powrót do wielkiej brytani moi kochani

72 11 9
                                    

Pov Matty

Wstawaj zbieramy się - obudził mnie głos Nicoli, który szarpał mnie za ramię.

Co ale gdzie? O co chodzi? - odparłem zmęczony nie otwierając oczu.

Lewy nie potrafi rzeczy wynajmować i mieliśmy tu być jeszcze kilka dni ale dzisiaj mamy już wyjeżdżać, bo przyjadą nowi ludzie co tu mieszkać będą ale spokojnie przynajmniej bilety na pociąg do Warszawy nam załatwił, znaczy się chyba załatwił, nie wiem, nie dopytywałem, bo i tak by nie odpowiedział - wyjaśnił.

Po pół godziny już wszyscy spakowani czekaliśmy na zewnątrz na Milika, który zgubił buty, a potem okazało się, że zostawił je pod łóżkiem. Kiedy już ta sprawa się wyjaśniła, tym naszym cudownym lasem wyszliśmy na ulicę i co dalej? No właśnie.

Robert ale ty chyba nie myślisz, że będę szedł tyle kilometrów na stację - Nicola popatrzył na Lewego.

A widzisz tu jakąś ciężarówkę aby nas podwiozła? Nie, a niczym innym się tam nie dostaniemy - odparł piłkarz Barcelony. Takim oto sposobem przez 3 godziny szliśmy pieszo. Zielińskiemu odechciało się czegokolwiek i szedł jakieś 10 metrów za nami, bo twierdził, że za szybko chodzimy, Świderski pokłócił się z Sebastianem, więc ten drugi wrzucił go w krzaki i teraz z liśćmi na głowie przemierzał świat, Szczęsny żeby nas zmotywować zaczął śpiewać, czym jeszcze bardziej mieliśmy dość a Bułka wypierdolił się na chodniku i za wszystko obwiniał Bednarka, który szedł po kompletnie innej stronie niż on ale jak kto woli. Po czasie zmęczeni dotarliśmy na miejsce i nawet nie zdążyliśmy usiąść a podjechał nasz pociąg. Przynajmniej Lewandowski mówił, że nasz. Miał być jakiś niebieski to jest niebieski. Co z tego, że połowa pociągów była niebieska. Trasa minęła bez większych przeszkód no poza prawie zostawioną walizką Skorupskiego na stacji. I może wylaną kawą Bielika na Zalewskiego. A tak jeszcze Damian zamknął Ziela w toalecie, Wojtek postanowił zająć sobie 5 miejsc, bo będzie spał a Szymańscy niemal się pocałowali. Musieli zapomnieć gdzie są i ile jest tu ludzi.

Właśnie mówili, że teraz będzie ostatni przystanek i ci którzy jeszcze tutaj są, muszą wysiąść ale przecież my nie jesteśmy w Warszawie. Niedawno minęliśmy znak "Radom". Co my do chuja robimy w Radomiu?

Robert o co w tym wszystkim chodzi? - spytał Nico podczas gdy wszyscy wychodziliśmy z pojazdu.

Chyba pojebałem pociągi i zamiast jechać do Warszawy trafiliśmy do Radomia - powiedział tyle co już wiedzieliśmy - no ale mieliśmy tym niebieskim jechać.

Jak tam połowa pociągów była niebieska - wtrąciłem się - to co teraz robimy?

To co zawsze - odparł - ciężarówka.

A gdzie ty kurwa mój drogi chcesz znaleźć ciężarówkę, która jedzie tam gdzie my o godzinie 16:47 w Radomiu? - dopytałem.

Na pewno jakaś będzie, chodźcie gdzieś dalej się przejść, tam jest stacja benzynowa, więc może coś stoi na parkingu - zaproponował Lewy i razem z walizkami wyruszyliśmy pod sklep. Rzeczywiście stała tam jakaś duża czerwona ciężarówka a jej kierowca opierał się o drzwi i palił szluga. Nasz przywódca tego całego stada pedałów poszedł z nim pogadać a tamten uśmiechnął się na jego widok. Czyli kolejni się znają. Czy on naprawdę ma wszędzie znajomości? Coś tam z nim po niemiecku pierdolił i wskazał nam, że mamy wsiadać.

A to kto? Skąd ty go kurwa znasz? - zaskoczony podszedłem do Lewandowskiego.

Thomas a tak dokładniej to Thomas Müller, grałem z nim w Bayernie - wyjaśnił.

Serio każdy twój kolega z Monachium teraz jeździ ciężarówkami? Nie płacili wam tam czy jak? - kontynuowałem.

A żebyś wiedział - odrzekł - dobra leć do nich, bo zbieramy się i dwie godzinki a jesteśmy w Warszawie.

Tym razem nie przewozili ziemniaków, pomarańczy, bananów i pralek a zasłony, kiwi, rodzynki i dwie kury. Ja nie wnikam co to za spółka przewozowa jakaś ale na pewno pojebana. Okazało się, że Szczęsny boi się kur i biegał po wnętrzu pojazdu krzycząc żebyśmy zabrali to coś od niego.

NIECH TEN KOGUT SPIERDALA ODE MNIE - wydarł się bramkarz.

Po pierwsze to jest kura a nie kogut a po drugie to kto by pomyślał, że Wojciech Szczęsny boi się kurwa zwierząt domowych - zaśmiał się Zieliński.

A to nie jest czasem zwierzę gospodarskie? - podniosłem wzrok z telefonu.

Chłopaki jesteśmy już - oznajmił piłkarz Barcelony i wysiedliśmy. Dobrze, że zamówiłem sobie bilet lotniczy do Anglii i mogłem w spokoju wrócić a nie to co niektórzy, tak jak na przykład Sebastian, który w ciągu 20 minut musi znaleźć sobie transport do Turcji. Lot minął bez żadnych problemów i po czasie znajdowałem się na lotnisku we wcześniej wymienionym kraju. Już z oddali widziałem niebieskiego Fiata Tipo De Bruyne'a, który miał mnie stąd odebrać i podrzucić pod dom. Idąc w jego kierunku zauważyłem, że w środku nie jest tylko on a jeszcze Szoboszlai, Grealish i Foden.

Ale ekipe żeście zmontowali - napomniałem wchodząc do środka, przed tym wkładając walizkę do bagażnika - co was tu tyle? - zapytałem zajmując miejce obok dwóch zawodników City z tyłu.

Tamci chcieli żebym ich wziął z imprezy, bo się zasiedzieli już trzeci dzień i nie pamiętali drogi powrotnej ani nie wiedzieli gdzie są a Dominik też wraca z Węgier, więc również go przygarnąłem - odpowiedział Kevin.

Trzy dni? Oni tam chyba jakiś miesiąc spędzili - przeskanowałem wzrokiem Jack'a i Phil'a - ten ma oko podbite, od tamtego jebie alkoholem z kilometra, obaj śpią nie zwracając na nic uwagi.

Tak to już z nimi jest - westchnął rudy - dobra to najpierw odwożę Dominika, potem ciebie a na końcu zajmę się tamtymi, jeszcze nie wiem gdzie ich odstawię, możliwe nawet, że zostaną w tym samochodzie na noc.

Po godzinie byłem już w Birminghamie. Nie miałem siły na rozpakowanie się, bo była jakaś 3 w nocy, więc padłem zmęczony na łóżko a walizkami zajmę się rano.

 Reprezentacja marzeńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz