[21] when the heart melts

108 6 0
                                    

                 — Wstawaj, śpiąca królewno.

             [______] zmrużyła oczy niezadowolona, kiedy Rindō wtargnął niespodziewane do sypialni i odsłonił żaluzje, wpuszczając do przyciemnionego pomieszczenia nieznośnie promienie wstającego słońca. Zmarszczyła brwi, próbując wtopić w twarz w jeszcze ciepłą poduszkę, jednak mężczyzna skutecznie jej to uniemożliwił, zawisając nad nią. Składając motyli pocałunek na jej nagim ramieniu, przejechał ostrożnie ręką po rozczochranych włosach, próbując wyrwać z głębokiego snu. Dochodziła godzina siódma, a on bezczelnie przerwał jej beztroski moment.

             Dziewczyna mruknęła przeciągle, powoli i ociężale siadając na łóżku. Przysłoniła kołdrą nagie, rozgrzane ciało i spojrzała pytająco na Haitaniego – jego włosy opadały kaskadami na ramiona, a twarz była pogodna i życzliwa. Ubrany był w swój ulubiony, błękitny garnitur, który idealnie podkreślał jego fiołkowe oczy. W rękach trzymał dwie świeżo zaparzone kawy, przy czym jeden z kubków podał niewyspanej policjantce, odgarniając przy okazji kosmyk niesfornych włosów opadający na jej czoło.

                 — To już dzisiaj...? — jęknęła smutno, odwracając wzrok.

                 — Załatwimy to szybko. Zanim się obejrzysz, będę — ręką odnalazł jej udo przykryte kołdrą, które następnie opiekuńczo pogładził. — Korzystaj, zabaw się trochę beze mnie. Ile można skakać na jednym fiucie.

             Zaśmiał się, starając wyciągnąć ją z łóżka. Pomagając odziać drobne ciało w szlafrok, puścił ją przodem w balkonowych drzwiach w celu zaczerpnięcia odrobiny zimnego powietrza. Chłód natychmiast otulił jej nagie stopy, jednak nie przejmowała się tym; ważniejsze w tamtym momencie było to, że stała oparta o barierkę, podobnie jak fioletowo-włosy. Obydwoje patrzyli w dal na wstające nad Roppongi słońce; cisza poranka przerywana była tylko co jakiś czas przez odgłosy karetek czy innych samochodów.

Można powiedzieć, że popijanie porannej kawy przy tym widoku stało się swojego rodzaju ich rutyną.

                 — Koko i Ran będą tu za niecałe dziesięć minut.

                 — Koko jedzie z wami? — dziewczyna uniosła brew zaskoczona, na co mężczyzna tylko pokręcił przecząco głową.

                 — Nie, odwiezie nas tylko na lotnisko. Musi nam jeszcze wyjaśnić kilka spraw i przekazać pieniądze z dokumentami. Także nie martw się, jakby coś się działo, dzwoń do niego pod moją nieobecność.

             Ciche westchnienie wydobyło się z ust [_]-włosej, która tym razem leniwie się przeciągnęła, pozwalając wiatru połaskotać delikatnie jej dekolt. Następnie przeniosła troskliwy wzrok na Rindō, starając się zapamiętać każdy szczegół jego twarzy i rozczulający widok lawendowych oczu.

                 — Tylko nie wychodź za niego, jak mnie zapierdolą — parsknął, dostając przy okazji kuksańca w ramię. — A tak na poważnie... Chyba dobrze zrobi mi taki niedługi wyjazd. Ostatnio spędzam mało czasu z Ranem, a przecież kiedyś byliśmy nierozłączni.

                 — To przeze mnie?

             Wyszeptała [_]-włosa, jednak nie doczekała się odpowiedzi. Haitani upił łyk kawy i utkwił wzrok w najbliższych wieżowcach, próbując oczyścić myśli. Ran nie był typem, który wypominał mu co ma robić w wolnym czasie – Rindō sam za nim chodził jak cień, starając nie odstępować nawet na moment. Starszy i tak przesypiał większość dni zamknięty w własnej sypialni – od tego się zaczęło, podobnie jak od domówek młodszego. Potem zdecydowali się wykupić dwa osobne apartamentowce i wyprowadzić od siebie.

𝓞𝓷𝓮 𝓦𝓪𝔂 𝓣𝓲𝓬𝓴𝓮𝓽  [rindō h.] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz