Kap.
Kap.
Kap.
Błoga cisza została przerwana przez spadające krople, roztrzaskujące się o brudny beton, tworzące przy tym niewielką kałużę. Rura powinna zostać naprawiona już dawno; mimo to w stali dalej widniała niewielka dziurka, dając upust wodzie za każdym razem, gdy tylko spadła większa ilość deszczu lub ktoś odkręcił kran piętro wyżej. Początkowo Sanzu załatał ją od niechcenia taśmą klejącą; ta jednak odpadła tak szybko, jak tylko mężczyzna wziął do ust kolejną tabletkę i wyszedł z pomieszczenia. Od tamtego czasu nikt nie śmiał tknąć palcem przeklętego żelastwa.
Rindō przekręcił głowę w bok, a jego kark wydał charakterystyczne chrupnięcie. Lawendowe tęczówki utkwione były w pistolecie obracanym między palcami; sama broń była doprowadzona do stanu używalności, chociaż nie tak perfekcyjnie wypolerowana jak robił to Koko. Na samą myśl o biało-włosym mężczyźnie z ust Haitaniego wydobyło się ciche westchnienie. Utkwił wzrok przed siebie, słysząc cichutkie skrzypnięcie i niemrawy pomruk wydobywający się z malinowych ust.
[______] otworzyła z trudem powieki, starając się przyzwyczaić wzrok do panującego półmroku. Czuła niemiłosierny ból rozrywający głowę i zaschniętą krew na bladej skroni. Przygryzła suche, popękane wargi, utykając błyszczące tęczówki w grubych, ciemnych linach otaczających jej drobne ciało. Poruszyła się niespokojne na krześle, jakby licząc, że te magicznie opadną, a ona z powrotem zazna wolności. Nic takiego się nie stało; zamiast tego syknęła cicho pod nosem, czując jak sznur naciska na siniaki ukryte pod materiałem zielonkawej koszuli.
— Wybacz, staraliśmy się być delikatni przy transporcie.
Mruknął sarkastycznie Rindō, wzruszając ramionami. Dopiero wtedy dziewczyna podniosła wzrok, krzyżując go na sekundę z przeszywającym fioletem. Nie nacieszyła się widokiem zbyt długo, ponieważ Haitani ponownie utkwił tęczówki w glocku.
— To będzie drugi raz, kiedy zabijam kobietę.
Przyznał ze śmiechem, na co [______] przełknęła ślinę. Chłód bijący od cementowej piwnicy, śmierdzącej zewsząd krwią, ołowiem i grzybem był niczym w porównaniu do zima bijącego od fioletowo-włosego mężczyzny siedzącego naprzeciwko niej. Nie była w stanie znaleźć odpowiednich do sytuacji słów, toteż spoglądała na niego ze smutkiem, w głębi duszy odliczając minuty do pocałowania lufy pistoletu.
— Dlatego nie podoba mi się, że mnie do tego zmusiłaś, [______].
Imię policjantki zaakcentował głośno i wyraźnie, wciąż nie znajdując w sobie odwagi na zaszczycenie jej spojrzeniem. Był nad wyraz spokojny i łagodny, co wywołało ciarki na plecach dziewczyny. Jego przytłaczająca aura nie przypominała żadnej wersji Rindō, z którą spotkała się wcześniej.
— Ładne imię — ściągnął na moment brwi, kiwając głową. — Zdecydowanie ładniejsze niż Kita. Szkoda, że nie poznałem go wcześniej.
W pomieszczeniu zapadła głucha cisza, po kilku minutach przerwana ponownie przez okularnika.
— Nie jesteś teraz zbyt rozmowna, co? Szkoda. Podobało mi się, jak opowiadałaś mi w twarz te wszystkie kłamstwa.
— Rindō — zaczęła w końcu, na co chłopak zastygł w miejscu. — Przysięgam, że wszystkie moje uczucia były prawdziwe.
Betonowe ściany wypełnił gromki śmiech. Nie taki melodyjny i słodki, a przepełniony irytacją i bólem. Oczywiście, że jej nie wierzył. Jego zaufanie legło w gruzach z momentem pierwszej łzy, która spłynęła po jej policzku, gdy stanęła w kuchni tamtego dnia. W momencie, gdy wyszedł z apartamentu, już nigdy nie był taki sam; coś w nim pękło. Jak piękna szklana waza zdmuchnięta przez mocny wiatr i roztrzaskana na jasnej posadzce.
CZYTASZ
𝓞𝓷𝓮 𝓦𝓪𝔂 𝓣𝓲𝓬𝓴𝓮𝓽 [rindō h.] ✔
FanficGdzie miłość przeplata się z nienawiścią. Słodko-gorzkie łzy ze śmiechem. A [______] balansuje na granicy życia i śmierci. „𝓞𝓱 𝓯𝓪𝓽𝓱𝓮𝓻, 𝓯𝓸𝓻𝓰𝓲𝓿𝓮 𝓶𝓮 𝓕𝓸𝓻 𝓪𝓵𝓵 𝓶𝔂 𝓼𝓲𝓷𝓼 𝓦𝓱𝓮𝓷 𝓘 𝓶𝓮𝓮𝓽 𝔂𝓸𝓾𝓻 𝓮𝔂𝓮𝓼 𝓣𝓱𝓮 𝓭𝓮𝓿𝓲𝓵...