Rozdział 20

418 73 88
                                    

* SET *


Nawet nie podnosiłem łba, słysząc budzik o zabójczej godzinie szóstej. Nie byłem w stanie ogarnąć, jak May, po imprezie, dała radę wstać tak wcześnie i gonić w niedzielę do pracy.

Pochyliła się nade mną i pocałowała w policzek.

– Idę już do stajni. Śpij. Napiszę w wolnej chwili.

W odpowiedzi wybełkotałem coś, czego nawet sam nie zrozumiałem, po czym natychmiast odpłynąłem.

Oczywiście mając okazję wyspać się do południa, obudziłem się o dziewiątej. Po wypiciu kawy i zjedzeniu przygotowanego przez May śniadania, napisałem do Riska. Skoro nie balował, powinien być już na nogach. Zdziwiłem się, że nie odpisał, a po dwóch godzinach nawet nie odebrał. Kurwa, coś było nie tak. Poczekałem do dwunastej i już miałem ponownie wybrać jego numer, gdy zadzwonił do mnie Jazz.

– Hej Vice. Nie przeszkadzam.

W jego głosie wyraźnie słyszałem zdenerwowanie.

– Nie. O co chodzi? Coś się stało? – rzuciłem szybko kilka pytań.

– Możesz przyjechać?

– Tak, ale mów, do cholery, o co chodzi?! – wydarłem się do słuchawki, czując, że zaraz wyjdę z siebie.

Chwilę milczał, zbierając myśli i próbując ubrać w słowa złą informację.

– Chodzi o Prezesa. Wczoraj w samotności dużo wypił, a nad ranem wziął jakieś dragi. Dobrze, że Zipp do niego zajrzał. Zawołał Doktorka. Dzięki szybkiej reakcji, odratowali go.

Opadłem na krzesło, czując, jak krew odpływa mi z głowy.

– Ja pierdolę... Zaraz będę...

W pośpiechu wydarłem z mieszkania. Miałem przed oczami mroczki, zdając sobie sprawę z tego, że mój przyjaciel mógł umrzeć.

Cholera jasna! Co temu debilowi wpadło do łba?! Co on sobie myślał, biorąc w nadmiarze, po alkoholu, prochy?! Jak nic, chciał ze sobą skończyć. Ale dlaczego?! Już wczoraj było z nim coś nie tak. Przyszedł na ognisko dość późno i po chwili wyszedł. Może udało mu się skontaktować z byłą i to go załamało? Na bank nie chodzi o interesy, więc może o to?

Gnałem do siedziby, łamiąc wszelkie przepisy drogowe i w rekordowym czasie zajeżdżając na miejsce. Cała Starszyzna siedziała w salonie, patrząc na mnie, jak na zbawienie.

– Kurwa, co tu się stało?! – wydarłem się na nich, jakby byli czemuś winni.

– Chuj wie. Sam widziałeś, że wczoraj szybko się zawinął. Wy pojechaliście około pierwszej, a my siedzieliśmy do czwartej. Auto Beth odmówiło posłuszeństwa. Postanowiłem wziąć w zamian klubowe – zaczął relacjonować Zipp. – Nigdzie nie znalazłem kluczyków, więc poszedłem do Riska, żeby dał mi zapasowy komplet z biura. Nie odpowiadał na głośne pukanie. Wlazłem do jego pokoju i go znalazłem. Leżał na podłodze. Piana toczyła się z ust. Paskudny widok. Wezwaliśmy Doktorka, a on swoich kumpli z dyżuru. Szybko przyjechali karetką i zadziałali. Chcieli zabrać go do szpitala, ale Dok obiecał zająć się nim na miejscu. Obecnie Prez jest przytomny, ale z nikim nie chce gadać.

Łapami przeczesałem włosy i głośno wypuściłem nadmiar powietrza. Nie mieściło mi się w głowie, co wydarzyło się pod moją nieobecność.

– Macie jakieś przypuszczenia, co mogło tak na niego wpłynąć? – zapytałem, ale wszyscy jednogłośnie zaprzeczyli.

Doścignąć wolność #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz