Rozdział 22

68 9 260
                                    

Pov Naomi

- Thomas? - zapytałam zdziwiona, widząc mężczyznę przed klatką schodową. - Co ty tu robisz?

Wracałam właśnie z piątkowych zakupów. Nie lubiłam ich robić w soboty, więc zazwyczaj po pracy szłam do marketu.

Od naszej ucieczki do McDonalda nie mieliśmy kontaktu. Jakoś nie miałam ochoty, by z kimkolwiek rozmawiać. Dlatego też zdziwiło mnie jego przyjście.

- Pomyślałem, że zobaczę jak się czujesz. Ostatnio nie byłaś w nastroju.

"Teraz czułam się jeszcze gorzej."

- To miłe. - Wysiliłam się na uśmiech.

Wtedy tylko wspólnie zjedliśmy posiłek, a potem każdy z nas poszedł w swoją stronę. Mężczyzna nie pytał o nic, po prostu był. Rozmawialiśmy jakby nigdy nic, jakby w ogóle nic się nie stało, jakby DJ mnie wcześniej nie widział zapłakanej w łazience. Więc tak naprawdę nie miał pojęcia o co chodziło.

Czy to byłaby odpowiednią osoba, z którą mogłabym naprawdę i szczerze porozmawiać? Opowiedzieć mu o wszystkim od początku do końca?

"Wyznać mu swoje podejrzenia?"

Czy to nie byłoby fair wobec Ashley, gdybym powiedziała o tej ulotce, tym samym zdradzając mu prawdę o jej stanie zdrowia?

O ile to dotyczyło jej.

Miałam całą grupę przyjaciół, których kochałam i nazywałam rodziną. Im mogłam powiedzieć wszystko, ale dla Colina oni też byli ważni i tak samo jak ja, utrzymywali z nim kontakt. Ufałam im, jednak miałam poczucie, iż jak rozmawiałam z przegrywami, to jakbym rozmawiała z Colinem.

Jakie to głupie.

- Nie będę przeszkadzać. Nie płaczesz, więc... - Podrapał się po karku. - Pójdę już.

Zrobił kilka kroków, kiedy zdecydowałam się wreszcie złapać go za ramię, zatrzymując.

Popatrzył się na mnie nie rozumiejąc moich intencji.

- Może jednak wejdziesz?

"Skoro tu był, to chyba znak, bym właśnie jemu się wygadała, prawda?"

Thomas pomógł mi z zakupami - chociaż nie miałam ich tak dużo, bo tylko dwie siatki - i chwilę później znaleźliśmy się w moim mieszkaniu.

W mieszkaniu, w którym każdym razem przypominałam sobie, jak mój były tu się pojawił w nocy. Jak zjawa. Jak duch.

A może to był tylko mój sen?
Realistyczny, lecz mimo to tylko sen?

Szybko włożyłam zakupy do odpowiednich miejsc i wróciłam do mojego gościa.

- Chcesz kawy, wodę, sok albo coś mocniejszego?

- Może być woda.

- Pewnie, gdy usłyszysz co ci zaraz powiem, będziesz chciał coś mocniejszego - mruknęłam.

- Jest aż tak źle? - Uniósł brew w górę.

Zajęliśmy miejsca przy małym stoliku w kuchni i milczeliśmy. Chciałam zacząć, lecz nie wiedziałam od czego. Mogłam opowiedzieć mu od samych początków, ale mogłam także...

- Colin Besson jest moim eks - powiedziałam bez owijania w bawełnę.

Zrobiłam to, jakbym opowiedziałam mu o dzisiejszej pogodzie. Swoją drogą nawet pogoda była podobna do klimatu naszej rozmowy: za oknem panowała szarość, jakby zbierało się na burzę.

Mój towarzysz słysząc to zdanie, aż się zaksztusił wodą, którą właśnie pił.

- Ty nie żartujesz - wypowiedział, kiedy do siebie doszedł. W jego oczach wciąż można było dostrzec łzy. - I mimo to organizujesz jego ślub?

Pomóż mi przetrwać - Seria: Pomóż mi #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz