Cztery i pół miesiąca później
Nierówne płytki chodnikowe drażniły percepcję mecenasa Borkowskiego. Ostatnimi czasy niemal wszystko wzbudzało w nim złość, irytacje i ciągłe napięcie, dla którego nie umiał znaleźć ujścia.
Korzystając z wczesnej pory, zaparkował auto pod samym wejściem do kamienicy, w której znajdowała się kancelaria Wasilewski&Borkowski, której, od ponad dekady, był wspólnikiem. Zbyt długo bronił się przed powrotem do tego miejsca, teraz musiał się zmierzyć z napiętrzanymi do granic zaległościami zawodowymi i niezadowoleniem stałych klientów, którymi zajmował się zdalnie, a w razie konieczności zastępował go drugi właściciel.
Zmarszczył brwi, bo mimo okularów przeciwsłonecznych, słońce tak bardzo odbijało się od ekranu parkometru, że zupełnie nie wiedział ciągu cyfr wpisanego numeru rejestracyjnego. Wrzucił wydrukowany bilet, z dwugodzinną opłatą, na deskę rozdzielczą i wszedł do bramy przedwojennego budynku. Winda częściej się psuła niż działała, więc z przyzwyczajenia wybrał schody. Po pokonaniu dwóch pięter znalazł się przed podwójnymi drzwiami własnej kancelarii.
Wraz ze wspólnikiem odnieśli ogromny sukces, specjalizowali się w prawie podatkowym i nie mieli sobie równych na warszawskim rynku. Obsługiwali najbogatszych Polaków i dostawali za to najwyższe rynkowe stawki. Musiał przyznać, że miał szczęście znaleźć zawód, który szczerze kochał. Nie wyobrażał sobie siebie w innym miejscu. Prowadził prężnie prosperujący biznes wraz z najlepszym przyjacielem.
Czego mógł chcieć więcej?
Jednak od jakiegoś czasu był nieszczęśliwy jak jeszcze nigdy dotąd. Sama praca przestała go satysfakcjonować, stracił najistotniejszy element swojego życia i nie potrafił się pozbierać. Codziennie rano powtarzał ten sam rytuał, który utrzymywał go na nogach.
Równą godzinę ćwiczył, przez piętnaście minut brał zimny prysznic, następnie nakładał starannie przygotowane garnitury, których szycie zlecał najlepszym europejskim krawcom, niecały kwadrans zajmowało mu przygotowanie oraz zjedzenie śniadania.
Codziennie powtarzał ten schemat wyłączając przy tym myślenie.
Na pierwszy rzut oka wyglądał dokładnie tak, jak oczekuje się po osobach z jego pozycją.
Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, starsza kobieta wstała na jego widok i przycisnęła złączone modlitewnie dłonie do ust. W jej oczach ujrzał szczerą radość i wzruszenie, nie mógł się powstrzymać i zbyt poufale przytulił ją do siebie, a ta w odpowiedzi zamknęła mecenasa w jeszcze ciaśniejszym uścisku.– Skłamałabym mówiąc, że nie tęskniłam – jej oczy zaszły mgłą.
– Ja również – ucałował ją w oba policzki i odsunął o krok. – Starczy już, bo jak Feliks nas nakryje będzie miał używanie przez miesiąc.
– Pana Wasilewskiego dzisiaj nie będzie – odparła, wracając na swoje krzesło, już w pełni służbowym tonem.
– To nawet lepiej, podkradnę mu jakiegoś aplikanta. Coś o nich wiemy? – konspiracyjnie uniósł jedną brew i zerknął w kierunku lewej części biura, gdzie wyznaczona została strefa dla pracujących w kancelarii prawników oraz gabinety mecenasów. – Potrzebuję kogoś kumatego.
– Wszyscy, bez wyjątku, uwielbiają pana Wasilewskiego – posłała mu znaczący uśmiech. – Z tego co się zorientowałam, to jeden z nich jest wyjątkowo bystry, ale jeszcze mało ułożony, że tak brzydko się wyrażę.
– Czyli by się nadał... Nie lubię tych wyniosłych, jakby zjedli wszystkie rozumy, a szybko wychodzi, że nie znają podstaw kodeksu skarbowego.
– Zaraz podam espresso do gabinetu – ucięła zanim zdążył zagłębić się w tajniki prawa podatkowego.

CZYTASZ
O tym mi nie powiedziałaś
RomanceRozdziały będą dodawane dwa razy w tygodniu 🖋️ Drogi nowo zatrudnionej asystentki biura i starszego o jedenaście lat adwokata, krzyżują się w najmniej spodziewanym momencie. On jest jej niespełnioną młodzieńczą miłością, a ona... nie pamięta ostatn...