𝐓𝐖𝐄𝐍𝐓𝐘-𝐅𝐈𝐕𝐄

610 52 24
                                    

- Co? - chłopak zamrugał kilkukrotnie, marszcząc brwi - skąd ja mam wziąć takie pieniądze?

- Oj, Felix... nie przesadzaj. Wiesz, że zrobiłbym dla ciebie to samo - błagalny głos mężczyzny wciąż nalegał w słuchawce - jesteśmy rodziną...

- Kim? - prychnął w końcu zażenowany piegus, wzdychając głośno. Fala goryczy zalała całe jego ciało, a krew niemalże się zagotowała - znowu próbujesz grać w te swoje durne gierki?

- Synu, o czym ty mówisz...

- Zamknij się - warknął, szybko powracając do swojego lodowatego tonu głosu - gdzie byłeś przez ostatni miesiąc? Albo inaczej. Przez ostatnie dziesięć lat?

- Przecież rozmawialiśmy niedawno...

- Tak. Miesiąc temu, gdy zadzwoniłeś do mnie pijany i mówiłeś mi, że do niczego się nie nadaję.

- Wiesz, że nie miałem tego na myśli... mam ostatnio trudny czas, zrozum mnie...

- Ty całe swoje życie masz trudny czas. Myślisz, że ja mam łatwiej? Niszczysz mi wszystko, co zdążę sobie zbudować, gdy tylko na chwilę znikasz z mojego życia! - krzyknął w końcu, opamiętując się w porę. Jeszcze chwila, a manipulacje ojca znów by na niego zadziałały.

- Myślałem, że porozmawiamy sobie miło, ale widzę, że wciąż nie rozumiesz. Ta twoja durna matka wkłada ci te głupoty do głowy?

- Odpierdol się od mojej mamy. Nie mieszaj jej w to. To wszystko tylko i wyłącznie twoja wina.

- Panuj nad językiem, gówniarzu! Myślisz, że co? Że jesteś taki dorosły? Gówno prawda. Przestań się nad sobą pieklić. Wychowanie ciebie nigdy nie było proste. Zawsze byłeś oporny  i wiedziałem, że nic z ciebie nie będzie. Cóż, nie myliłem się. Jesteś zwykłą pizdeczką. Nie poradzisz sobie w życiu. Można tobą pomiatać niczym liściem na wietrze, bo mimo, że umiesz być wygadany, w końcu zabraknie ci języka w mordzie.

Głos wydobywający się z telefonu stawał się coraz bardziej natrętny, a każde słowo wbijało się w serce Felixa niczym sztylet.
Nawet nie zauważył kiedy niewinna łza potoczyła się z jego oka i powoli spłynęła po policzku.

- Już ci lepiej? Ulżyło ci? Jeśli tak, to gratuluję. Mam szczerą nadzieję, że nasze następne spotkanie będzie na twoim pogrzebie. - Wysyczał w końcu chłopak, rozłączając się zanim jego ojciec zdołał cokolwiek dodać.

Nie był to pierwszy raz, gdy usłyszał te wszystkie słowa z jego ust. I za to właśnie tak cholernie nienawidził swojego ojca. Chociaż tak strasznie go potrzebował.
Czasem jednak zastanawiał się czy nie powinien nienawidzić siebie. W końcu jedynie temu mężczyźnie pozwalał sprawić, żeby płakał. I jedynie jemu tak dobrze szło granie na jego emocjach. A on wciąż go do nich dopuszczał.

Nogi powoli uginały się pod nim, więc oparł się plecami o ścianę i zjechał po niej, siadając na podłodze i chowając twarz w kolanach. Łzy zgromadzone pod powiekami coraz zgrabniej się spod nich wydostawały, mocząc rękawy jego bluzy.

- Hej, wszystko w porządku? - cichy głos rozebrzmiał nad jego uchem. Czym prędzej wytarł oczy i pociągnął nosem, podnosząc głowę, aby napotkać zmartwiony wzrok woźnej.

- Proszę zaprowadzić mnie do profesora Banga.


pisząc tę książkę zawsze mam szczerą nadzieję, że żadne z was nie utożsamia się z Felixem.
kocham Was, miłego dnia!

𝗗𝗔𝗗𝗗𝗬 𝗜𝗦𝗦𝗨𝗘𝗦Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz