Rozdział 15/I kolejny. Następny. Znowu./Evan

260 23 16
                                    

No to tak ogólnie dość brutalne itd. więc czytacie na swoją odpowiedzialność.

Evan Rosier po przeteleportowaniu się wraz z rodzicami i Pandorą do ich posiadłości wiedział, że ten dzień może się zakończyć największym bólem.
W dodatku już odczuwał brak swojego chłopaka Barty'ego i swoich przyjaciół. Kiedy rodzice przeszli przez bramę prowadzącą do ogromnego i pięknego dziedzińca, a skrzat domowy zabrał bagaże młodszych Rosierów,  Evan wraz z siostrą zatrzymali się na chwilę.

-Zwal wszystko na mnie.-powiedział zdeterminowany Evan.

-No chyba śnisz. Ja też w tym brałam udział i nie chce żebyś cierpiał za moje winy!-sprzeciwiła się.

-Panda, wiem, ale musisz. To był mój pomysł i nie chcę, żebyś przez to cierpiała.

-Nie.

-Proszę cię. Zrób to. Dla mnie.

Pandora długa zastanawiała się nad odpowiedzią, ale wiedziała, że Evan tak czy tak powie, że to jego wina, a wtedy by miał jeszcze przerąbane za kłamstwo.
Po długim namyśle i jeszcze paru powiedzianych „nie" w końcu się zgodziła.

Weszli do ogromnej, białej willi z licznymi zdobieniami i rzeźbami.
Ich oczom ukazał się długi korytarz w kolorze kości słoniowej z jasnym dywanem na drewnianych deskach, a na suficie wisiał przepiękny kryształowy żyrandol. Przechodząc w prawo dotarli do salonu, gdzie ich rodzice już zasiedli na jasnej kanapie.

Rodzeństwo usiadło naprzeciwko państwa Rosier.
Evan zerknął na siostrę. Pandora zerknęła na brata.

-To moja wina. Pandora nie miała z tym zbyt wiele wspólnego.

-To prawda-potwierdziła ze spokojem Pandora, ale mimo swojej niewzruszonej postawy w głębi serca walczyła z sumieniem i poczuciem winy.

-Oczywiście, że twoja wina.-powiedział pan Rosier- Nigdy nie umiałeś wysiedzieć z miejscu, zawsze musiałeś zrobić coś nie tak.
Jesteś moim największym zawodem, Evanie.
Co z tobą jest nie tak? Jesteś najgorszym co mi się w życiu przytrafiło. Wyjdź stąd i nie pokazuj mi się na oczy. Przyjdź do mojego biura o osiemnastej.
Za błędy się płaci.

Evan poszedł na górę i po przejściu dość dużego korytarza dotarł pod drzwi swojej sypialni. Otwierając ogromne białe drzwi jego oczom ukazał się jego pokój. Skrzat domowy umieścił już jego kufer w garderobie, więc mógł zamknąć za sobą drzwi. Jego pokój był oczywiście w kolorze białym z licznymi zdobieniami jak reszta domu i tym samym ogromnym żyrandolem jak w korytarzu. Na całej jednej ścianie rozciągał się ogromny regał zapchany winylowymi płytami różnych zespołów a obok na stoliku widniał gramofon.
Podszedł do jednej z półki z płytami i wyciągnął Queen. Po dłuższym namyśle wybrał tą samą, która leciała na koncercie podczas gdy on siedział w schowku na miotły. „Don't Try Suicide"
Puścił ją na gramofonie a następnie położył się na swoim ogromnym łóżku. Po paru minutach piosenka przestała grać, ale Evan nie wstał żeby ją wyłączyć. Wsłuchiwał się w dźwięki gramofonu.
Po paru dłuższych chwilach wstał i zerknął na zegar, który wybijał właśnie godzinę siedemnastą, a to oznaczało, że biedny gramofon chodzi tak już od kilku dobrych godzin. Rosier wyjrzał przez ogromne białe okno, wyobrażając sobie, że jest w Hogwarcie.

Po długich przemyśleniach w końcu wybiła godzina osiemnasta. Chciał mieć to jak najszybciej za sobą.
Udał się w północną część domu i stanął przed ogromnymi drzwiami, za którymi kryły się wszystkie okropne wspomnienia. Po dłuższej chwili namysłu, walcząc z rozumem otworzył drzwi i usiadł na fotelu naprzeciwko biurka ojca. Pan Rosier siedział po drugiej stronie na swoim koszmarnie drogim krześle.

Jezioro bez dna (jegulus) (rosekiller)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz