39. Rada

74 9 47
                                    

Nie podobało mu się, że musi opuścić okręt właśnie teraz, ale przynajmniej Fowler znajdowała się ciągle pod opieką doktora Walsha, który miał jej na razie nie wypuszczać ze skrzydła szpitalnego. Planował wrócić na statek najwyżej po kilku godzinach. Nie mógł ignorować wezwania na radę wojskową. Niepokojący był fakt, że zwołano ją właśnie teraz, trzy miesiące przed planowanym terminem, jakby wydarzyło się coś niespodziewanego. Cokolwiek by to nie było, łudził się, że większość dowódców gotowa jest bronić niezależności armii tak, jak czternaście lat temu. Pseudokonsorcjum spróbuje prawdopodobnie innej metody niż ostatnim razem, a to nie wróżyło niczego dobrego.

Gdy dotarł na miejsce, Admirał Desmond Reynolds już na niego czekał w hali przylotów. Żywa legenda i jedna z niewielu osób, którym Holger jeszcze ufał. Stał sztywno wyprostowany, a biała marynarka z wysokim kołnierzem i srebrnymi pagonami zdobiącymi mankiety odcinała się wyraźnie od czarnych spodni i niemal tak samo ciemnej, hebanowej skóry mężczyzny. Krótko przystrzyżone włosy, prawie całkowicie siwe i liczne zmarszczki na twarzy dodawały mu dystyngowanego charakteru, choć za tą fasadą kryła się pewna doza jowialności i towarzyska natura, a jeszcze głębiej niezwykła inteligencja i przenikliwość. Mężczyźni przywitali się mocnym uściskiem dłoni.

- Markus – tubalny głos mężczyzny odbił się echem w ogromnym pomieszczeniu. Admirał przyciągnął go stanowczo do siebie i poklepał ojcowsko po plecach.

- Witaj Rey – odparł i lekko skinął głową w odpowiedzi na poufały gest – jestem za wcześnie? – zapytał, rozglądając się po prawie pustej hali.

- Oficjalnie cię tu jeszcze nie ma. Mamy godzinę na spokojną rozmowę, zanim reszta się pojawi — odparł entuzjastycznie, prowadząc gościa w stronę prywatnej kajuty — mam dla ciebie kilka informacji — dodał wyraźnie strapiony.

Holger nigdy nie miał dobrych stosunków z innymi dowódcami. Awansował zdecydowanie wcześniej niż reszta, wzbudzając spontaniczną nieufność. Od lat po prostu nie wchodzili sobie w drogę. Robił swoje, kierując się wewnętrznym kodeksem, w sposób minimalny mieszał się do polityki, zarówno tej globalnej, jak i lokalnej, trzymając się z boku. Reynolds był wyjątkiem. Jako jego pierwszy dowódca czuł się odpowiedzialny za Holgera, a Komandor szanował i cenił go jako mentora. Admirał był też oprócz Thorstena jedyną osobą, która czternaście lat temu przy nim została, pomimo że on sam tego nie oczekiwał. Tylko wyjątkowy upór Jamesa sprawił wtedy, że wyciągnęli go z instytutu, zanim „banda rzeźników", jak ich nazywał, dobrała się do jego głowy i wyrzuciła z pamięci to, czego pamiętać nie chciał. To James kazał wykonać dla niego rękawiczki, które stały się od tamtego czasu jego nieodłącznymi towarzyszkami i przepustką do w miarę normalnej egzystencji między ludźmi. Reynolds zaś naciskał wyższe dowództwo, które w końcu zgodziło się, aby przedwcześnie opuścił mury ponurej organizacji. On sam chciał wtedy po prostu zapomnieć o tym, co się wydarzyło, o Anabelle, a zwłaszcza o przyszłości, którą planował, a którą sam przekreślił własnymi decyzjami. Dużo czasu mu zajęło zrozumienie, że obydwoje uratowali mu wtedy życie.

Kajuta Admirała, znacznie różniła się od ascetycznego pomieszczenia, które Markus sam sobie przydzielił. Przytulne wnętrze przypominało raczej apartament w luksusowym pensjonacie niż kwaterę wojskową. Ściany obite ciemnym drewnem kontrastowały z kremowymi tkaninami, tworząc przytulną, domową atmosferę, a masywne, bogato rzeźbione meble dodawały wnętrzu elegancji. Holger nie był tu po raz pierwszy, niemniej prawie za każdym razem zauważał subtelne zmiany wystroju, skorelowane ze zmianą zdjęć zdobiących ściany. Obecnie z ramek spoglądała na niego około pięćdziesięcioletnia, wciąż urzekająco piękna kobieta o jasnych włosach i błękitnych oczach, tu i ówdzie w towarzystwie lekko uśmiechniętego admirała.

Dzieci Eteru [czeka na remont]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz