3. Opuszczone Królestwo

297 26 136
                                    

Gdy dotarli na miejsce było już prawie ciemno. Ostatnie promienie słońca rozpalały horyzont czystą ognistą łuną. W oddali główna część miasta dopiero zaczynała rozświetlać się blaskiem lamp, zwiastując rozpoczęcie wieczornego życia. Budynek, na którym teraz stali znajdował się na uboczu. Był opuszczony od wielu lat. Kiedyś i tu tętniło miejskie życie, jednak z czasem granice miasta ulegały dryfowi, metropolia niczym powolna ameba rozlewała się na nowe tereny, pozostawiając za sobą miejsca, które z czasem obumierały i znikały poza strefą zdatną do zamieszkania. Stary magazyn był położony w tak zwanej strefie granicznej, jeszcze nie pochłoniętej przez Bezbrzeże, ale już nie należącej do miasta. Powoli zatracał swój kształt i charakter. Niedługo przemieni się w chaotyczną plątaninę betonu, szkła i metalu, zostanie zapomniany, aż w końcu zniknie zupełnie. Dopóki jednak należał do strefy granicznej był jedną z tych nielicznych przestrzeni, oferujących chwilę ucieczki od zatłoczonego i dusznego środowiska wewnętrznego Dystryktu 16, w którym spędzili całe życie. Powietrze było rozgrzane, nieruchome i nieznośnie suche jak zawsze przed przylotem okrętu pogodowego.

Sara siedziała oparta o element konstrukcji, który kiedyś pełnił rolę komina wentylacyjnego, zdjęła ciężkie buty. Lubiła czuć pod stopami fakturę podłoża, nawet jeśli była to tylko zimna blacha gdzieniegdzie przeżarta rdzą i pokryta grubą warstwą brudu. Oprócz kilku kominów, na płaskim, rozległym dachu znajdowały się pozostałości klimatyzatorów, dawno już nie działających i połyskujące grzybki deflektorów, których nierdzewna stal, nie naruszona jeszcze zębem czasu odznaczała się na tle wszechobecnego zniszczenia i degradacji. Kilka metrów przed nią Chase balansował na wąskiej, chyboczącej się rurze biegnącej w poprzek budynku. Dziewczyna obserwowała jak jej młodszy, nastoletni brat śmieje się i wygłupia, co chwilę tracąc i odzyskując równowagę. Kosmyki kasztanowych włosów opadały mu niesfornie na czoło, a stare tranzystorowe radio - jego nieodłączny towarzysz - przewieszone przez ramię kołysało się w przód i w tył z każdym jego ruchem. Miał na sobie ulubioną skórzaną kurtkę i ciężkie robocze buty. Już nie pamiętała, kiedy ostatnio tak beztrosko spędzali czas. W zasadzie nie pamiętała kiedy w ogóle ostatnio razem spędzali czas.

- Hej - Chase zamachał do siostry - założysz się, że uda mi się dotrzeć do końca rury nie spadając?

- Hmm, o co?

- Może o to co mamy w kieszeniach?

Niegdyś często się tak bawili. Sara wsunęła rękę w kieszeń swetra, aby sprawdzić, czym ryzykuje. Nie było tam zbyt wiele, oprócz drobniaków, ulubionego scyzoryka i podręcznego notesu. Westchnęła na myśl, jak niewiele się zmieniło pod tym względem odkąd miała dziesięć lat.

- Niech będzie, choć nie wiem, czy chciałabym wygrać i dowiedzieć się co chłopak w twoim wieku nosi w kieszeniach - spojrzała na niego znacząco poruszając brwiami.

Chase odpowiedział niewinnym uśmiechem, odłożył ostrożnie radio na ziemię, złapał równowagę i rzucił się szalonym pędem do przodu. Rura trzeszcząc złowrogo uginała się pod jego ciężarem kołysząc się coraz bardziej na boki. Przed samym końcem chłopak jednak nagle się zatrzymał, spojrzał na siostrę i teatralnym gestem z gracją zeskoczył na dach celowo nie dobiegając do końca, a następnie równie teatralnie się ukłonił, jakby kończył występ.

- Brawo, oby nie były to używane skarpetki - krzyknęła w jego stronę.

Chłopak przybiegł do niej, zgarniając po drodze radio.

- No coś ty, to coś znacznie lepszego - odparł wyjmując z kieszeni szarą papierową torebkę, podając ją siostrze i siadając obok niej.

Zajrzała do środka z lekkim wahaniem. Jej oczy momentalnie się rozszerzyły a na twarzy pojawił się szczery uśmiech.

Dzieci Eteru [czeka na remont]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz