Rozdział 15

487 73 44
                                    

* MAY *


Był piątek, nawał pracy, a ja nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Strasznie brakowało mi Seta i dopiero teraz zauważyłam, jak ważną rolę odgrywa w moim życiu. Bez niego czułam się wyblakła. Nie miałam powodu do radości i dusiłam się w swoim osamotnieniu. Chcąc zająć czymś myśli, chodziłam na całe dni do stajni.

Uważając na swoją osłabioną rękę, we wtorek i środę zajęłam się porządkami w siodlarni i czyszczeniem sprzętu. Przez moją nieobecność to miejsce było w opłakanym stanie. Młodzież, przychodząca na jazdy, tradycyjnie nie myła po sobie wędzideł, ani nie raczyła odpinać wilgotnych od potu czapraków i rozwieszać ich do wysuszenia. Mój przyjaciel, przez natłok ważniejszych obowiązków, nie był w stanie wszystkiego dopilnować, a nawet pomoc Ann i Zoe nie wystarczała, żeby szybko ogarnąć po weekendowy bałagan.

W Bena jakby wstąpiło nowe życie. Z jego twarzy nie schodził uśmiech, gdy obserwował jak krzątam się po naszym drugim domu i doprowadzam siodlarnię do dawnej świetności. Don, czując oddech konkurencji na plecach, zaczął mnie intensywniej podrywać. Początkowo próbowałam go spławiać w delikatny sposób. Nie potrafił jednak odczytać moich jasnych przekazów i stawał się coraz bardziej natarczywy. W rezultacie wkurzył mnie do tego stopnia, że na niego nawrzeszczałam, wiedząc, że subtelne odrzucenie nie przyniesie oczekiwanego rezultatu. Obecnie udawał obrażonego i omijał mnie szerokim łukiem. Nasza relacja stanowczo się ochłodziła, ale nie przeszkadzało mi to, wręcz odwrotnie, cieszyłam się błogim spokojem. Strasznie bawiło mnie jednak jego zachowanie, godne nastolatka.

Wczoraj, po wielkim boju stoczonym z trenerem, pierwszy raz od wypadku jeździłam. Nie szarżowałam. Wraz z Benem i moimi dwiema pupilkami pojechaliśmy na spokojną przejażdżkę nad jezioro. Ann i Zoe były na tyle zmotywowane moją ostatnią obietnicą, że zaczęły przychodzić do koni nawet w tygodniu. Cieszyło mnie ich zaangażowanie oraz chęć pomagania nam.

Ku mojemu zdziwieniu, do stajni częściej wpadała też Catherina. O dziwo, w stosunku do mnie była nadzwyczaj miła. Nie dało się ukryć, że pod jej nietypowym zachowaniem kryje się drugie dno. Byłam, co prawda przewrażliwiona na tym punkcie, ale w jej przypadku, tak diametralna zmiana frontu jest po prostu podejrzana. Od lat psuła mi nerwy swą impertynencją, a od momentu wypadku, cały czas się podlizywała. To było bardzo dziwne.

Dziś, czując, że fizycznie wracam do kondycji, postanowiłam późnym wieczorem poskakać na Lady Star. Ta klacz coraz bardziej mi się podobała. Jest ambitna i chętna do współpracy.

Trener rozstawił na ujeżdżalni mini parkur z przeszkodami do czterdziestu cali wysokości. Oczywiście na ten moment napatoczyła się Catherina. Nie mając wyjścia, Ben połączył nasze treningi w jeden.

Boże, jak ona mnie wkurzała tym dziamdzianiem. Zamiast skupić się na rozprężaniu swojego konia, bezsensownie jeździła blisko mnie. Plotła w kółko o imprezach i dyskotece, do której chciała mnie wyciągnąć.

Czy ona do reszty zdurniała?

Przez brak skupienia na treningu, nie mogła przeskoczyć nawet jednej stacjonaty.

Pff... jakoś mnie to nie dziwi.

Ona oczywiście w ogóle się tym nie przejęła, mieląc dalej ozorem.

Mój przyjaciel chyba zauważył, że ta okropna dziewucha tylko marnuje nasz cenny czas, bo kazał jej zabrać Omegę do boksu, tym samym zwalniając mi plac. Mrugnął porozumiewawczo, gdy z moich ust odczytał bezgłośne „Dziękuję".

Pierwsze dwa rozgrzewające przejazdy pokonałyśmy dynamicznie. Lady Star, gotowała się, widząc przed sobą przeszkody. Uwielbiałam jej temperament i tempo, choć przez nie łatwo było wytracić prawidłową technikę skoku. Ben, swym czujnym okiem, od razu wychwytywał najmniejszy błąd i go korygował.

Doścignąć wolność #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz