Kieran siedział u mnie w kuchni z zakrwawioną wargą i limem pod okiem.
- Wiedziałeś do kogo przyjść, prawda? - mruknęłam, szukając kostek lodu w zamrażarce. - Muszę cię jednak rozczarować - chyba nie mam lodu.
- Wkurwił mnie ten idiota - oznajmił lakonicznie.
Nawet niczego mi nie wytłumaczył. Nie wiedziałam o co poszło, z kim się pobił i dlaczego to się wydarzyło. Tylko z dziesięć minut temu zapukał do moich drzwi, a kiedy je otworzyłam, nie poznałam go. Stał przede mną jak jakiś Frankenstein. Normalnie jak z horroru! Dopiero, kiedy mężczyzna zwrócił się do mnie moim imieniem. Rozpoznałam jego głos. Zapytałam go co się stało, ale on oczywiście nic mi nie powiedział, tylko wszedł do środka, popychając mnie.
Prawie mnie przewrócił...
- Masz. - Wcisnęłam w jego ręce opakowanie z kostkami lodu. - Jesteś w czepku urodzony.
- Nie powiedziałabym tego. - Wykrzywił twarz.
- Tak? - Stanęłam przed nim niczym matka zła na własne niegrzeczne dziecko. - A co, gdybyś dostał od tego kogoś jeszcze mocniej i wylądował w szpitalu? A co, jakbyś mnie nie zastał? A co...
- Dobra, weź już nie wyolbrzymiaj - wszedł mi w zdanie. - Niepotrzebnie panikujesz. - Przyłożył sobie zimny lód do twarzy. - Nie pierwszy, nie ostatni raz. Przeżyje was wszystkich, jeszcze zobaczysz.
Chwyciłam się za czoło w geście załamania. Nie no, jego zachowanie naprawdę mnie zdumiewało... Nie powinnam się tak bardzo dziwić, przecież w końcu ten mężczyzna już niejednokrotnie tak się zachowywał, a czasami nawet bywało gorzej, lecz za każdym razem i tak byłam zawsze w szoku.
Na dodatek on się nie poczuwał. Nie przejmował się tym, że komuś dowalił. Bo, że ktoś mu przywalił, to już w ogóle bagatelizował. Mógłby chociaż pójść do lekarza z tymi urazami, ale nie. Twierdził zawsze, że było dobrze, może to dlatego, iż był po prostu przyzwyczajony do tego, gdyż trenował boks i ktoś zawsze mu przywalił.
Załamywał mnie.
- Powiesz mi wreszcie, co się stało? - zapytałam już ostrzej. - Jak to się stało? O co poszło? - zadawałam pytanie za pytaniem, a on siedział w milczeniu i zachowywał się, jakby mnie nie słyszał. Jakby to nie było do niego. - Dlaczego przyszedłeś akurat do mnie? Człowieku, odezwij się.
Czy on mnie nie rozumiał, czy jak? Nie mówiłam po ludzku?
- Bo do ciebie było najbliżej.
- I co? I tyle? - pośpieszałam go, kiedy tak czekałam w milczeniu na resztę wyjaśnień. - Przecież to może być coś poważnego, trzeba iść z tym do lekarza...
- Nie - znowu wszedł mi w słowo. - Nie potrzebuje lekarzy ani pielęgniarek. Byłem w gorszych sytuacjach i za każdym razem z nich wychodziłem. Przecież żyję, nie? - Odstawił woreczek z lodem i wstał, jakby nigdy nic. Jakby nie został poturbowany. - No to ten, ja już zmykam. - Włożył dłonie do kieszeni spodni.
- Martwię się o ciebie, Kieran - powiedziałam ciszej, a w moim głosie wybrzmiewała troska.
- Ale nie masz o co. Przestań, wietnamko. - Mrugnął do mnie. - Udawaj, jakby mnie tu nie było. Cześć. - Nie dał mi odpowiedzieć i w szybkim tempie wyszedł z mojego mieszkania.
Czasami zwracał się do mnie "wietnamko". Kiedyś, gdy nie znał naszych imion albo ich zapominał, właśnie tak mnie nazywał. Nie obrażałam się z tego powodu, ponieważ taka była prawda. Byłam wietnamką. Poza tym się do tego przyzwyczaiłam. A jak na Kierana, to naprawdę bardzo miłe określenie. Nawet powiedziałabym czule, co było bardzo zadziwiające jak na niego.
CZYTASZ
Pomóż mi przetrwać - Seria: Pomóż mi #1
RomanceNaomi Swinton, organizatorka ślubów dostaje zlecenie od pewnej kobiety. Mogłoby wszystko być normalne, lecz jej klientką okazuje się narzeczona Colina Bessona. Colin Besson to przeszłość. Dla Naomi był wszystkim: przyjacielem, wsparciem, bezpieczeńs...