CHAPTER 17.

2.1K 57 2
                                    

— Nie ma nawet takiej opcji... On jest mój i zawsze będzie mój... Zrobiłam sobie tatuaż tatuaż dla ciebie... — odsłoniła przed nim stanik, pokazując mu jego imię, wytatuowane na prawej piersi. Nie byłam w stanie uwierzyć w to, co się tutaj działo. Midnight pokręcił głową i zaśmiał się pod nosem.
— Wiesz, że powinnaś się leczyć? — zapytał.
— Nie, jestem całkowicie zdrowa... — zaprzeczyła, a ja spojrzałam znowu w sufit. Zastanawiałam się, czy rzucała tymi zabawkami, czy wchodziła na drabinę, żeby je przyczepić. Czy były dobrze przyczepione, czy może zaraz umrę, bo ogromny dildos spadnie mi na głowę?
— Musisz wycofać oskarżenia Roxy, rozumiesz to? — zapytał, a ona jęknęła, co zmusiło mnie, by spojrzeć w ich kierunku na nowo. Trzymał ją za gardło, a ja dotknęłam lekko swojej szyi. Czułam ciepło jego dłoni i nie potrafiłam wymazać tego ze swojej głowy.
— Wtedy znikniesz... — powiedziała, a on westchnął ciężko, odpychając ją od siebie. Przypełza szybko z powrotem, obejmując na nowo jego nogę.
— Mówiłem ci, że nie szukam nikogo na dłużej... — przypomniał jej, a ona wybuchnęła płaczem.
— Nie wycofam tego! Sammy wróci i da mi więcej pieniędzy... — jego irytacja wzrastała na tyle, że była wyczuwalna w powietrzu.
— Już jesteś z nim na ty? — kolejne pytanie i dziwny, nieopisany strach w jej oczach. — Zdradziłaś mnie? — ta psychologiczna gra nabierała coraz większych obrotów.
— Co?! — krzyknęła. — Nie! Midnight... Nigdy bym cię nie zdradziła... Czasami bawię się zabawkami, ale każdy ma twoją twarz... Tylko ty się liczysz.... Tylko ciebie kocham. — wyśmiał ją prosto w twarz.
— Ile warta jest twoja miłość, skoro paktujesz z moim największym wrogiem? — po raz kolejny padła mu do stóp całując jego buty.
— To tylko żeby zwrócić twoją uwagę, Midnight... Panie mój... — wyjęczała korząc się przed nim. Przez ułamek sekundy zrobiło mi się jej żal. Może była obłąkana, ale odrzucenie przez kogoś, kogo się kocha, zawsze boli tak samo i ten ból bywa nieznośny.
— Abigail, chyba pora się zbierać do domu. Roxanne nie chce z nami współpracować, więc jeśli byłabyś tak uprzejma, to nim trafię na długie lata do więzienia, załatw dla niej zakaz zbliżania się. — powiedział patrząc mi w oczy, a ja skinęłam głową.
— Nie!!! — jej przeraźliwy krzyk ranił moje uszy. — Nie, błagam, proszę... Miej litość... — zalewała się łzami. — Pomogę... Pomogę! — znów podniosła ton głosu, poddając się jego woli.
— Jeżeli mnie oszukasz... — zaczął, ale ona pokiwała przecząco głową.
— Nie. Nigdy. — zaprzeczyła, ale wątpię, że kupiła tym jego przychylność. Stukał palcami w podłokietnik fotela.
— Jeżeli mnie nie oszukasz, dostaniesz nagrodę. — spojrzałam na niego, szukając w jego postawie jakiegokolwiek znaku, czy była to prawda, czy tylko blefował, by zdobyć to, czego potrzebował. Jedno było pewne, z jej zaburzeniami, nie było takiej opcji żeby ją zgwałcił. Ona błagała o każdy jego najmniejszy dotyk.
— Nagrodę...? — jej oczy błyszczały na samą myśl. Przełknęłam ślinę. Serio chciał mieć z nią do czynienia? Przecież dla niej, jedyną nagrodą z jakiej byłaby usatysfakcjonowana był seks z nim. Czy to dziwne ukłucie w moim sercu, to zazdrość? Nie potrafiłam sobie wyobrazić, że on mógłby posuwać kogoś takiego. Zawsze wyobrażałam sobie jego wszystkie kobiety jako femme fatal, nie jako dziwki, z obsesją na jego punkcie. To po prostu mi nie pasowało. 
— Nagrodę. — powtórzył raz jeszcze, a ona przytuliła się jeszcze mocniej do jego nogi. 
— Tak, chcę... Proszę... Proszę... — zajechało mi mentalnością pięciolatki. — Zrób mi jeszcze raz te wszystkie niedobre rzeczy... — wyszeptała, gryząc swoją wargę do krwi. 
— Teraz musimy iść. Mamy jeszcze kilka spraw na głowie. Będziesz dobrą dziewczynką? — zapytał, nieco łagodniejszym tonem, ale czułam, że to była jego psychologiczna gra, by urobić ją, żeby wycofała zarzuty. 
— Wszystko dla ciebie... Mój panie. — powiedziała z uśmiechem, nie zważając nawet na to, że stróżka krwi spływała wolno po jej brodzie. Midnight uśmiechnął się do niej i wstał powoli, kiedy puściła jego nogę. Sama podniosłam się zaraz za nim i wycofałam się do wyjścia, mając Roxy na widoku. Nie chciałam, by znowu rzuciła się na mnie, bo bóg wie, jaką broń jeszcze miała przy sobie i gdzie ją wsadziła. Czułam się nieswojo i naprawdę chciałam opuścić to miejsce kultu hrabiego, połączonego z eksplozja w sex shopie. Kiedy mężczyzna podszedł do mnie bliżej, złapałam za klamkę i pozwoliłam udać się do auta. Stanęłam przy nim i spojrzałam za właścicielem. Pozwolił jej się pocałować, ale robiła to tak, jakby sprawdzała językiem jego migdałki. Miałam ochotę wydłubać sobie oczy w tym momencie. Usłyszałam dźwięk odblokowanych drzwi i wsiadłam na miejsce pasażera, nie zwlekając ani sekundy dłużej. 
— Możemy jechać, chyba ta sprawa jest już załatwiona. — powiedział do mnie, ale ja tylko odwróciłam od niego głowę. — Jesteś zazdrosna? — typowo męski tok myślenia. 
— Kazałeś mi od siebie uciekać, bo niby weszłam sama w paszczę lwa. Teraz to ty wpakowałeś mnie na niezłą minę. Myślisz, że nie widziałam, jak bardzo cię cieszyło, kiedy z nią walczyłam? Pozwoliłeś jej rzucić się na mnie, dobrze wiedząc, że jesteś w stanie ukrócić to jednym, cholernym, słowem. — wyrzuciłam z siebie, by rozwiać jego domniemanie. 
— Abigail... To nie tak. — zaczął, a ja momentalnie przerzuciłam oczami. 
— To jak? Proszę bardzo, oświeć mnie. — rzuciłam i spojrzałam przez szybę, kiedy ruszył. 
— Widziałem, jakie robisz postępy i chciałem, żebyś poczuła swoją siłę. Nim cię przyskrzyniła, miotałaś nią jak piłką. — zaśmiał się pod nosem. — Nie ukryję faktu, że było fajnie popatrzeć, jak dziewczyny się biją, ale sama przyznaj, że poczułaś siłę. — westchnęłam, kiedy postawił mnie przed faktem dokonanym.
— Poczułam... — przyznałam się bez bicia. 
— O to chodzi. Musze zbudować w tobie nieco wiary w siebie. Czeka nas najtrudniejsze wyzwanie, będzie niebezpiecznie. Będę potrzebował twojego wsparcia. — popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się kącikiem ust. 
— Wielki Midnight będzie potrzebował mojej pomocy... Ciężko w to uwierzyć... Znowu ci auta popilnować? — wyplułam z siebie nieco jadu, bo naprawdę nie chciałam już więcej robić jako alarm w samochodzie. Robiło się coraz ciekawiej i jak mniemam coraz niebezpieczniej. 
— Nie. Będziesz włamywać się ze mną do psychiatryka. Znajdziesz dokumenty, które są nam potrzebne szybciej, niż ja. Przerzucasz masę papierów każdego dnia, więc dojrzenie jakiejś umowy, będzie dla ciebie niczym. — pokiwałam twierdząco głową. 
— Tutaj masz rację. 
— Jestem niemal pewny, że jak przywieźli tam Sky'a, mroczny typ coś podpisał. Musimy to znaleźć, musimy odnaleźć wszystko, co możliwe. — powiedział i wziął głęboki oddech. — Naprawdę nie chciałbym spędzić wakacji w pierdlu, mam plany. — serio? Obchodziły go teraz tylko wakacje? 
— Dwa oskarżenia mamy z głowy, o ile panna Roxy się zjawi. — powiedziałam, a on uśmiechnął się lekko. 
— O to się nie martw. Mam plan, żeby nie uciekła, a do tego obiecała mi to, a to daje około 99% szans... 
— Sprzedała cię, twojemu najgorszemu wrogi. 
— I to jest właśnie ten cholerny procent. — dodał, skręcając na skrzyżowaniu. Skupiał się na drodze, czy unikał mojego spojrzenia. 
— Co jej się właściwie stało, że tak się zachowuje? — zapytałam, nie potrafiąc już dłużej powstrzymywać swojej ciekawości. 
— To jest to, czym grożą głębsze relacje ze mną. — zaśmiał się lekko. — Dlatego dobrze, że utrzymujemy stosunki czysto zawodowe, nie chciałbym stworzyć następnej, niestabilnie emocjonalnej wariatki. — mruknął, a jego twarz nieco pociemniała. 
— Czyli... 
— Tak Abigail, zerżnąłem jej tak, że dusza odkleiła się od ciała. Zobaczyła boga i odbiło jej. Przez kilka miesięcy nachodziła mnie. Zaczęły się ataki na inne kobiety, tylko za to, że ze mną rozmawiały. Jeśli miałbym zdefiniować obsesję, nazwałbym ją jej imieniem. Nie zasługiwała na to, ale tak się stało, nie mam nic na swoją obronę, ale i nie poczuwam się do końca. Jej choroba musiała być tam już wcześniej, a ja ją tylko aktywowałem. 
— Nie myślałeś o tym, żeby wysłać ją do zakładu zamkniętego? Może tam jej pomogą? — zapytałam, szukając jakiegoś rozwiązanie. 
— Nie jestem jej ojcem. Nie mogę pomagać każdemu, kto stanie mi na drodze, bo ludzie zaczną to wykorzystywać. Powinnaś sama wiedzieć najlepiej, że bycie dobrym, ma swoje ciemne strony. Im więcej dasz, tym więcej chcą. Nie dbają o ciebie i zaczynają cię wykorzystywać. Tak działa ten zjebany świat. — było w tym dużo prawdy. Im byłam bardziej miła i uprzejma w biurze, tym więcej roboty dostawałam, bo ludzie robili kocie oczy i prosili o pomoc. Nie była to jednak pomoc, tylko pełna premedytacja, by zrzucić ze swoich barków przydzielone zadanie. 
— Rozumiem... Ale mam wrażenie, że jej nikt inny nie pomoże. 
— Nie możesz zbawić całego świata, czasami trzeba się z tym pogodzić i żyć dalej. — pokiwałam twierdząco głową. — Przestań kombinować. — powiedział, kiedy zatrzymał samochód pod Crystal Palace. John wyszedł przed dom z poważną miną, a mnie ścisnęło w żołądku. Coś zdawało się nie grać i zaraz mieliśmy się dowiedzieć. 

Midnight

Zatrzymałem samochód i zaciągnąłem ręczny. Otworzyłem drzwi i obszedłem samochód by otworzyć przed nią drzwi. Podałem jej dłoń, a ona wysiadła, spoglądając na mojego lokaja. Chyba sama domyślała się, co taki wyraz twarzy oznacza. 
— Paniczu Scarborn, panno Henderson. — ukłonił się przed nami. 
— Co się stało? — rzuciłem bez większego namysłu. Nie lubiłem całego tego napięcia. Chciałem już wiedzieć, nawet jak to były złe wieści. Mężczyzna wysunął do mnie dłoń trzymając dwie koperty. Zabrałem je od niego i szybko zajrzałem do jednej z nich. — To dla ciebie. — podałem Abigail jedną z nich. Skurwiel miał tupet, żeby zaprosić nas na bal charytatywny, organizowany przez niego. Zgaduję, że była to przykrywka do szmuglowania jakiś kradzionych dzieł sztuki. Samuel nie miał za grosz wyczucia. Skoro wytoczył działa przeciwko mnie, to po co mu zapraszać mnie na swoją imprezę. Jakby było tego mało, po co ciągnie... O mój boże, on o niej wie. Pewnie jego ludzie nie byli tam, by zrobić jej krzywdę, tylko, żeby sprawdzić, czy ja tam dotrę. Midnight, ty idioto...
— Zaproszenie na bal? — zapytała zaskoczona i uśmiechnęła się. 
— To nie taki zwykły bal. — dodałem, spoglądając na nią. 
— Widzę właśnie, od kogo jest to zaproszenie... Po co nam to wysłał...? — popatrzyła na mnie pytająco, a ja pokiwałem głową na boki. 
— Czegoś chce. To nie jest zwykła uprzejmość i dobrze wie, że tam pójdę... 
— Dlaczego miałbyś tam iść? — zapytała, a ja zaśmiałem się pod nosem. 
— Bo może w końcu będzie okazja, żeby go rozszarpać na kawałki. — rzuciłem z uśmiechem pod nosem. 
— Radziłabym się wstrzymać do czasu rozprawy, bo inaczej ludzie zaczną pytać. — jak zawsze była mądra i opanowana, starając się zwrócić uwagę na rzeczy, których sam normalnie bym nie zauważył. Rzeczywiście moja zemsta musiała poczekać jeszcze trochę. Wiedziałem, że rozprawa sądowa royalsów zawsze wzbudzała duże zainteresowanie mediów. Musiałem się z tym pogodzić i jeszcze chwilę wytrzymać. 
— Zrobię to tylko dla ciebie... — dodałem i miałem wrażenie, że jej twarz lekko się zarumieniła. Uwielbiałem kiedy zgrywała taką niewinną. Chowała swojego demona, gdzieś na dnie serca. Tylko po to, by wypuszczać go w odpowiednich momentach i doprowadzać mnie do szaleństwa. Miała w sobie coś, co działało jak magnes. Przyciągało mocniej, niż powinno. 
— Pójdziemy tam, zobaczymy, co ma do powiedzenia. Może przez przypadek wkopie samego siebie. Powinieneś pogadać ze Sky'em, żeby załatwił jakoś nagrywanie wszystkiego. Nawet napomnienie o Roxy, czy Sarze, może dużo znaczyć. — przytaknąłem jej. 
— Skoro tak mówisz, to szykuj kieckę na piątek. — powiedziałem, a ona uśmiechnęła się szeroko. — Czemu tak się cieszysz? 
— Nigdy nie byłam na balu... 
— Nawet szkolnym? — zapytałem zaskoczony, a ona pokiwała przecząco głową.
— Nie miałam z kim iść, więc zdecydowałam się zostać w domu. — wzruszyła lekko ramionami. Miło było mieć poczucie, że będę mógł ją chociaż w taki sposób rozdziewiczyć. 
— Na wszystko, kiedyś przyjdzie pora. Naszykuj się na... — przerwałem spoglądając na zaproszenie, na którym była godzina 20:00. — Najpóźniej na 17:00. Wyślę po ciebie auto i spotkamy się najpierw u mnie. — skinęła głową, a ja uśmiechnąłem się lekko. Mój umysł już szalał, podsuwając mi obrazy dziewczyny w seksownej sukni. Zostawało coraz mniej czasu do sprawy sądowej, ale może złapanie oddechu na eleganckiej imprezie nie było wcale złym pomysłem. Jedyny problem był z moją samokontrolą, nie byłem w tym najlepszy, a nie chciałem niczego zepsuć. 

SZATAN KAZAŁ TAŃCZYĆ || Dark Romance {+18}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz