Prolog

500 58 155
                                    


Mrok spowijał ulice, jedynie słabe światła niezliczonej ilości lampek przebijały się przez gęstą mgłę. Zbliżało się święto Zaćmienia Słońca zwane Solaris, mieszkańcy Grealin przygotowywali dekoracje od tygodnia. Przy każdym domu i kamienicy dało się zauważyć ozdoby z motywem przewodnim koloru żółto-pomarańczowego i złotego, wstążki powiewały szarpane wiatrem. Raven szła powoli przed siebie, zaczynała żałować, że nie ubrała się bardziej odpowiednio do pogody, jej trampki zaczynały przemakać. Nie myślała o tym, wychodząc nocą przez okno z drugiego piętra swojego pokoju.

 Potrzebowała pomyśleć, a najlepiej wychodziło jej, to spacerując po opustoszałych przedmieściach, nikt jej nie szukał, bo nikt nie wiedział o jej nocnych eskapadach. Padało, dokładnie tak, jak tamtego dnia 7 lat temu, jutrzejszy dzień powinien napawać ją radością podobnie jak tubylców, jutro po uroczystości lokale i tutejszy jarmark zapełnią się roześmianymi, przebranymi ludźmi popijającymi karmelowe trunki. Po takim okresie i ona powinna świętować jednak nie potrafiła, smutek który od tamtego czasu ją nawiedzał pogłębiał się o tej porze roku. Nie zapomniała, czasem wydawało jej się, że jej rodzina przeszła już okres żałoby i powinni ruszyć dalej, można pomyśleć, że tak było. Na co dzień starsi bracia świetnie radzili sobie na uczelni, a z ich opowieści wynikało, że są uwielbiani. Ojcu świetnie szły interesy, nadal był jednym z największych i najbardziej szanowanych przedsiębiorców w kraju. Jasper uwielbiał szkołę i, mimo że był lekko zamknięty w sobie to wydawał się szczęśliwy, ale ona zauważała jak ojciec lekko przygarbiał plecy, przechodząc obok biblioteki, jak Laurent zaciskał zęby, gdy ktoś wymówił jej imię, a Ares tydzień temu przyszedł z rozbitym łukiem brwiowym, tłumacząc się zderzeniem z drzwiami. Podejrzewała, że te drzwi musiały mieć imię.

W tych stronach mawiają, że gdy dobry duch opuszcza ziemię to niebo przychyla się do śmiertelników, można go prawie dotknąć, poczuć spirytualny wszechświat w umyśle, współodczuwać rzeczy nadprzyrodzone, naładować się niemalże boską energią, uczyć się prosić o coś, co zostanie w sferze domysłów. Pomimo śmierci pląsać duszą, która powinna dziękować, że tym razem nie była to ona i dany jest jej kolejny dzień.

7 lat temu

- Kap, kap, kap - krople deszczu uderzające o chodnik mieszały się z jej łzami, wypełniając wolną przestrzeń między nierównymi kostkami brukowymi, spadając tworzyły wodną fugę by po chwili wniknąć w podłoże.

Raven stała trzymając małą rączkę chłopca a w drugiej granatowy parasol zbyt duży na ich dwójkę. Wszelkimi sposobami próbowała ukryć że płacze, nie wychodziło jej to za dobrze. Noc rozświetlał blask księżyca jak nakazywało prawo Lunaris, faza ubywającego sierpu symbolizowała przemijanie, cóż jak na ironię losu idealnie pasowała do sytuacji.

Czuła ulgę, że mogą stać z Jasperem z dala od tłumu i uznano ją na tyle dojrzałą by nikt nie musiał im towarzyszyć. Ciemnowłosy chłopiec wpatrywał się przed siebie z zaciętą miną, miał 4 lata, a mimo to wyglądał jakby rozumiał, co się stało i jaką powagę powinien zachować. Sam często podkreślał, że nie jest dzidziusiem i nie lubił jak starsi bracia drażnili go w ten sposób. Dziewczyna była starsza o 6 lat i chciała być dla niego wsparciem i siła. Pamiętała, jak rodzice oznajmili im, że będą mieć kolejne rodzeństwo miała nadzieję, że będzie to siostra, miała już dwóch starszych braci, którzy potrafili być nieznośni, zabierali jej zabawki i czasami za bardzo pilnowali by nie robiła nic złego, chociaż sami robili to na okrągło. Tymczasem pojawił się chłopiec o czarnych włosach takich samych jak ona posiadała, byli podobni jedynie oczy ich różniły.

Może właśnie dlatego, gdy dwa dni temu ich radosne życie runęło, jak domek z kart, a ich serca pogrążyły się w smutku, obiecała sobie że zrobi wszystko, aby był szczęśliwy.

Kapłanka światła nocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz