Rozdział 12

517 87 58
                                    

* SET *

Po przeżytym pierwszym razie, który był spełnieniem moich najskrytszych pragnień, nadszedł koszmar. Przeszłość May wypełzła na wierzch, robiąc z mojego mózgu papkę. Po wysłuchaniu jej historii, byłem rozjebany na łopatki. Zawsze myślałem, że to ja miałem gówniane życie, ale to, co spotkało Maleńką, było nie do porównania.

Wcale nie dziwiłem się jej dziwnym zachowaniom. Skrywała swoje piękne ciało w tych workowatych ciuchach, bo nie chciała zwracać na siebie uwagi. Po pierdolonym gwałcie to normalne. Byli przyjaciele, zrobili jej największą krzywdę. Zbezcześcili jej ciało. Zabili na jej oczach brata. Jeśli te skurwiele nadal żyją, zginą z mojej ręki.

A rodzice? Odrzucili ją, zamiast wspierać. Teraz rozumiałem, dlaczego nie przeżywała ich straty. Oni też ją zranili. Przez nich została sama, tkwiąc w poczuciu winy, wstydu i pogłębiającej się traumie.

Nie ufała ludziom. Też bym nie ufał. Jestem z niej dumny, że po tym wszystkim, była na tyle odważna, żeby żyć dalej. Próbować normalnie funkcjonować. Ośmieliła się przy mnie otworzyć. Zbliżyć się. Tego wieczoru oddała mi się cała. Nie mogę tego zaprzepaścić. Przez tyle lat musiała być silna, ale teraz ma mnie. To ja będę jej podporą. Już nigdy nie pozwolę jej upaść.

Z zapuchniętymi od łez oczami zasnęła wtulona w mój bok. Pocałowałem jej skroń i delikatnie przesunąłem palcami po policzku.

– Moja Piękna. Już nikt nigdy cię nie skrzywdzi. Przysięgam.

Długo leżałem, próbując zebrać myśli. Co za gówno, ale wspólnymi siłami uda nam się z niego wyjść. Była już czwarta nad ranem, gdy pomimo prób nadal nie mogłem zasnąć. W kółko myślałem o tym, jak jej pomóc wygoić rany, które nie chciały się zabliźnić. Jątrząc się, dodawały cierpienia. W pizdu... nic nie wymyśliłem.

Głuchą toń domu przerwała cicha wibracja w moim telefonie.

Kurwa, komu zebrało się na pisanie o tej porze?

Niechętnie sięgnąłem po smartfona i otworzyłem wiadomość.

Risk: Śpisz?

Chyba coś ważnego. Nie mogłem tego zignorować.

Ja: Nie. Pisz, o co chodzi.

Risk: Doszedłem do tego, kto nas okrada.

Na tę informację delikatnie wysunąłem się spod śpiącej księżniczki i pospiesznie odpisałem.

Ja: Będę za dwadzieścia minut w biurze.

Sprawa, która od trzech dni zaprzątała mi głowę, w końcu się rozwiązała. Jacyś samobójcy przez dłuższy czas sprytnie okradali klub, a my nawet nie zauważyliśmy tego. Gdybym przez ostatnie dni nie miał na tyle wolnego czasu, żeby dokładnie prześledzić każdą niepasującą fakturę, nadal robiliby nas w chuja.

Narzuciłem na siebie czyste ciuchy, a krzątając się po pokoju, omal nie wypierdoliłem przez leżącą na podłodze torbę. Wkurwiony, wrzuciłem ją na dno szafy. Jeszcze dziś pogadam z May. Jeśli chce, żebym został, niech da mi jakąś półkę na rzeczy. Nie będę żyć na pierdolonych walizkach. Dzięki temu dowiem się też, na czym stoję. To dla mnie ważne usłyszeć jej deklarację, że chce ze mną być.

Przed wyjściem spojrzałem na zaklętego w śnie anioła. Po raz setny ocipiałem na jej punkcie. Była olśniewająca. Gdy tylko wrócę, centymetr po centymetrze będę pieścić to obłędne ciało. Będzie dochodzić z moim imieniem na ustach.

Z wielkim trudem opuściłem jej mieszkanie. Musiałem. Interesy nie mogły zostać zepchnięte na boczny tor. Po dwudziestu minutach zaparkowałem pod siedzibą i wszedłem pospiesznie do środka. Już dawno nie było tu takiego spokoju, jak teraz. Jedyną osobą, która czuwała, był, czekający na mnie, Risk.

Doścignąć wolność #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz