Rozdział 10

561 38 147
                                    




Matteo


            – Jestem zajebistym terapeutą.

            – Ta? – Zerkam powątpiewająco na Ethana, który toczy się obok mnie. – To ciekawe.

            Ciekawe są również stosowane przez niego metody. Niekonwencjonalne, bo wieczorne wyjście na piwo było właśnie jego propozycją. Nie miałem najmniejszej ochoty opuszczać mieszkania i straszyć ludzi swoim wyglądem, ale wiercił mi dziurę w brzuchu tak długo, aż w końcu dla świętego spokoju się zgodziłem. Typ bywa uparty jak osioł. I to na wielu różnych płaszczyznach.

            – Tak. – Jest cholernie pewny siebie. – Uśmiechnąłeś się przy mnie dzisiaj dwa razy. Raz prawie się zaśmiałeś. Liczyłem. To więcej niż przez cały ten rok. Mam w tym swoje zasługi, a nasza ostatnia rozmowa była totalnie przełomowa. Tylko poczekaj na kolejne! Jeszcze zrobimy z ciebie człowieka.

            Kręcę głową z niedowierzaniem.

            – Chyba jednak przeceniasz swoje umiejętności, stary – mówię, próbując zachować powagę, ale niezbyt umiejętnie, co oczywiście nie umyka Ethanowi.

            – O, no i mamy trzeci uśmiech – zauważa. Nie potrafi ukryć swojego zadowolenia. – Przypomnij mi pod koniec, to wystawię ci rachunek, dopiero wtedy zobaczysz, jak bardzo się cenię.

            Docieramy do naszego ulubionego baru – ShotGun Pub. Malutki lokalik mieszczący się przy Preston Street wypełniony jest przy niedzieli po same brzegi. Tłumy świętują ostatnie godziny weekendu. Mimo to udaje nam się zająć ostatni wolny stolik przy oknie i zamówić alkohol, który kilka chwil później zostaje nam dostarczony. Cieszę się, bo wyjątkowo lubię klimat tego miejsca, przywodzi mi on nieco na myśl historie o Sherlocku Holmesie. Można się tutaj poczuć, jak w tamtych czasach. Przesuwam dłońmi po popękanym materiale skórzanego, pikowanego siedziska, jednocześnie wodząc wzrokiem po ścianach z czerwonej cegły oraz stropie z widocznymi belkami. Właściciele przy urządzaniu tego miejsca nie gonili za nowoczesnością, skupili się na loftowym charakterze wnętrza, podkreślając go odpowiednimi dodatkami. Na ciężkich, drewnianych stolikach ustawione zostały lampy naftowe, które rzucają przytłumione światło na blaty, a zamiast plakatów czy neonów, rolę ozdób pełnią koła zębate zegarów i aparaty retro poustawiane w zupełnie losowych miejscach.

Kiedyś byliśmy tu stałymi gośćmi co weekend. Sęk w tym, że wtedy oboje byliśmy innymi ludźmi. Ethan miał jeszcze sprawne nogi, a ja trochę mniej zjebany mózg. Choć co do tego drugiego mam spore wątpliwości. Możliwe, że nawet te kilka lat temu w mojej głowie nie było już zbyt ciekawie. Dragi w tamtym okresie coraz częściej przejmowały stery nad łbem i robiły w nim konkretne spustoszenie, nad którym potem nieumiejętnie starałem się zapanować. Ethan też próbował mi w tym pomóc. Najpierw w pojedynkę, a później już razem z Angie, gdy ta przypadkiem pojawiła się w moim życiu. Ostatecznie to ona najgorzej na tym wyszła.

            Przepraszam, kochanie.

            Sięgam po kufel i biorę łyk piwa, zanim przeszłość ma szansę ścisnąć mnie za gardło na tyle mocno, że nie będę w stanie go przełknąć. Za szybko i nieudolnie, bo i tak się nim krztuszę jak zjeb. Oczy zachodzą mi łzami, ludzie przy stolikach obok odwracają się w naszą stronę, żeby sprawdzić, co się dzieje, a Ethan klepie mocno w moje plecy, raz po raz, dopóki nie odzyskuję normalnego oddechu.

Zajebiście.

Mam nadzieję, że na tym skończy się jego pomoc, ale on nie odpuszcza. Chociaż już się uspokajam, nawet gapie tracą nami zainteresowanie, to on nadal mi się przygląda i to w sposób, jakiego u niego nienawidzę. Dokładnie tak, jakby chciał prześwietlić mnie na wylot, znaleźć wszelkie uszczerbki, przez które właśnie taki jestem, i jakoś spróbować je zacerować, choć tkaczka z niego żadna. Mimo to on naprawdę wierzy, że da radę mi pomóc.

Nie obiecujOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz