Obraz w lustrze nie prezentował się zachwycająco, sińce pod oczami trzeba było przykryć toną korektora, a bladą i lekko ziemistą cerę lekko rozświetlić, włosy, mimo że były jej dumą i jedną z niewielu rzeczy, które lubiła w swoim wyglądzie, zazwyczaj spadały lśniącą, czarną kaskadą na plecy tym razem zwinęły się w bliżej nieokreślony kokon. Z dołu dobiegły ją hałasy z kuchni, stukanie talerzy i sztućców, a także pisk wiekowego czajnika, do którego gosposia miała jakiś niezrozumiały sentyment i nie dała się przekonać na jego zmianę. Może spowodowane to było jej południowym pochodzeniem i wyniesioną tradycją jednak śmiało można było stwierdzić, iż Woormwoodowie na śniadanie wypijali płyn tak ciężki i gorzki, że żadne późniejsze wyzwanie nie mogło się z tym równać. Dzisiaj Raven potrzebowała tego, jak powietrza, koszmary które ją nawiedzały, przybrały na sile i częstotliwości. Nie chciała, żeby ojciec i bracia zaczęli się znowu martwić, ostatnim razem, gdy krzyczała przez sen parę nocy z rzędu wezwano do niej zielarkę. Starsza kobieta miała duże poszanowanie w mieście, jej stoisko, które co roku wystawiała na jarmarku w okresie świąt cieszyło się dużą popularnością. Wszelkiego rodzaju mikstury upiększające z domieszką sproszkowanych piór krogulca, odmładzające z ikry jesiotra były chodliwym towarem. Zaleciła jej rozsypywanie sproszkowanego skrzydłokwiatu ze zmielonymi migdałami nad świecznikiem, który wyglądał jak kominek, w górnej części znajdowało się miejsce na olejki eteryczne bądź proszek, a na dole palenisko na woskową świecę. Stosowanie tego specyfiku nie do końca zadziałało, tak jak jej na tym zależało, jednak przestała wydawać z siebie dźwięki co uznano za koniec jej problemów ze snem. Nie próbowała wyprowadzać nikogo z błędu, nie potrzebowała dodatkowej uwagi skupionej na jej osobie, zwłaszcza że wyjeżdżała w na studia. Chciała trochę odżyć i nie potrzebowała by Laurent i Ares mieli dodatkowy powód do nadmiernego uprzykrzania jej życia. Kochała ich całym sercem, ale nie ważne, ile będzie miała lat jedyne, co się nie zmieni to, że zawsze będzie ich młodszą siostrą co podkreślali przy każdej próbie wymknięcia się z domu. Schodząc po schodach zauważyła, że brakuje jednego dźwięku, który towarzyszył im, zawsze gdy jej starsi bracia przebywali w domu, a mianowicie chrapliwego śmiechu ich przyjaciela. Xavier miał swoją rodzinę tylko jak często mawiał nie każda rodzina to więzy krwi, gdy była młodsza zapytała Aresa, co to znaczy, chłopak, nie chcąc jej wyjawiać za dużo wyjaśnił, że matka i ojciec Totha są często poza domem. Musiała koniecznie dowiedzieć się, o co chodziło, gdy mówił, że dużo się zmieniło, jeśli to jakaś kłótnia to może uda się jej przekonać ich do pogodzenia. Był ich częścią, nawet gdy James Woormwood robił wykład swoim synom to zazwyczaj robił to dla ich trójki.
Z takim zamiarem weszła do jadalni, w której o dziwo była ostatnią osobą, chłopaków nie można było nazwać rannymi ptaszkami oznaczało to tylko jedno, dyscyplina szkolna zrobiła z nich dojrzałych odpowiedzialnych mężczyzn albo, co było wysoce bardziej prawdopodobne mieli sprawę do ojca. A jak wiadomo najlepszą porą na zadanie mu jakiegokolwiek pytania był wspólny posiłek, co było zazwyczaj pierwszą i ostatnią porą, w której można go spotkać w domu bez sterty papierów.
– Dzień dobry córko, cieszę się, że do nas dołączyłaś – skinął głową w jej stronę.
– Śpiąca królewna, wczoraj chyba mocno zasnęłaś – powiedziawszy to Laurent uśmiechnął się złośliwie. Dobijaliśmy się do twoich drzwi, mieliśmy już użyć onyksowego drutu. Oczywiście, gdybyśmy go posiadali – zreflektował się patrząc w stronę głowy rodziny. Ojciec skarcił go spojrzeniem jednak się nie odezwał.
- Byłam zmęczona i zasnęłam. Przecież wiesz jak działa na mnie ten palący się usypiacz. - przyjęła twarz pokerzysty.
– Jakie plany na dzisiaj? – szybko zmieniła temat, nalewając do kubka robusty ciemnej, jak smoła. Pociągnęła łyk, o tak to było dokładnie to, co miała na myśli. Napój przypominał smołę, jako jedyna piła go bez słodziwa. Zwykła tak robić przez jeden z głupich żartów, którego ofiarą padła w dzieciństwie, bardzo imponowało jej, jak tata zasiada do stołu i zaczyna dzień kawą, więc bardzo chciała go naśladować. Średni brat opowiedział jej, że słodzenie jest dla mięczaków i się nie liczy, nalał jej pełną filiżankę i zabronił dodawać mleka. Gdy przyłożyła go do ust, biorąc duży łyk prawie zwymiotowała. Żółć podeszła jej do gardła, ale przełknęła z obrzydzeniem, nie chcąc dać im satysfakcji, gorzki smak palił jej usta... Zawsze uważali ją za bardzo delikatną dziewczynkę i trochę się z niej naśmiewali. Męczyła się tak tydzień dopóki pewnego dnia nie zastała ojca wrzucającego kostki brązowego cukru do naczynia. O dziwo, gdy potem spróbowała iść za jego przykładem przestała wyczuwać nutę gorzkiej czekolady i orzecha, jakby zabił jej smak. Polubiła to pierwsze uderzenie goryczy.
Jasper popatrzył na jej kubek z obrzydzeniem, siedzieli przy pełnej zastawie, jak zawsze. Pomimo że to tylko rodzinne spotkanie i nie było mowy o żadnych gościach nie było innej możliwości. Jednym z ulubionych powiedzeń Jamesa Woormwooda było :
,,Kultura i dobre wychowanie jest jedną z rzeczy która utrzymuje jeszcze ten świat w harmonii"
Przekładał to na najmniejsze rzeczy, nawet w wolne dni widziano go w garniturze i równo przystrzyżonym siwym zaroście.
– Pójdziemy na obchody razem, za kilka dni wyjeżdżacie, więc chciałbym mieć was dzisiaj blisko siebie. – Zmarszczyła brwi. Dziwne, bardzo dziwne. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz pojawił się z nimi na jarmarku, zazwyczaj po uroczystości udawał się prosto do swojego gabinetu, zabierając również Jaspera. Ostatni raz był jeszcze za życia ich matki. Widziała wymianę spojrzeń między starszymi braćmi, czyli nie tylko ona uważała to za podejrzane.
– Jakieś konkrety?
– Niektórym trzeba przypomnieć, z kim mają do czynienia – nie wiedziała, czemu, ale czuła, że ten komentarz był skierowany do niej.
Za tydzień opuszczali rodzinne miasteczko, Akademia Etheral Miracle, do której się wybierała, znajdowała się na drugim końcu kontynentu, stresowała się jej rozpoczęciem, ale też lekko cieszyła, bardzo chciała spróbować samodzielności, nie, żeby miała jakiś inny wybór. Otwierając bordową kopertę informującą o pozytywnym rozpatrzeniu jej podania nie czuła satysfakcji, od urodzenia wiedziała, że tam jest jej miejsce.
CZYTASZ
Kapłanka światła nocy
RomanceRok ma 365 dni jednak nie w tym świecie, kalendarz lunairs - liczy okres powtarzania się tych samych faz księżyca a tym samym trwa ich tylko 354. Niech was to jednak nie zmyli bo krócej nie zawsze znaczy gorzej. Raven urodziła się w jego najciemnie...