Rozdział 6

66 9 153
                                    

Nie zamierzałam odwiedzać Ashley w jej mieszkaniu. Myślałam raczej o kawiarni albo restauracji, w której mogłam zjeść coś dobrego. Jeszcze nigdy nie byłam u żadnej klientki w jej prywatnym domu. Byłam w pracy i chyba nie powinnam spotykać się tak prywatnie. Nie tak prywatnie, jak w ich mieszkaniu. Bo chyba oni mieszkali razem.

- Proszę, wejdź. - Blondynka przywitała mnie szerokim uśmiechem. - Tak się cieszę, że się zgodziłaś przyjść do mnie. Zrobimy to wszytko na spokojnie i nikt nie będzie nam się przyglądał. - Kobieta zaprowadziła mnie do salonu.

Ogólnie rzecz biorąc jej mieszkanie zostało wystrojone dość przytulnie. Po prawej stronie dostrzegłam kuchnię. Wiedziałam to, ponieważ kątem oka dostrzegłam lodówkę i piekarnik. Po tej samej stronie stały także jakieś zamknięte drzwi. Może prowadziły do łazienki? Nie miałam pojęcia, ponieważ skierowałyśmy się w lewo, do salonu. Tam również znajdowały się drzwi. Tym razem chyba były one rozsuwane.

- Wiem, że mieszkanie jest takie sobie - usłyszałam jej zawstydzony głos. - Po ślubie planujemy się wyprowadzić. - Czyli mieszkali razem. - Mam nadzieję, że to nie będzie ci przeszkadzać. - Pokazała ręką na drzwi.

- No coś ty - mówiłam prawdę. Kogo to obchodzi, jakie oni mieli mieszkanie? Przecież najważniejsze było to, że w ogóle mieli gdzie mieszkać, że się kochali i byli szczęśliwi, prawda? - Swoją drogą jest tu przyjemnie. - Posłałam jej lekki uśmiech.

- A. - Machnęła ręką. - To tylko na jakiś czas. Chcemy kupić swoje mieszkanie, bo to wynajmujemy. Zajmij miejsce gdzie chcesz, a ja zrobię coś do picia. Może chcesz coś do jedzenia? - zapytała, kierując się ku wyjściu z pomieszczenia.

- Nie, dziękuję. Kawa starczy.

Gdy zniknęła z moich oczu i zostałam sama w pokoju, mogłam się rozejrzeć po wnętrzu. Szczerze mówiąc mieszkanie przypominało mi typowe mieszkanie dziadków. Może nie było tu starych i niedopasowanych mebli, serwetek pod każdym wazonem lub pod innymi bibelotami na komodach, dywanów na ścianach czy jakichś kryształów. Nie było aż tak źle i nawet czułam się tu bardzo dobrze. Tylko po prostu królował tu stary styl. I miałam wrażenie, że przyszłam do dziadków.

Znajdowało się tu dużo rzeczy i mebli, mimo iż pokój nie był wcale taki duży. Między dwoma fotelami znajdował się mały stół, a pod nim okrągły dywan. Tuż przy ścianie, naprzeciwko wejścia do ich sypialni, stał drugi długi stół z krzesłami, odpowiedni do jedzenia obiadów. Szafki i komody ustawione zostały tak, żeby wypełnić puste miejsca. Dostrzegłam tu nawet półki z książkami.

- Wiem, że to nie wygląda za dobrze, ale... - Kobieta niespodziewanie pojawiła się tuż obok mnie.

- Nie, przestań. Naprawdę jest super. - Uśmiechnęłam się.

Nie kłamałam. Nie było aż tak źle.

- Osobiście marzy mi się bardziej nowoczesne wnętrze i większe mieszkanie. Wiadomo, dom byłby spełnieniem wszystkich marzeń, ale jak na początek... - Postawiła dwie filiżanki na stole jadalnianym. - Przyniosłam herbatniki, skoro nie chciałaś nic zjeść, to może coś przekąsisz.

Zajęliśmy miejsca przy wcześniej wspomnianym stole. Zauważyłam leżące na nim kartki papieru, długopisy, a także paczkę zaproszeń weselnych.

- Wszystko już przygotowałam, ale jakoś nie zdążyłam jeszcze zacząć.

- A zrobiłaś już listę gości? - spytałam, szukając kartki wypełnionej nazwiskami.

- Tak, coś tam już zaczęłam. - Spomiędzy pustych arkuszy wyciągnęła listę.

Patrzyłam się na nią ze zdziwieniem. Znalazło się na niej tylko kilka nazwisk. Byłam prawie pewna, że ona dopiero zaczęła i nie skończyła jej wypełniać.

Pomóż mi przetrwać - Seria: Pomóż mi #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz