[12] my husband, hajime kokonoi

86 8 0
                                    

             Kolejny dzień przyszedł szybciej niż się spodziewała. [______] od rana starała się uporządkować roztargane kosmyki włosów, a że wyjście z łóżka stanowiło dla niej problem (już od kilku dni), była już spóźniona. Znowu dręczyły ją koszmary – brała leki przepisane przez psychiatrę, dodatkowo garściami wsypując w siebie tabletki uspokajające. Leków nasennych także nie oszczędzała, aczkolwiek jej samopoczucie po nich było jeszcze gorsze; mimo zapadającego w sen ciała, nie były w stanie wykreślić z jej głowy przykrych, mimowolnych scenariuszy, które od śmierci Akane i Shoty zaczęły nawiedzać ją jeszcze częściej.

             Tyle co zdążyła umyć zęby i przemyć twarz, następnie ubierając zupełnie losowe, średnio pasujące do siebie ubrania z szafy. Wybiegała z domu, niekoniecznie przejmując się czymkolwiek; toteż głodna, zmęczona i wyglądająca jakby ktoś ją przeżuł, puściła się biegiem przez alejki Roppongi, modląc się w duchu, żeby czekający na nią mężczyźni nie byli źli. Około godziny dwunastej umówiona była z Ishizakim na podpisanie dokumentów, a jeszcze przed tym Rindō polecił jej spotkać się z Koko, żeby ustalić jako taki plan.

             O Hajime wiedziała tyle, ile przeczytała w jego aktach. Oczywiście Haitani nic o tym nie wiedział i nie przejmując się jej zmartwieniami, rzucił krótkie: "Koko. Nic więcej nie musisz wiedzieć. Na pewno go rozpoznasz" z typowym dla siebie uśmieszkiem. Oczywiście, że by go rozpoznała. Zdawało jej się, że chodził z nią do równoległej klasy w podstawówce. Na całe szczęście jej wygląd zdążył się istotnie zmienić, a co najważniejsze, fałszywy dowód osobisty zataił jakiekolwiek prawdziwe dane na jej temat. Wykreowana sztuczna rzeczywistość była czymś, co pomagało [______] czasem odetchnąć z ulgą.

Nie sądziła tylko, że przyjdzie jej spotkać go ponownie w takich okolicznościach.

             Już wtedy sprawiał problemy, a co dopiero kilkanaście lat później, gdy przysłowiowe gangi wręcz biły się o to, aby mieć go tylko i wyłącznie dla siebie. Bo był kurewsko perfekcyjny w tym co robił; prawdopodobnie miliardy dolarów przechodzących przez jego szczupłe palce były tak dobrze wyprane, że żaden człowiek nie był w stanie doliczyć się jego rzeczywistego majątku. Był taki od początku, a osiągnął to tylko wiedzą i zaangażowaniem, co niesamowicie imponowało [______] nawet jako stróżowi prawa.

             Kiedy dobiegła w wyznaczone miejsce spotkania kilkanaście minut po czasie, z niepokojem zaczęła rozglądać się po tłumie ludzi. Miała szczerą nadzieję, że mężczyzna, który miał pomóc jej w załatwieniu wszystkich formalności faktycznie się tam zjawi – jako wysoko postawiony członek Bontenu z pewnością jego czas był na wagę złota, toteż dziewczyna przełknęła ślinę w niepokoju. Przecież przestępcy nie pierdolili się w tańcu; skoro ona nie szanowała ich czasu, oni nie szanowali jej. Czuła, jak oblał ją zimny pot. Co miała teraz zrobić?

Słysząc ciche syknięcie za plecami, odwróciła się zaskoczona.

                 — Czy ty w ogóle wiesz co to punktualność?

             Kocie oczy zmierzyły ją od góry do dołu, a brwi ściągnęły się ku sobie w irytacji. Zlustrowała dokładniej męską sylwetkę, zauważajac, że był widocznie wyższy i zdecydowanie wykorzystywał to, patrząc na nią z góry. Śnieżnobiałe włosy opadały na jego ramiona, a między wydzielonymi po boku pasemkami jawił się ten sam charakterystyczny tatuaż, który zdobił krtanie obydwóch Haitanich. Chłopak wyglądał... Drogo. Specyficzny strój i uderzający, intensywny zapach perfum sprawił, że dziewczyna przełknęła ślinę. Z resztą, czego się spodziewała? Nie miała do czynienia z pierwszym lepszym Kowalskim.

                 — Wyglądasz tragicznie — rzucił krótko, a wyraz jego twarzy z irytacji zmienił się na surowy. — Zdechł ci ktoś czy co?

𝓞𝓷𝓮 𝓦𝓪𝔂 𝓣𝓲𝓬𝓴𝓮𝓽  [rindō h.] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz