Rozdział 25

578 37 141
                                    




Solene


Przyglądam się kobiecie, która stoi za barem. Layla. Tak się przedstawiła. To imię w jakiś dziwny sposób niesamowicie mi do niej pasuje. Jest szczupła i wysoka jak tyczka, ale jednocześnie nie brakuje jej kobiecych kształtów. Nie wydaje się dużo starsza ode mnie, ale śmiało mogę ją nazwać zdecydowanie bardziej ekscentryczną. Ma krótkie, ostrzyżone na jeżyka włosy o charakterystycznej, fioletowej barwie, a do tego wizerunek uzupełniają srebrne kolczyki w kształcie dużych kół, pobrzękujące przy uszach.

To od niej zależy moja przyszłość. Moje być albo nie.

Czuję na sobie wzrok siedzącego przy najbliższym stoliku Matteo. Nie muszę się odwracać, żeby wiedzieć, że tam jest. Przyszedł tu razem ze mną, by zapewnić nieco wsparcia, i nie spuszcza ze mnie oka od początku tej rozmowy. Do pewnego stopnia rzeczywiście dodawało mi to odwagi, ale w tym momencie staje się wręcz trudne do wytrzymania.

Zwłaszcza że nadal czekam na wyrok.

– Kiedy możesz zacząć? – pyta w końcu Layla, nie przerywając polerowania szklanki.

Poruszam się nerwowo, próbując przyswoić wypowiedziane przez nią słowa.

Naprawdę się udało?

– Nawet dzisiaj – dukam oszołomiona.

Nadal to do mnie nie dociera.

Przez chwilę pozostaję ostrożna, obawiając się, że jak tylko zacznę się cieszyć i zbyt wcześnie okażę radość, ona jednak zaraz się rozmyśli i zmieni zdanie, ale im dłużej tego nie robi, tym bardziej się rozluźniam. Tak mimowolnie. Czuję, że całe napięcie powoli znika, a ulga, która pojawia się w jego miejsce, zalewa moje ciało przyjemną falą. Kiedy tylko Layla się uśmiecha, utwierdzając mnie w przekonaniu, że wszystko poszło dobrze, natychmiast odpowiadam tym samym. Pozwalam sobie na powściągliwą reakcję, choć w głębi duszy mam ochotę wskoczyć za ladę i po prostu ją wyściskać. Gdybym była bardziej otwarta, na pewno bym to zrobiła.

– Świetnie, ale umówmy się na jutro – powstrzymuje moje zapędy. – Przyjdziesz wcześniej, podpiszemy umowę i Sarah cię wprowadzi.

Stojąca tuż obok Sarah, słysząc swoje imię, spogląda na nas i radośnie przytakuje.

– Witamy na pokładzie! – Przybija mi piątkę.

Mój telefon, który odłożyłam na blat baru, gdy przy nim siadałam, zaczyna wibrować. Zerkam przelotnie na wyświetlacz, a dostrzegając, kto próbuje się dodzwonić, na nowo się spinam. Jeżeli jeszcze moment wcześniej oddychałam z ulgą, to tyle wystarczyło, abym znowu zaczęła się dusić. Wiedziałam, że w końcu nadejdzie pora konfrontacji, ale wciąż nie czuję się na nią gotowa.

Przesuwam palcem po ekranie, by odrzucić połączenie. Chwilowo odwlekam to, co nieuniknione i jeszcze raz koncentruję się na kobietach za barem. Na mojej nowej szefowej.

– Ja nie wiem, jak mam dziękować – odzywam się nieśmiało.

– Nie dziękuj. Uciekaj już, dziewczyno, i lepiej skorzystaj z ostatniego dnia wolności. – Layla mruga do mnie porozumiewawczo. – Od jutra czeka cię harówka. To ciężka praca i obijania się tu nie tolerujemy.

Kiwam głową, jak zabawkowy piesek ułożony nad deską rozdzielczą w pędzącym aucie.

Trochę tak się czuję.

Zsuwam się z hokera, a Matteo w tym samym momencie wstaje od stolika. Kiedy nasze spojrzenia się krzyżują, ruszam w jego stronę i bez zastanowienia rzucam mu się w ramiona, gdy tylko znajduje się dostatecznie blisko. Na szczęście ma dobry refleks i bez problemów mnie łapie.

Nie obiecujOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz