Przez ostatnie wydarzenia [______] wzięła w pracy tygodniowe wolne. Niespecjalnie chciało jej się oglądać pijanych ludzi, którzy pewnie jak zwykle plątaliby się pod nogami, natarczywie szukając coraz to nowszych i bardziej wyszukanych sposobów na podbicie kobiecego serca. Tym bardziej nie chciała ryzykować spotkaniem żadnego z członków Bontenu. Na samo wspomnienie po jej plecach przebiegały ciarki. Ten tydzień przeznaczyła na wyciszenie i koncentrację nad obecnym stanem rzeczy.
Zaczęła więcej wychodzić, a nawet wieczorami biegać i ćwiczyć. Nauczyła się gotować nowych potraw i nareszcie posegregowała wszystkie stare ubrania zalegające od wieków w szafie. Pozbyła się uschniętych roślin z parapetu, a nawet nadrobiła zaległe filmy, które miała w planach od dłuższego czasu. Zdołała ograniczyć również tabletki uspokajające i wyregulować czas spania.
Przez ten czas odwiedziła jeszcze parę razy agencję, nie wspominając Yamaguchiemu jaki był powód jej decyzji i co wydarzyło się ostatnim razem. Nie wiedziała, czy to przez wstyd, czy po prostu nareszcie nauczyła się trzymać język za zębami. Może prawda była gdzieś pośrodku, co z resztą niezbyt ją obchodziło. Zauważyła jednak, że znacznie rzadziej się uśmiechała, jakoby tamtej nocy pewna część jej duszy została skradziona przez Haruchiyo.
Niemal osiągnęła stabilność emocjonalną.
Do czasu.
Razem z bruntem zdążyli ustalić bardzo prosty i nieskomplikowany plan działania, bardziej przystając na tym, że co będzie to będzie i wyjdzie w praniu. Dostała od niego telefon komórkowy, za którego pomocą miała się z nim – i tylko z nim – kontaktować w razie ostateczności czy ważnych informacji. Oprócz tego weszła w posiadanie kilka dodatkowych podsłuchów i pluskiew, które powinny spełnić swoją rolę i bez zbędnego narażania się na zdemaskowanie, przekazywać Yamaguchiemu informacje.
[______] powolnym krokiem wracała właśnie do domu, co jakiś czas podrzucając na ramieniu sportową torbę. Słońce powoli budziło się do życia, usilnie próbując przecisnąć swoje promienie między budynkami. Było chłodno, toteż na jej skórze pojawiła się delikatna gęsia skórka. Wracała z porannej jogi, na którą zapisała się wraz z jakimiś emerytami, którzy na stare lata postanowili nieco ulżyć w cierpieniu wycieńczonemu kręgosłupowi. Najgorszy był fakt, że niektórzy byli wręcz lepiej rozciągnięci od niej; plusem było to, że sama wyzbyła się większości napięć w ciele.
Zatrzymała się na moment, unosząc wysoko brew. Jej wzrok spoczął na Rindō, który zajmował miejsce na schodach pod jej mieszkaniem, chowając twarz pod kapturem, jakby bojąc się, że w każdym momencie może zostać schwytany przez policję. Nie widziała go od kilku dni; właściwie od poprzedniego wybuchu emocji nie chciała go widzieć. Mężczyzna zupełnie jakby czytał jej w myślach, gdyż zjawił się dzień przed końcem urlopu, próbując okazać skruchę.
Dopiero gdy podeszła bliżej zauważyła, że u jego boku znajdują się kwiaty... A właściwie ich tuzin. Każdy bukiecik przedstawiał zupełnie inny gatunek, jakby Haitani postanowił otworzyć własną kwiaciarnię na jej schodach. Stanęła przed nim, krzyżując ręce na piersi, a brew dygnęła do góry, oczekując wymownej odpowiedzi.
— Nie wiedziałem jakie lubisz, więc kupiłem wszystkie.
Podniósł się do góry, zdejmując kaptur. Jego twarz miała bardzo łagodny wyraz, można nawet powiedzieć, że nieco poważny. Fiołkowe tęczówki lśniły w blasku wschodzącego słońca, a dziewczynie zdawało się, że było to to samo spojrzenie, którym obdarzył ją pierwszego dnia.
CZYTASZ
𝓞𝓷𝓮 𝓦𝓪𝔂 𝓣𝓲𝓬𝓴𝓮𝓽 [rindō h.] ✔
FanficGdzie miłość przeplata się z nienawiścią. Słodko-gorzkie łzy ze śmiechem. A [______] balansuje na granicy życia i śmierci. „𝓞𝓱 𝓯𝓪𝓽𝓱𝓮𝓻, 𝓯𝓸𝓻𝓰𝓲𝓿𝓮 𝓶𝓮 𝓕𝓸𝓻 𝓪𝓵𝓵 𝓶𝔂 𝓼𝓲𝓷𝓼 𝓦𝓱𝓮𝓷 𝓘 𝓶𝓮𝓮𝓽 𝔂𝓸𝓾𝓻 𝓮𝔂𝓮𝓼 𝓣𝓱𝓮 𝓭𝓮𝓿𝓲𝓵...