Rozdział 16/ bogaci chłopcy nie płaczą/Barty

264 27 24
                                    

A chuj wam wszystkim w dupę.

Barty po przeteleportowaniu się do „domu" dostał jasne polecenie, aby przyjść do biura swojego ojca.

W biurze zastał stosy kartek papieru poukładanych w stosy i całą ścianę książek o magii. Usiadł na fotelu i oczekiwał na swojego ojca, który jak zwykle miał ważniejsze sprawy niż własny syn. Jedyny syn.

Kiedy ten wreszcie raczył się zjawić, zaczął od słów:

-Zawiodłeś mnie.

-A dzięki, ciebie też miło widzieć.-odpowiedział sarkastycznie.

-Barty, nie zaczynaj.-ostrzegł go ojciec i usiadł na przeciwko niego przy swoim obrotowym krześle.-Już dość wyrobiłeś.

-Ale wiesz co?-zaśmiał się sztucznie-Wreszcie się zainteresowałeś czymś innym niż moje oceny.

-Barty! Staram się! Pracuje cały czas! Masz wszystko czego chcesz! Masz pieniędzy jak grzybów po deszczu a ty odwalasz takie rzeczy!

-A wiesz, że pieniądze to nie wszystko? Znasz takie pojęcie jak miłość rodzicielska?

-Wiesz ile mi nerwów przysparzasz?

-Przynajmniej daje twoim komórkom mózgowym rozrywki-prychnął Barty.

-Nie tym tonem! Jak ty się zachowujesz?

-Tak jak mnie wychowałeś! A nie, przepraszam.
Tak jak ja siebie sam wychowałem bo ciebie nigdy w domu nie było.-wstał z krzesła-Masz jeszcze coś do powiedzenia? Bo idę jebnąć w płuco.

Ojciec Barty'ego również wstał.

-Czy ja od ciebie tak dużo wymagam? PROSTE RZECZY! Dobre oceny i żebyś nie zachowywał się jak dureń. Znalazłbyś sobie może jakąś porządną dziewczynę, to by cię ogarnęła.

-Mam już kogoś.

-No proszę, to kiedy ją tu przyprowadzisz?

-Jego.

O kurwa.

O chuj

-Słucham?

-Praca ci mózg wygrzała czy jak? Mam chłopaka.-powtórzył Barty, jednak jego ojciec nadal patrzył na niego jakby zobaczył ducha-Osobnika płci męskiej.

-Wynoś się stąd.-Crouch Sr. złapał się za nasadę nosa-Idź do swojego pokoju. W tej chwili.

-Bo co? Bo się zakochałem? Bo istnieje dla mnie coś ważniejszego niż praca? Bo odrzuciłem zaloty innych dziewczyn dla niego?

-Powiedziałem wynoś się stąd!-podniósł głos i złapał syna za rękę, wykręcając ją.-Już!

-Jasne, idę nakarmić raka.

-Jesteś tragedią a nie synem! Nie chce cię na oczy oglądać!

-Och zobacz!-powiedział Barty po otwarciu drzwi-Mnie nie chcesz oglądać tylko ty, ciebie za to nikt nie chce.-i wyszedł.

Przechodził przez ten sam smutny i pusty korytarz. Żadnego zwierzaka czy rodzeństwa. Nikogo.
Jego matka od kiedy się praktycznie urodził zawsze chorowała i spędzała czas w szpitalu. Ojciec pracował dniami i nocami, więc go też nigdy nie było w domu. Codziennie przechadzał się po ogromnym, ale pustym domu. Kiedy wreszcie nastał jego jedenasty rok życia, a za razem również Hogwart, czuł się dziwnie. Każdy się nim nagle interesował, bo był synem ministra magii, każdy chciał się z nim przyjaźnić, poznać go, być z nim, a przede wszystkim być NIM. Barty nie chciał takiego życia.
Wolałby już spać pod mostem, ale mieć kochających go rodziców. Zawsze kiedy komuś na to narzekał, każdy mówił: „Powinieneś się cieszyć" „Tak mówią tylko bogaci" „Jesteś niewdzięczny" czy inne tego typu.

Jezioro bez dna (jegulus) (rosekiller)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz