☆ Rozdział 27 ☆

271 18 32
                                    

Narracja pierwszoosobowa

POV Arion:

Stałem na środku boiska. Rozejrzałem się wokół tego obiektu i za mną stała... drużyna Raimon'a? Ale dlaczego? Mam takie wrażenie, jakbym znowu przeżywał jakiś koszmar... 

Skierowałem swój wzrok na nich. Zaś oni obdarowali mnie nienawistnym spojrzeniem. Zamarłem... zastanawiając się, czemu tak oni na mnie patrzą. Co ja im takiego zrobiłem? Przecież byli...

Z moich zamyśleń wyrwał strzał skierowany w moją stronę. Nie zdążyłem szybko zareagować i oberwałem nią w brzuch. Syknąłem z bólu, przy tym, upadając na trawę. Ałć... moje cztery litery...

Nagle poczułem przeszywający ból w mojej prawej łydce. Victor?! 

- Co ty na Japonię wyprawiasz?! - warknąłem - Co ja ci takiego zrobiłem, że musisz mnie kopać?!

Blade prychnął pod nosem i ponownie mnie kopnął, tylko że w lewą łydkę.

Reszta zawodników drużyny Raimon'a postanowiła pójść w ślady swojego napastnika i zaczęli mnie pokładać pięściami, a niektórzy strzelali we mnie piłki. Czułem jak niektóre kości mi się łamią. Następnie widziałem zamazany obraz i myślałem, że ja umrę. Kiedy czułem, że odpływam usłyszałem w oddali nieznajomy głos, który aż wrzasnął na całe boisko.

- Stójcie! - powiedział nieznajomy - Nie musicie już go tak poturbować. Resztę zostawcie mnie

Wytężyłem z całej siły wzrok, żeby zobaczyć, kto wydał polecenie, żeby drużyna Raimon'a przestała mnie bić. Zszokowany rozpoznałem tą postać. To był Ricardo Di Riggo... we własnej osobie

Byłem zszokowany, że kapitan mojej dawnej drużyny stanął w mojej obronie. Lecz miałem wrażenie, że coś jest nie tak. Usłyszałem nadchodzące kroki w moim kierunku. Kiedy Ricardo stanął naprzeciwko mnie zrobił coś, czego się nie spodziewałem. 

Dał mi dużego plaskacza w policzek. Spowodowało to, że upadłem z łoskotem. Wrzasnąłem z bólu, przy tym wypluwając krew z ust. Miałem mroczki pod oczami i myślałem, że widzę potrójnie... Kątem oka zobaczyłem moją drużynę Zero, która patrzyła się z perfidnymi uśmiechami, a następnie zaczęli się ze mnie śmiać, jakby popierali to, co drużyna Raimon'a mi robiła. Jestem ich kapitanem! A oni tak mi się odwdzięczają za wszystko, co im zrobiłem?! Dzięki mnie stali się mistrzami Japonii, a co najlepsze - najsilniejszą drużyną Piątego Sektora. Beze mnie, by nie zauważyli potencjału, jaki posiadają w swojej duszy. Beze mnie byliby nikim! Nie osiągnęliby sławy w przeciwieństwie do drużyny Olimpu! To dzięki mnie teraz wszystkie szkoły żyją w strachu, żeby ich szkoła nie została zlikwidowana! 

Nie zauważyłem momentu w którym oberwałem ponownie, a tym razem to zrobił Victor Blade. Wydobył z siebie avatara i strzelił w moją stronę prosto w moją klatkę piersiową. 

Wrzasnąłem, powodując przy tym gwałtowne wstanie z łóżka, dodając jeszcze bolesny upadek na ziemię. Na jabłonię, co to było?! To był sen...? Ale to wyglądał dla mnie na bardzo realistyczny... Ten ból nadal odczuwałem w niektórych miejscach. Sprawdziłem, czy to jawa, czy to sen i zgodnie z moimi przemyśleniami nie było żadnych obrażeń. W takim razie to był sen. 

Potem usłyszałem głośne walenie w drzwi. Kto znowu się dobija o godzinie szóstej rano?! Nie dość, że wszystko mnie boli, to jeszcze ktoś musi mi przeszkadzać w moim odpoczynku... Przecież wczoraj moją drużynę wytrenowałem tak, że już kaplicę można im postawić. Takiego wysiłku jeszcze nie poczuli na własnej skórze. No cóż, wychodzi na to, że jestem brutalniejszy od różowej landrynki. Na tą myśl, aż cicho się zaśmiałem.

The Dark True - KyouTenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz