Rozdział 5 - Zawód rodziców.

4.5K 137 162
                                    

Cole POV

- Zakochałem się. - Spojrzałem na chłopaka, który dochodził do siebie na kanapie w moim salonie. - Przecież ta dziewczyna to chodzący ideał!

Alex przespał większość trasy, brudząc przy tym tylne siedzenia auta swoimi wymiocinami. Droga minęła mi spokojnie, a ja upewniłem się, że dziewczyna wróciła bezpiecznie do domu, chociaż powtarzała mi kilka razy, żebym zostawił ją na pobliskich osiedlach. Była nieźle wstawiona, dlatego wątpiłem w to, że będzie pamiętała, przebieg trasy.

Na szczęście nie była już moim problemem. 

- Zakochujesz się średnio dwa razy w tygodniu.

- Tym razem to coś więcej, naprawdę stary! - kontynuował. - Jestem zakochany na amen!

- Jesteś pijany, a nie zakochany. - Uniosłem jedną brew i pokręciłem z politowaniem głową.

- Jedno nie wyklucza drugiego. - Alex kręcił się na kanapie, próbując znaleźć idealną pozycję do spania.- Przecież ona wyglądała jak anioł! Piękna i do tego jaka mądra.

Mądra? Ta mała była największym kłopotem dzisiejszego wieczoru.

- A wywnioskowałeś to, bo?- zapytałem zdziwiony.

- Bo postawiła na ciebie! - Chłopak krzyknął, a uśmiech nie schodził z jego twarzy. - Stary, dopiero zaczynasz, a już masz pierwsze fanki! Może sam powinienem spróbować? Myślisz, że podobają się jej niegrzeczni chłopcy?

Podkręciłem z rozbawieniem głową. Cóż Alex był kochliwy. Każda dziewczyna, która w małym stopniu  zwróciła na niego uwagę, od razu stawała się obiektem jego zainteresowania. Zazwyczaj jego zauroczenie trwało kilka dni, a później trafiał na kolejną imprezę, na której spotykał „miłość swojego życia".

- Nie masz ze mną szans i dobrze o tym wiesz - odpowiedziałem mu, kierując wzrok na telefon, który aktualnie był mniej irytujący niż mój przyjaciel.

- Nie raz z tobą wygrywam. - Chłopak spojrzał na mnie, mrużąc przy tym oczy.

-Wygrywałeś nie wygrywasz - poprawiłem go, nie odrywając wzroku z urządzenia.

- Bo się nie ścigam! - krzyknął oburzony.

- Zawsze możesz zacząć. - Skierowałem na niego wzrok, wykrzywiając usta w mały uśmiech. - W końcu miałbym godnego przeciwnika.

Czy Alex był dobry? Oczywiście, że tak. Miał talent, a szybkie samochody fascynowały go tak samo, jak mnie. Jako dzieciaki nie raz rywalizowaliśmy ze sobą w różnych dyscyplinach, aby udowodnić, kto jest lepszy. Ważna była tylko wygrana. W tym przypadku był moim lustrzanym odbiciem, nie interesowało go, jak wygrał tylko, czy wygrał. Początkowo go nie lubiłem. Był wyjątkowo irytującym chłopcem, z którym kazali bawić mi się rodzice, kiedy przychodzili do nich znajomi.

A teraz kochałem go jak brata.

- Nie w tym życiu. - Przewrócił oczami. - Przebranżowiłem się przecież. Teraz jestem twoim menago.

- Moim kim?

- Menedżerem stary! - Alex pokiwał głową z niedowierzaniem. - Masz niecałe dwadzieścia lat, a zachowujesz się jak mój ojciec.

- Właściwie, to kiedy sobie stąd pójdziesz? - Skierowałem wzrok na przyjaciela, który nieudolnie obracał w dłoniach pilot od telewizora. - Jest już późno, chcę iść spać albo odpocząć w ciszy. - Stanowczo podkreśliłem ostatnie słowa.

- Wyganiasz mnie? - Chłopak złapał się teatralnie za pierś. - Łamiesz mi właśnie serce.

- Nie, że cię wyganiam. - Zamknąłem powieki z irytacji i wziąłem głęboki wdech. - Wiesz co, jednak masz rację. Wypierdalaj do siebie.

Whispers of VictoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz