Solene
– Co ty znowu wymyśliłaś? – jęczę, wpatrując się w szyld wiszący nad wejściem do lokalu przed nami.
Chociaż modlę się, żeby litery ułożyły się w coś innego, one wciąż tkwią w tych samych miejscach, zdradzając nazwę klubu, do którego Lucy właśnie nas przyprowadziła.
AT Fight Club Brighton.
Nie tego się spodziewałam. Kiedy Lu do mnie zadzwoniła i kazała mi wskoczyć w sportowe ciuchy, myślałam, że chce wyjść do parku, żeby trochę pobiegać. Nie miałam na to siły, ale zgodziłam się, bo było mi głupio, że ostatnio nie znajdowałam dla niej czasu i wszystkiego jej odmawiałam. Nie potrafiłam jednak inaczej. Nie chciałam, żeby widziała mnie w rozsypce.
A rozsypałam się konkretnie.
Przez niego.
I samą siebie.
David wielokrotnie powtarzał, że chce sprawiać, bym czuła się przy nim bezpiecznie. Starał się, bym mu uwierzyła.
W końcu to zrobiłam, a on jakby o wszystkim zapomniał.
Tamtego piekielnego wieczora wymusił na mnie bliskość i spowodował, że rysa, którą zapoczątkowała śmierć mamy i którą nosiłam w sobie nadal, zaczęła się poszerzać. Z każdym jego kolejnym dotykiem, czułam, jak cieniutka nitka zaczyna pędzić coraz szybciej w poprzek mojej duszy. Nie umiałam jej zatrzymać ani nad tym zapanować, by zminimalizować straty.
Spanikowałam.
Kiedy poczułam, że to mnie przerasta, próbowałam się wyrwać z jego objęć. Nagle zabrakło mi tchu i zapragnęłam większej przestrzeni. Myślałam, że wykaże się zrozumieniem. Przecież do tej pory zawsze potrafił odpuszczać. Liczyłam się nawet z tym, że będzie się złościć, ale to zaakceptuje. Stało się jednak inaczej.
Chciałam go od siebie odepchnąć.
Nie pozwolił mi na to.
Prosiłam go, żeby przestał.
Nie posłuchał.
I zrobił, co chciał.
Każdy ruch, do którego mnie zmusił, każdy z brutalnie skradzionych pocałunków, odznaczyły się gdzieś głęboko w moim wnętrzu. Doprowadziły do tego, że przez kolejne dni nie potrafiłam nawet spojrzeć na siebie w lustrze. Ilekroć przed nim stawałam, bałam się podnieść głowę, by nie zobaczyć obrzydzenia we własnych oczach. Wciąż czułam na sobie jego dotyk i po raz pierwszy marzyłam o tym, by to uczucie zniknęło. Chciałam wyrzucić tamto zajście z pamięci, ale nie potrafiłam. Na zmianę obwiniałam siebie i jego. Oskarżałam go w myślach o gwałt i zaraz ganiłam się za zbyt mocne słowa. Chciałam wierzyć, że nie zrobił tego umyślnie, a to być może ja wysłałam mu sprzeczne sygnały.
Przecież zawsze istniała szansa, że po prostu się nie zrozumieliśmy.
Musiała istnieć.
Potrzebowałam jednak czasu, żeby poukładać się w sobie na nowo. Dostałam go w momencie, gdy David poinformował o swoim wyjeździe służbowym. Niebawem planowali rozpocząć nową inwestycję kilka miejscowości dalej i szef zaangażował go bardziej niż zazwyczaj. Miał szansę złapać awans, ale musiał zniknąć na najbliższe dwa tygodnie. Jednocześnie mnie to martwiło i zapewniało spokój. Dziwna kombinacja, ale właśnie dzięki temu zyskałam szansę, by trochę się wyciszyć. Czułam, że taka przerwa dobrze nam zrobi. Nadal nie jest idealnie, ale nie mogłam dłużej chować się przed światem.
CZYTASZ
Nie obiecuj
RomanceSłowa rzucone w przestrzeń, bez zastanowienia. Obietnice, które ciążą przez lata, pomimo ich dotrzymania. I oni. Zagubieni między tym, co konieczne i tym, co dyktuje serce.