Rozdział 7

569 40 154
                                    



Solene

Ojciec zaplanował sobie wyjazd na weekend do ciotki za miasto. Kiedy tylko to usłyszałam, odetchnęłam z ulgą, bo w ostatnich dniach jego podły nastrój nie ustępował, a on sam coraz mocniej dawał mi w kość. Traciłam już pomysły, w jaki sposób go unikać, jednocześnie trzymając rękę na pulsie i nie pozwalając mu stoczyć się jeszcze bardziej. Nie mogłam przecież zostawić go samego, ot tak, ale trwanie przy nim stawało się coraz trudniejsze. Z perspektywą możliwości odpoczynku, te kilka chwil, które musimy spędzić jeszcze w swojej obecności, nie wydają się aż tak niemożliwe do przeżycia. Nie wierzę, że wraz z nastaniem nowego tygodnia coś się na tym gruncie diametralnie zmieni, nie jestem na tyle naiwna, ale bardzo potrzebuję jakiejkolwiek przerwy. Chwili, by złapać spokojniejszy oddech. Dłużej bym tego nie wytrzymała.

Wszystko przez to, że Stephenowi ostatecznie udało się przekonać go do swojej wersji zdarzeń. Nie jestem pewna, jak potężne było pranie mózgu, które mu urządził pod moją nieobecność, ale cała odpowiedzialność za tamto zajście spadła na mnie. Kiedy już wróciłam do mieszkania po wizycie w schronisku, musiałam zmierzyć się z czekającymi za progiem konsekwencjami. To nie było łatwe. Tata miał za złe, że chciałam bezwstydnie wykorzystać jego żonatego kumpla, o czym dobitnie mnie poinformował. Nie docierały do niego żadne argumenty, nawet nie chciał ich słuchać. Za pierwszym razem, gdy próbowałam go przekonać, że sytuacja nie wyglądała tak, jak zostało mu to wmówione, sprawiał wrażenie głuchego. Zamiast spokojnie porozmawiać, wolał wykrzyczeć, jak bardzo jest mu wstyd, że ma taką córkę. Przy kolejnych próbach było podobnie, choć jego słowa stawały się coraz ostrzejsze. I bolały. Przez jeden incydent ojciec znienawidził mnie jeszcze bardziej, jeżeli jest to w ogóle możliwe, i chyba obrał sobie za cel obrzydzenie mi życia do granic możliwości.

Wczoraj podjęłam jeszcze jedną próbę, aby jakoś załagodzić tę sytuację, ale nie wyłapałam w porę momentu, gdy cierpliwość ojca się skończyła i powinnam zamilknąć. Tak bardzo mi zależało, że przegięłam z tymi swoimi staraniami. Ostatecznie jedyne, co zyskałam, to rozległy, paskudny siniak na prawym policzku. A mogłam go uniknąć. Kiedy atmosfera w mieszkaniu zaczęła się zagęszczać, wystarczyło, tak jak przy każdej awanturze, uciec do Davida, poprosić o przenocowanie i pozwolić, aby mi pomógł. Nie zdążyłam, przez co pozostało mi jedynie szukać pocieszenia w jego objęciach. Z tego już nie zrezygnowałam, a on stanął na wysokości zadania. Zawsze stara się, żebym poczuła się lepiej i w jego towarzystwie zapomniała o wszystkich zmartwieniach. Daje z siebie wszystko, czego nie mogę powiedzieć o sobie. 

Kiedy stanęłam na jego progu wieczorem, a on przyciągnął mnie do siebie i pocałował, zamiast poczuć ulgę, znowu nieco zesztywniałam. Próbowałam się przełamać i odpowiedzieć tym samym, przysięgam. Chciałam, żeby było jak dawniej, ale nadal mogę sobie pomarzyć. Coś wciąż mnie blokuje. Cieszę się, że chociaż on tego nie zauważa albo wykazuje się olbrzymią wyrozumiałością. Jestem mu za to wdzięczna.

Tym razem też.

– Mogłabyś czymś zakryć to paskudztwo.

Mrugam kilkukrotnie i patrzę przed siebie, na Davida. Wisi nade mną, opierając się na łokciach, które ułożył po obu stronach mojej głowy, żeby całkiem mnie nie zgnieść. Mimo to wciąż czuję na sobie ciężar jego ciała i jest to przytłaczające. Zresztą nie tylko to. Nie zliczę, który raz sytuacja wyrwała mi się spod kontroli.

A ja... ja znowu się wyłączyłam.

David najwyraźniej wychwytuje, że niczego nie rozumiem, bo kilkukrotnie stuka palcem po moim policzku, przypominając tym samym o znajdującym się tam siniaku. Pac, pac, pac. Bezlitośnie, jakby walił w mały bębenek, a nie uwrażliwione miejsce na ciele. Chyba nie zdaje sobie sprawy, że to wciąż boli. Nie jest w mojej skórze. I cóż, faktycznie się nie pomalowałam, ale myślałam, że skoro zna prawdę i moja sytuacja nie jest mu obca, to przy nim nie muszę nic ukrywać. Jednak po jego zdegustowanej minie widzę, że trochę się pospieszyłam z wysuwaniem jakichkolwiek wniosków. Więcej tego błędu nie popełnię.

Nie obiecujOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz