelskim uśmiechem. Poczułam po chwili, jak jego nasienie spływało po ścianach mojego gardła, a on przymknął oczy jęcząc głośno. — Zaciśnij usta. — powiedział, kiedy brakowało mi już powietrza, a wzrok robił się mętny. Zacisnęłam nieco, a on wysunął się powoli, czyszcząc swoje przyrodzenie o moje wargi. Automatycznie wszystko przełknęłam i wzięłam głęboki oddech. Dyszałam wręcz, łapiąc powietrze. — Dalej chcesz go nazywać kucykiem?
— Nie... — odpowiedziałam, ocierając twarz i poprawiając włosy.
— Dobra dziewczynka. — dodał z uśmiechem pełnym satysfakcji. Pocałował mnie jeszcze raz. — Teraz się popraw i zachowuj, jakby nic się nie stało, bo John zaraz tu będzie. Nie chcesz wtopy prawda? — pokiwałam przecząco głową. Otworzył schowek i podał mi schłodzoną puszkę z napojem. Chciałam wziąć, ale cofnął ją, kiedy zobaczył moje drżące dłonie. — Porozlewasz. — skwitował i sam otworzył napój, po czym upił kilka łyków. Potarł palcem moje wargi i pozwolił mi się napić. Gazowany płyn, łaskotał w gardło i dawał ukojenie.
— Dziękuję...
— Wiedziałem, że podziękujesz po wszystkim. — rzucił z tym swoim uśmieszkiem pełnym satysfakcji. Usiadłam na swoim miejscu i miałam mętlik w głowie. Zadowolenie mieszało się ze strachem. Zrobiłam coś, czego nie powinnam, a jednak było to tak dobre, że przyćmiewało nieco wyrzuty sumienia. Kilka razy starałam się coś powiedzieć, jednak odpuszczałam, bo wiedziałam, że nie jestem w stanie znaleźć tych odpowiednich słów. Po chwili przyjemności, nadszedł czas na kac moralny. Jak ja się stoczyłam... Co ten człowiek ze mną wyprawia. Spojrzałam na niego, ale dalej siedział wyluzowany, z szerokim uśmiechem na twarzy. Chyba mogę stwierdzić, że nie byłam najgorsza, skoro się uśmiechał. John podjechał Mercedesem, a ja momentalnie się zarumieniłam. — Miałaś się zachowywać normalnie, przecież on nie wie, co tu się wydarzyło. Zdradzisz nas Abi... — uśmiechnął się i wysiadł z samochodu, ładując się po kostki w błoto. Przeklął pod nosem i poszedł do swojego lokaja. Podpięli samochody, a mnie posadzili za kółkiem. Szarpnęli lambo tak, że aż mnie to zabolało. Nie krzywdźcie tak ładnego samochodu... Kiedy nagle wszystko się cofnęło. Wyjrzałam i zobaczyłam, że lina do holowania poszła, a Mercedes wjechał w pole po drugiej stronie. Wierzcie mi lub nie, ale też się zakopał. Wzięłam głęboki wdech.
— Ja to załatwię. — powiedziałam i wybrałam numer, który omijałam szerokim łukiem od kilku dobrych miesięcy.
— Znowu do mnie dzwonisz...
— Mój ulubiony gówniarzu, jakbym nie musiała, to bym tego nie zrobiła... Potrzebuję twojej pomocy.
— To będzie słono kosztować.
— Rodziny się nie kasuje za takie usługi. — odbiłam piłeczkę. — Nie mam dzisiaj czasu na czekanie kolejnej godziny. Proszę, będę ci winna przysługę. — usłyszałam śmiech mojego brata w telefonie.
— Czego ci dokładnie potrzeba?
— Panowie zakopali dwa samochody i jesteśmy po środku pola. Będziesz tutaj w dziesięć minut... — wysłałam mu lokalizację.
— W pięć. Wisisz mi przysługę Abi. — rozłączył się. Wiedziałam, że ta przysługa będzie mnie nieco kosztować, ale chciałam już zając się planem. Wystarczyło mi na dzisiaj wiejskiego życia i przygód z nim związanych.
CZYTASZ
SZATAN KAZAŁ TAŃCZYĆ || Dark Romance {+18}
Romance{Książka zawiera brutalne sceny seksu i przemocy. Dla ludzi o mocnych nerwach +18} - Nie będę twoim bohaterem. Nie położę swojej marynarki na kałużę, żebyś nie pobrudziła pantofelków. Nie oddam ci bluzy, kiedy będzie ci zimno... Nie otworzę przed to...