𝟑𝟎. "𝐂𝐳𝐞𝐠𝐨 𝐬𝐢ę 𝐛𝐨𝐢𝐬𝐳?"

1.8K 109 57
                                    


Kto dzisiaj miał ten zaszczyt i powiedział tekst z tytułu rozdziału? ➡️

We Francji było cudownie z wielu powodów.

Najważniejszy to oczywiście, że pomimo obaw, poznałam ciocię Mayę i wujka Monty'ego, i szczerze ich pokochałam.

Codziennie chodziłam na zakupy z ciotką, wygrzewałyśmy się na plaży. Przekonałam się z nią nawet do kawy, i śmiało mogę powiedzieć, że wręcz uwielbiam ten nowy, odkryty przeze mnie napój. Z wujkiem, natomiast, wspaniale było się śmiać i słuchać jego żartów (choć często przyprawiały mnie o odruch wymiotny).

Mogłam odbywać lekcje i spotkania z psychologiem w kawiarenkach, plaży czy na jachcie, na który swoją drogą też się wybraliśmy.

Rano chodziłam po świeże croissanty i bagietki, a popołudniami robiłam zdjęcia w porcie.

I chociaż bardzo mi się tam podobało, a rozstanie było bolesne, to cieszyłam się, że już wracam do domu.

Kiedy tylko zobaczyłam mojego ukochanego Willa w drzwiach naszego domu, z rozbiegu na niego wskoczyłam, mocno przytulając, i nie puściłam aż do momentu, gdy zobaczyłam Vince'a. Uścisnęłam go z całej siły i wszyscy razem udaliśmy się do kuchni jedząc pyszną kolację, i opowiadając o wakacjach.

A co do szkoły... wróciliśmy do niej i pomimo tego, że została ustanowiona nowa zasada (zamiast książek mieliśmy iPady), to nic się nie zmieniło.

Do czasu, aż uświadomiłam sobie, że nie mogę odnaleźć Stelli wzrokiem, na korytarzu szkolnym.

Wiedziałam, że święta trójca nie udzieli mi na to odpowiedzi, dlatego, gdy wróciliśmy do domu, nawet nie przebierając się z mundurka, odnalazłam Willa.

- Will. Co się stało ze Stellą?

Chłopak westchnął i pociągnął mnie w stronę salonu, gdzie razem usiedliśmy na kanapie. Zamknął moje pięści w swoje własne i ostrożnie mi odpowiedział.

- Malutka... Tylko spokojnie. Stella Belanger leży w szpitalu, ale...

- Co?! W szpitalu! Ja... ja... muszę tam jechać! Dalej no, Will!!! - pociągnęłam go za rękę, choć on nawet nie drgnął. Zamiast tego sam zrobił mi to samo i sekundę potem, z powrotem siedziałam obok niego.

- Hailie Monet, uspokój się, proszę. Nie będziemy tam jechać, malutka, ale z tego co wiem, teraz już jest wszystko okej. Przez te tygodnie skończyła już leczenie i obecnie pozostawiona jest na obserwacji.

Delikatnie pokiwałam głową i westchnęłam, unosząc na brata błagalny wzrok.

- Will... proszę, chce do niej jechać. Ten strzał był dla mnie, nie dla niej. Proszę!

Chłopak nie odpowiadał mi przez jakiś czas, aż wreszcie chyba się poddał i zaczął powoli kiwać głową.

- No... no dobrze. Skontaktuje się z jej rodziną. I nie patrz się tak na mnie, bo niedługo zgodzę się nawet na przemalowanie całego domu na różowo.

Oboje parsknęliśmy śmiechem.

- Myślisz, że to byłoby możliwe?

- Nawet o tym nie myśl. Przebierz się z mundurka i zejdź na obiad. - Pstryknął mnie w nos, po czym wyjął telefon z kieszeni, i klikając coś na nim, wyszedł.

Zrobiłam to, o co mnie poprosił, ale gdy zeszłam, Eugenie akurat poszła zrobić pranie, więc udałam się do pomieszczenia, w którym przed chwilą odbyłam z Willem rozmowę, i usiadłam na podłodze.

Hailie Monet - 12yOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz