Rozdział 29

396 65 91
                                    


* SET *

Całą noc gnałem bez ustanku, żeby jak najszybciej dotrzeć do macierzystej jednostki Death Road MC. Bracia wymiękli już o drugiej, postanawiając przekimać się w pierwszym lepszym motelu. Ja miałem w dupie odpoczynek. I tak bym nie zasnął.

Cały czas martwiłem się o May. Wczorajsze informacje od Riska, które wyciągnąłem siłą, powaliły mnie na łopatki. Moja Mała była zagrożona. Ktoś ją śledził. Czyhał na nią. Ten dupek zapewniał, że ją chroni, ale nie byłem tego taki pewien. Był jak kot, który wiecznie chodził swoimi ścieżkami. Dlaczego miałby poświęcać cały swój czas, żeby pilnować mojej baby? Musiałem jak najszybciej dotrzeć na miejsce i osobiście zadbać o jej bezpieczeństwo.

Zatrzymując się o szóstej na tankowanie, próbowałem połączyć się z Maleńką. Byłem pewien, że nie śpi, ale telefon miała całkowicie wyłączony. Cholernie mnie to martwiło. Do Riska nawet nie dzwoniłem. Wkurwił mnie ukrywaniem tak istotnych spraw, jak maile z pogróżkami. Oberwie za to w pysk.

Punkt ósma zajechałem na parking pod siedzibę, gdzie przywitały mnie dwie zdziwione gęby.

– Vice? A co ty tu robisz? Gdzie reszta? – zapytał Tim, gasząc butem niedopałek.

– Zatrzymali się na nocleg. Będą za kilka godzin. A gdzie Prez?

– Przed chwilą zszedł do biura. Od wczoraj chodzi na wkurwie, więc uważaj – ostrzegł mnie.

W dupie miałem jego fochy. Jak pocisk wystartowałem we wskazane przez chłopaków miejsce. Najpierw chciałem wyciągnąć od Riska całą prawdę, co działo się pod moją nieobecność, a dopiero potem pojechać do Małej. Bez pukania wparowałem do gabinetu, który, na co dzień, wspólnie zajmowaliśmy.

Przyjaciel nie zauważył mnie od razu. Był głęboko pogrążony w myślach. Bezskutecznie próbował dodzwonić się do kogoś, klnąc przy tym pod nosem. Wyglądał jakby nie spał przez całą noc. Coś rzeczywiście musiało leżeć mu na łbie. Trzask zamykanych drzwi dopiero sprowadził go na ziemię. Podniósł głowę i spojrzał na mnie zaskoczony.

– Set?

– Ta i nie pytaj, gdzie reszta. Zostali przekimać się w motelu, a ja prułem dalej – wytłumaczyłem pobieżnie. – Mów, co tu się, kurwa, dzieje?!

Westchnął ciężko i zanurzył palce we włosach. Potarł nimi, jakby chciał zrzucić z siebie nagromadzone problemy. Nie odpowiadając, włączył laptopa i pokazał mi maile ze zdjęciami. Nie poznawałem domu, do którego wchodzili na jednej z fot.

– A gdzie to?

– Po pierwszym mailu chciałem gdzieś ukryć May. Zawiozłem ją tam, mając nadzieję, że będzie bezpieczna – tłumaczył oględnie, ale nie dałem się zbyć.

– Tam, czyli gdzie?

– To dom, który kupiłem, tuż po śmierci ojca, dla siebie i swojej kobiety, mając nadzieję, że kiedyś tam zamieszkamy – wyznał, a ja zbaraniałem i zrobiłem na niego wielkie oczy.

No kurwa, takiego gestu to się po nim nie spodziewałem. Musi naprawdę mocno kochać tę dziewczynę, skoro szykował stabilny grunt na dalszą przyszłość.

Nasuwało mi się na język pełno pytań odnośnie rozwiązania sprawy z jego Damą, ale teraz kwestia bezpieczeństwa May była priorytetem.

– Czyli i tam was wyśledzili?

Potwierdził krótkim skinieniem.

– Stwierdziłem, że jej mieszkanie w bloku będzie bezpieczniejsze. Jest tam pełno sąsiadów. W razie jakiś problemów, którykolwiek z nich mógłby zareagować. Teraz żałuję, że nie kazałem jej zostać pod moim nadzorem w siedzibie. Od rana próbuję się z nią skontaktować. Najpierw myślałem, że dłużej śpi po tych stresach, ale nadal ma wyłączony telefon. Zadzwoniłbym do Bena, zapytać, czy jest w stajni, ale nie mam do niego numeru.

Doścignąć wolność #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz