Westchnęłam męczeńsko przekraczając próg budynku w którym zmuszona byłam siedzieć do 16.30, ponieważ zaraz po lekcjach czekał mnie trening cheerleaderek. Wprawdzie jedynym moim zajęciem było nadzorowanie ich, co nie zmieniało jednak faktu, że cholernie nie miałam na to ochoty.
- BU! – wykrzyknął mi ktoś do ucha, jednocześnie łapiąc za ramiona. Podskoczyłam przestraszona i intuicyjne kopnęłam napastnika w krocza, a następnie odwróciłam się i z całej siły przywaliłam mu trzymaną aktualnie książką od biologii w głowę – Pojebało cię?! – usłyszałam stłumiony jęk.
- Cholera jasne, Victor? Czy ty głowę z dupą miejscami pozamieniałeś?
- To ty mi przypieprzyłaś tą waloną makulaturą – prychnął prostując się i masując jeszcze lekko obolałe miejsce na głowie.
Victor Miller. Mój przyjaciel od czasów.. wszech czasów tak naprawdę. Ten rudzielec, z intensywnie zielonymi oczami i wiecznie optymistycznym podejściem do życia, odgrywał w moim życiu, naprawdę ważną rolę. Zastanawiacie się teraz pewnie, gdzie go w takim razie wywiało podczas poprzednich wydarzeń? Otóż. Oprócz ego, że Vic jest osobą optymistyczną, to również bardzo naiwną. Podczas swoich wakacji we Włoszech, jakby to delikatnie ująć, pomógł zarobić panną lekkich obyczajów, które obcykały go z telefonu oraz gotówki. Dlatego też miał niemały problem z powrotem do stanów i powrócił dopiero parę dni temu.
- Kiedyś ktoś przyłoży ci dwa razy mocniej i wreszcie stracisz te swoje wszystkie, równiutkie, białe ząbki – uśmiechnęłam się ironicznie.
- Po pierwsze, nie jestem mięczakiem przypominam i nie tak łatwo mnie pobić.
- Właśnie widać – wtrąciłam śmiejąc się cicho i zamykając szafkę.
- A po drugie, nie wdaję się w bójki i nie straszę nikogo ponieważ godność mi na to nie pozwala. Oprócz ciebie oczywiście – dodał szybko widząc moją minę.
- Mój drogi. Godność straciłeś już dawno temu i chyba oboje wiemy o jakiej sytuacji mówię – powiedziałam szczerze rozbawiona.
- Ale zęby mam całe – wyszczerzył się na co wybuchłam śmiechem – Ale koniec o mnie. Słyszałem, że podczas mojej krótkiej nieobecności zdążyłaś zerwać z Maxem, zwyzywać Ashley i zakręcić z Carterem.
- Zapomniałeś dodać, że podczas robienia u niego projektu zostałam uznana za złodziejkę i dostałam doniczką w głowę, a jakiś tydzień później pojawiłam się na nielegalnych wyścigach, zaszłam tam za skórę jakiejś lasce, chyba dziewczynie Deana i zaliczyłam ucieczkę przed policją.
- Dziewczyno! Przecież ty przez ten miesiąc przeżyłaś więcej niż ja w tej Europie przez całe wakacje.
- No życie – wzruszyłam ramionami, co chłopak skwitował prychnięciem.
Przez cały dzień z ociąganiem wlekłam się od Sali do Sali. Nieliczne lekcje miałam z przyjacielem, Mii, Clary i Deana nie było, więc przemieszczałam się jedynie z miejsca na miejsce. Moim marzeniem było, aby ten dzień jak najszybciej się skończył. Dodatkowo pogoda również nie dopisywała. Za oknem wiało, padało i było zimno. Dodatkowo w tych mundurkach dało się to odczuwać dwa razy bardziej i tak naprawdę gówno dawało to, że szkoła była ocieplana. Tak bardzo chciałam wrócić do domu, przebrać się w dres, zakopać się w pościeli i iść spać lub włączyć sobie jakiś serial.
Weszłam na stołówkę, nałożyłam sobie jakiś prowizoryczny obiad i usiadłam przy stoliku. Wzdrgnęłam się kiedy ktoś mnie minął, a na mnie spadł podmuch chłodnego powietrza. Zaczęłam w żółwim tępie konsumować posiłek, jednocześnie przeglądając social media. Nie znajduję na nich jednak nic ciekawego. Kiedy już mam wyłączać instagrama wchodzę jeszcze w relację Dena która została wstawiona dosyć niedawno bo 10 minut temu. Zdjęcie przedstawiało Cartera i Browna na.... Cmentarzu.

CZYTASZ
Diamentowe Cienie
Romance18 letnia Avery Vanderbilt ma wszystko, czego można zapragnąć - pochodzi z jednej z najbogatszych rodzin na Upper East Side, uczęszcza do elitarnego liceum i jej przyszłość wydaje się być już napisana diamentowym piórem. Jednak za błyszczącą fasadą...