Rozdział 33/bezdomny

155 16 4
                                    

Pov:James

I Regulus zniknął za drzwiami. James zastanawiał się, co go podkusiło do tego związku, ale podobało mu się to. Ta cała wredność, arogancja w połączeniu z kwiatkopierdzącym charakterem Jamesa robiło niezłą mieszankę. Wiedział, że nic tu po nim w tym dormitorium, więc zbierał się do wyjścia, ale kiedy usłyszał kroki zza drzwiami od razu schował się pod peleryną.

-Reg, patrz co znaleźliśmy!-wykrzyczał Rosier-Gdzie on się podział?

-Nie wiem, odłóż to na półkę, najwyżej damy to dziewczynom.

James zastanawiał się o jakiej rzeczy oni mówią. Przy tej dwójce mogło być to w przedziale od pięciu centów do bomby atomowej. Oby to nie była bomba.

Rosier rzucił owianą tajemniczą rzeczą w półkę.

-Mówiłem odłóż, nie rzuć.

-Uspokój się słońce-Evan machnął ręką przytulając Barty'ego od tyłu-Dobra, masz wszystko co trzeba?

Barty wyciągnął z kieszeni wenflon, jakieś ampułki, coś szarego i rękawiczki. Na chuj im to?

-Zajebiście, zestaw małego piercera.-Rosier zmierzwił zielono brązowe włosy Croucha i przejął od niego rzeczy.

Czy oni są na tyle nieodpowiedzialni, że będą robić kolczyki sami? Chociaż z tego co James słyszał, to wszystkie kolczyki jak i dziary Bartyego zostały zrobione w podobnych warunkach, przez Evana.

Jamesowi średnio się chciało na to patrzeć, wydawało mu się to troche obrzydliwe, ale z drugiej strony ciekawiło go, co oni takiego znaleźli.

Dyskretnie, aby nic nie zaskrzypiało, podniósł się z łóżka i podszedł do owej półki, rozglądał się dłuższą chwilę i w końcu dowiedział się, o czym rozmawiali ślizgoni. Zgnieciona paczka marlboro czerwonych w dodatku upaćkana w śniegu. James uśmiechnął się sam do siebie i starał się bez wydawania dźwięków wziąć paczkę pod pelerynę, bo dziwnie by wyglądała lewitująca paczka papierosów. Gdy wreszcie udało mu się ją schować, odwrócił się i zobaczył, jak Barty przygotowuje się do następnego kolczyka.

-Wiesz jakie korzyści daje kolczyk w języku?

-Zajebiście wygląda.-odpowiedział mu Evan.

-Nie tylko, wiesz jaki lód musi być zajebisty z kolczykiem? Kurwa.-Barty poruszył głową tak, że zielone kosmyki wysunęły się z całej reszty fryzury i opadły mu na twarz.-Ej, pasowałby ci.

James mimowolnie parsknął śmiechem.

-Słyszałeś coś?-Barty rozglądnął się szybko po pokoju, a jego już zrobione kiedyś na twarzy kolczyki odbiły światło świec.

-Nie, po prostu masz schizofrenię.-Evan odgarnął sobie włosy z czoła przedramieniem.

-Albo ty jesteś głuchy.

-Bardzo możliwe.

James przemknął obok nich i wyszedł wreszcie za drzwi. Znów musiał pokonać strasznie długą drogę z lochów do wierzy gryfonów. Wszedł do pokoju wspólnego i zauważył Marlenę.

-Marl, widziałaś się może z Syriuszem?-podszedł do niej i usiadł zdenerwowany na kanapę. Czerwone Conversy obijały się o drewnianą konstrukcję kiedy James poruszał nogami w jedną i w drugą. Poprawił okulary na nosie i spojrzał wyczekująco na przyjaciółkę

-Powiem tak, masz niezły wpierdol.-odpowiedziała nawet nie obdarzając go spojrzeniem.-Jamie, dlaczego akurat Regulus? Ja wiem, jest całkiem...

-Piękny, cudowny, idealny?

Jezioro bez dna (jegulus) (rosekiller)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz