Rozdział 6

2.5K 227 18
                                    


Maddie

Maddie znowu przeszkodziło pukanie do drzwi. Zamarła nad stosem prania, które właśnie sortowała. To nie mogło być nic dobrego. Nie miała tu gości od prawie trzech miesięcy, a teraz trzech w przeciągu kilku dni?
Minęło dokładnie pięć dni i próbowała zapomnieć. Dokładnie tak, jak jej kazano. Zapomnieć o włamywaczu i liczyć na to, że nie istniał. Że to wszytko było tylko snem.
Pukanie powtórzyło się, więc musiała podnieść się za nogi. Schodząc po schodach zaczęła żałować, że nie poświęciła tego tygodnia na nabycie lepszej broni.
Zamiast do drzwi zbliżyła się do okna i starając się robić to tak ostrożnie jak się dało wyjrzała na zewnątrz.
Osobie, która znajdowała się za drzwiami skończyła się cierpliwość. Usłyszała cichy brzęk, jakby ktoś wkładał klucz do zamka w drzwiach, ale przecież nie mógł. I po chwili drzwi stanęły otworem.
To był on. Ten mężczyzna, który jej groził i zmusił ją, aby połknęła dziwną tabletkę. Cofnęła się w tym tak szybko, jak mogła, ale sekundę później przeszkodziła jej w tym ściana. Nie miała szans, nawet gdyby próbowała ucieczki, to mężczyzna nie miałaby problemu, aby ją skrzywdzić.
Wszedł do środka, otrząsnął ubranie ze śniegu i dopiero gdy zamknął drzwi spojrzał na nią.
Cholera.
- Przecież cię nie zabiję.
To właśnie sugerował, podczas ostatniego spotkania.
  - Mam kilka pytań odnośnie Steela. Mamy z nim mały kłopot.
  Steel. Przecież to był kolor jego oczu. Pasowało.
Maddie miała ochotę wypowiedzieć imię na głos, aby usłyszeć jak brzmi, ale w obecności obcego to byłoby dziwne.
Mężczyzna westchnął i zrobił krok w głąb pokoju, tak aby odsunąć się od niej, co wcale nie pomogło. Ściągnął okulary przeciwsłoneczne, odsłaniając swoje zielone oczy i mocniej wtuliła się w ścianę.
Miała rację. Byli tacy sami.
  - Widziałaś wybuch jakiś tydzień temu? To był ośrodek. Miejsce pełne złych ludzi, zajmujących się niekoniecznie legalną robotą. Jednym z ich tworów jest pracowanie na ludzkim DNA. Tworzenie hybryd niedźwiedzia i człowieka, Beramenów.
  To miało ją uspokoić? Wiedziała, czym byli, ale to wcale nie poprawiło sytuacji.
Nie znała się na genetyce. Musiała zaufać mu na słowo, że takie rzeczy da się zrobić.
  - Steel uciekł stamtąd przed wybuchem. Znalazł pierwsze miejsce, które miał po drodze i niestety był to twój dom.
  Ani drgnęła i mężczyzna westchnął po raz kolejny.
  - Słuchaj, potrzebuje odpowiedzi na kilka szybkich pytań. Odezwał się, kiedy u ciebie był? Wymówił jakiekolwiek słowo?
  Maddie była wręcz pewna, że jeśli nie odpowie ta informacja zostanie z niej wydobyta siłą.
  - Nie.
  - Przyniósł coś ze sobą?
  - Nie.
  - Jadł coś?
  - Tak.
  - Ryczał, jakby zawodził?
  - Tak.
  Mężczyzna zrobił krok ku niej, zanim zorientował się co robi. Zatrzymał się w miejscu, wpatrując się w nią.
  - Dlaczego?
  Od razu poczuła, jak jej policzki pokrywają się rumieńcem. Cholera, przecież to zabrzmi tak bardzo źle.
  - Chciał, żebym go pocałowała.
Zmrużył oczy i była aż nazbyt świadoma, że przesunął po niej wzrokiem.
  - Pakuj się.
  Że co?
  - Słuchaj, mamy problem. On ma jakiś problem i podejrzewam, że to ty nim jesteś. Steel chce ciebie. Nie chce jeść, pić, mówić. Zupełnie nic nie robi, oprócz ryczenia. Nie wiem, co tu zaszło, ale musisz pojechać ze mną i z nim porozmawiać.
Przecież minęło pięć dni. Jak mógł nie jeść i nie pić?
  - Obiecuję, że nie jesteś więźniem. Zawiozę cię do Steela i kiedy powiesz, że chcesz wracać wsadzę cię na skuter i przywiozę tu ponownie. To może być za godzinę, albo za tydzień, kiedy będziesz chciała. Tylko pojedź ze mną i mu pomóż.
  Przecież to był Steel, jej Steel, musiała...
Jak to jej Steel? Zupełnie go nie znała.
Jednak była pewna, że musi mu pomóc, spotkać się z nim. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby tego nie zrobiła.
  - Poczekaj chwilę.- mruknęła, zanim wbiegała po schodach.
  Nie była pewna, jak długo jej to zajmie, a wolała mieć kilka swoich rzeczy. Spakowała kilka par odzieży, bieliznę i podstawowe kosmetyki. Tak, aby w razie czego mogła wytrzymać na tym kilka dni.
Kiedy zeszła na dół jej gość dalej stał w tym samym miejscu, jakby nie ruszył się przez te dziesięć minut.
Dopiero kiedy stanęła koło schodów z torbą w dłoni ruszył w jej stronę. Mimowolnie napieła się, ale Bearmen jedynie wyrwał torbę z jej ręki. Po czym wysunął dłoń w jej stronę.
  - Green- przestawił się.
Cholera, ogromną miał tą łapę.
  - Maddie- mruknęła wreszcie, podając mu swoją.
  Wyszedł pierwszy i ruszyła za nim, zamykając za sobą drzwi i zasuwając zamek kurtki pod szyję.
Przyjechał skuterem, do którego właśnie wrzucał jej torbę, dopiero gdy skończył spojrzał na nią.
  - Słuchaj, mam dziewczynę. Więc jakby co, to nigdy cię nawet nie dotknąłem. Jechaliśmy na dwóch oddzielnych skuterach, kilometry od siebie, rozumiesz?
  Po prostu musiała się uśmiechnąć. Green zajął miejsce i klepnął dłonią siedzenie za sobą.
  Usiadła za nim i chwyciła podłokietniki, ale mężczyzna pociągnął ją, zmuszając, aby objęła dłońmi jego brzuch.
  - Te durne uchwyty nic nie dają, a Steel mnie zabije, jeśli coś ci się stanie. - skomentował. - A do do mojej dziewczyny to Alia jest naprawdę fajna. Tylko nieco drażliwa w ciąży, więc lepiej pominąć tą część historii.
  Maddie czuła się bardzo niepewnie. Obejmowała obcego faceta, któremu nie mogła ufać. Znała go za krótko. Mógł wywieźć ją gdzieś i zrobić z nią zupełnie wszystko.
Nie zdążyła zaprostestować, bo Green ruszył. Pozostało jej część i nie umrzeć ze strachu po drodze.
Droga była okropnie długa, a przez całą trasę nie działo się nic. Bo w sumie co miało się dziać podczas półtora godzinnej drogi przez lodowe pustkowie.
Green zatrzymał skuter na zupełnym odludziu. Przed masywem skalnym i mimowolnie zadrżała, kiedy kazał jej zsiąść.
Wcale nie zabrał jej do Steela, tu nie było nic. Chciał ją zabić.
  - Chodź.
  Zastąpiła się nieco, bo mężczyzna zdążył już zabrać jej torbę i ruszył ku skałom.
Cholera.
Ani drgnęła, przynajmniej do momentu, kiedy otworzył wejście. Kawałek ściany po prostu się rozsunął.
  - Maddie, chodź.
  Dopiero po ponagleniu ruszyła w jego stronę. Mały, ciemny korytarz ją przeraził, a zarrsaksujace się za nią drzwi sprawiły, że podskoczyła.
Ruszyła za Greenem i tym razem trzymała się tuż za nim. Tak na wszelki wypadek.
To był bunkier. Rozpoznała to po strukturze budynku. Ogromny, betonowy i przerażający.
Na szczęście nie szli daleko. Green zatrzymał się pod jednymi z pierwszych drzwi i odwrócił się w jej stronę.
  - Słuchaj. Te kraty, to dla bezpieczeństwa zarówno naszego jak i jego. Wyje, rzuca się i nie chcemy, aby chodził wolno. Mieszka tu kilka dziewczyn i nie chcemy, aby na którąś wpadł, więc trzymamy go tutaj.
  Zabrzmiało to okropnie źle.
  - On jest przyzwyczajony, ma tam wszystko i nie dzieje się mu krzywda. Nie musisz do niego wchodzić, jeśli nie chcesz. Możesz stać po drugiej stronie krat. Kamery są wszędzie, wystarczy, że na którąś spojrzysz i pomachasz, krzykniesz, czy pokażesz środkowy palec, a zareagujemy. Jeśli poczujesz się zagrożona od razu cię wyciągniemy.
  Zamiast ją uspokajać Green jedynie ją wystraszył. Wciągnął oddech, jakby przygotowywał się do powiedzenia najgorszego.
  - Możemy mieć dzieci. Nie sądzę, że chcesz zajść w ciążę. Nie wiem, czy się zabezpieczasz, ale jakby co prezerwatywy są w szafce nocnej przy łóżku. O ile jeszcze jej nie zniszczył.
Maddie mimowolnie spojrzała w dół, na swój brzuch. Nie zabezpieczała się, a przecież nie używała ze Steelem żadnego zabezpieczenia.
  - Wzięłaś tabletkę. Nic ci nie będzie.
  Skąd wiedział o czym pomyślała?
  - Gotowa? Nie jestem pewien, jak na ciebie zareaguje. Pamiętaj, że na razie najważniejsze jest to, aby zjadł.
Kiwnęła głową, bo chciała mieć już to za sobą. Wejść tam i mieć to z głowy.
Skrzywiła się, ledwo Green otworzył drzwi. Ryk wypełnił korytarz i był zdecydowanie inny, niż kiedy warczał do niej. Ryczał dokładnie tak, jak wtedy, gdy bronił ją przed nieproszonymi gośćmi.
Przekroczyła próg pomieszczenia i ryk nagle się urwał.
Steel był w drugiej połowie sporego pomieszczenia, oddzielony od niej grubymi kratami. Wyglądał jeszcze szczuplej, o ile to możliwe. Miał na sobie za dużą koszulkę i dresy, które jedynie podkreślały to, że odmawiał jedzenia.
Stalowe oczy utkwione były w Maddie. Pociągnął nosem raz, a później kolejny. Jakby musiał upewnić się, czy to ona.
Dziewczyna podskoczyła, kiedy Steel nagle rzucił się ku kratom. Wyciągnął dłoń w jej stronę, poprzez metalową zaporę.
Po raz kolejny zacząć warczeć, ale tym razem zupełnie inaczej. Tak jak u niej w domu.
Prosił, chciał aby do niego podeszła.
 

Bearmen V- Steel [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz