Zaraz po tej rozmowie zostałam z powrotem wrzucona do składzika, gdzie miałam spać.
Nie chciałam i nie mogłam tego jednak zrobić, więc całą noc przepłakałam. Nasuwały mi się okropne myśli. W końcu nie mam już nic do stracenia, prawda?
Może jednak chłopcy mnie znajdą. O matko, jak ja chcę ich zobaczyć.
Po kilku godzinach bezsensownego, jak w tym momencie moje życie, leżenia, powoli wstałam.
Przetarłam oczy mokrym rękawem koszuli, która straciła swoją czystość i biel, od leżenia na brudnej podłodze.Tak cicho, jak chyba nigdy udałam się do drzwi.
Przekręciłam delikatnie klamkę, ale to nic nie dało. Zamknięte na klucz.Westchnęłam i zsunęłam się na podłogę. Już nic nie zrobię. Zupełnie nic!
Siedząc tak skulona, poczułam, że jednak mnie coś kuje w brzuch. Dotknęłam tego miejsca, i zrobiło mi się aż gorąco z nadziei.
Eugenie pierwszego dnia po feriach, stwierdziła, że spódniczka jest dużo za duża i spięła mi ją agrafką, z myślą, że mi ją na dniach zawiezie do krawcowej.
Chwyciłam igłę w palce i znów stanęłam przed drzwiami.Po chwili majstrowania w nich, znowu podjęłam próbę otwarcia drzwi. Udało się. Tym razem się udało!
Nie oglądając się za siebie wybiegłam z małego pomieszczenia. Czułam jak oblewają mnie zimne poty.
Przez ciemność i łzy, mało co widziałam, więc musiałam mrużyć oczy. Ślepo wymacałam główne drzwi, i tak cichutko jak wcześniej, przekręciłam klamkę. Zamknięte na klucz. Powtórzyłam wcześniejszy ruch i chwyciłam za wsuwkę. Teraz albo nigdy.
Oczywiście, jak na niezdarę przystało, dłonie tak mi drżały, że wypadła mi z pomiędzy palców.
I to był największy jaki popełniłam tego wieczora. Automatycznie rzuciłam się na kolana. Miałam ukucnąć, ale byłam tak roztrzęsiona, że straciłam szybko równowagę i poleciałam na podłogę. Z całej siły uderzyłam ciałem o panele.
Nie spodziewałam się, że aż tak huknę. Zacisnęłam na moment powieki, rozpaczając jeszcze bardziej, nie tylko z porażki, ale również z bólu. Założę się, że za jakiś czas będę cała posiniaczona.
Wsłuchałam się w dźwięki. Było to trudne przez mój delikatny szloch, ale w pierwszej chwili było tak cicho, że wyraźnie słyszałam bicie swojego serca.
Chociaż nie było to trudne, ponieważ waliło mi jak dzwon. Ukuło we mnie uczucie nadziei. W końcu nikt nie szedł.
Okazało się, że to było jednak złudne wrażenie i po chwili zauważyłam zbliżającą się w moją stronę sylwetkę sporego mężczyzny. To ten porywacz.
Jedyne o czym w tym momencie marzyłam, to ujrzenie Vincenta. Nawet jeśli groziło to ujrzeniem tego lodowatego spojrzenia. Błagam, może być którykolwiek z braci. Tylko nie ten porywacz.
- Mała perełka chciała uciec, hm? - Rzucił podchodząc do mnie.
Siedząc, przysunęłam się do ściany. Wtuliłam się w nią, patrząc na tego strasznego faceta spod posklejanych od płaczu rzęs.
- Nie nazywaj mnie tak. - Wysyczałam, wciąż zaciskając zęby, i odkrywając jaki mój głos jest zachrypnięty.
Będę chora. Chyba, że nie zdążę zachorować.
I wtedy do mnie dotarło.
Przecież ja mogę umrzeć. Dosłownie on może mnie w każdej chwili po prostu zabić! Gdzie jest moje spokojne życie, kiedy dreszczyk odczuwałam w momencie, gdy dawałam komuś odpisać zadanie domowe i bałam się, że nauczyciel nas nakryje.
CZYTASZ
Hailie Monet - 12y
Teen FictionCześć! To moja kolejna praca o tej tematyce. Tym razem Hailie ma 12 lat. Na początku książki Shane i Tony mają 16 lat; Dylan 17 lat; Will 24 lata; Vincent 28 lat. Tym razem będzie trochę więcej problemów. Dziewczynce będzie ciężko się zaklimatyzow...