you make me shiver

43 5 0
                                    

                 — Nie jesteś zbyt rozgadana, huh?

             [______] przeniosła ostrożnie wzrok na Manjirō, który szedł obok niej z jedną ręką w kieszeni. Drugą natomiast trzymał dorayaki, które spożywał z największą przyjemnością. Co jakiś czas sięgał dłonią do białego pudełeczka, które kobieta niosła posłusznie w rękach, łapiąc po kolejne słodycze. Mimo że biało-włosy sam sugerował jej poczęstowanie się jednym, ściśnięte gardło policjantki nie pozwalało na jakikolwiek ruch.

                 — Przepraszam, Mikey — zwróciła się do niego cicho, nie do końca wiedząc jak się zachować. — Dzisiaj odszedł mój pies i...

                 — Naprawdę? Wielka szkoda.

             Dziewczyna mogła przysiąc, że była to najbardziej udawana, smutna reakcja jaką w życiu słyszała. Nie oczekiwała, że sama głowa Bontenu będzie się nad nią litowała, jednak była ciekawa skąd tyle wymuszonych emocji w Sano. Coś w środku podpowiadało jej, że rozmowa szła w bardzo złym kierunku, a biało-włosy ma jakieś ukryte intencje w stosunku do niej. Przez moment miała wręcz wrażenie, że ją zdemaskował i tylko czeka na odpowiedni moment, żeby ją zabić.

                 — To znaczy, że Koko będzie w końcu wypełniał należycie robotę? — ciemne oczy przeszyły ją na wylot. Spojrzała na niego pytająco. — Nie lubię, jak moi ludzie zaniedbują obowiązki.

                 — N-nie rozumi...

                 — Naprawdę myśleli, że mogą ukryć twoje istnienie.

             Parsknął śmiechem i nie było w nim ani krzty szczęścia. Reakcja ta przepełniona była irytacją i widocznym zdenerwowaniem, zupełnie jakby chciał dać upust wyrzutom. [______] nie miała pojęcia, że jej domniemani koledzy mogliby w jakiś sposób chcieć ukrywać ją przed szefem. Czemu mieliby to robić?

                 — Rindō zbyt często buja w obłokach, Koko podwoił ilość wyjazdów służbowych... — pokiwał głową, unosząc wzrok ku niebu. — Ale jak Kakucho spóźnił się z dokumentami, coś zaczęło mi świtać.

Stanęli.

             Dziewczyna poczuła, jak jej ciało zamarzło, a oczy rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów. Była pewna, że jej serce zaraz rozerwie klatkę piersiową – a to wszystko przez zimną lufę przyłożoną do jej skroni. Nie kontrolowała drżenia własnej postury i łez napływających do jej oczu. Nie sądziła nigdy, że tak szybko stanie twarzą twarz ze śmiercią... A na jej drodze znajdzie się samo ucieleśnienie najprawdziwszego diabła.

Bo przecież Sano Manjirō był złem wcielonym.

                 — Oh, to nie powód do płaczu — Mikey starł spływającą po jej policzku kroplę za pomocą lodowatego pistoletu. — Powinienem cię zajebać.

             Słysząc odbezpieczenie broni, rozszerzyła usta. W tym cholernym momencie zaczęła przeklinać chęć wyjścia z domu – w mieszkaniu przecież nic jej nie groziło; tymczasem stała w ciemnej alejce z dala od jakichkolwiek świadków, a śmierć chuchała jej w kark. Naprawdę w tak głupi sposób miało skończyć się jej życie? Samotnie, bez zbędnego szumu i informacji? Doskonale wiedziała, że gdyby teraz kulka została wystrzelona, prawdopodobnie nikt nigdy nie odnalazłby jej ciała.

Zostałaby karmą dla ryb.

Jak wszyscy zdrajcy Bontenu.

                 — Możesz mi też za to zapłacić.

             Zamrugała kilkukrotnie powiekami, słysząc propozycję padającą z ust Manjirō. Przez jej głowę przebiegło wiele scenariuszy – od oddana całego klubu, po spędzenie wspólnej nocy czy zabicie kolejnego człowieka. Co do jednego nie pomyliła się wiele. Przełknęła ślinę, próbując odszukać w sobie resztki odwagi.

𝓞𝓷𝓮 𝓦𝓪𝔂 𝓣𝓲𝓬𝓴𝓮𝓽  [rindō h.] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz