Rozdział 11

179 22 49
                                    

Akademia Ethereal Miracle wznosiła się na rozległych, zalesionych obszarach, gdzie podmokłe tereny splatały się z bujną roślinnością. Organizacja ogniska nie stanowiła więc problemu, bowiem nie znajdowała się w zgiełku miejskim. Leśna polana, na której gromadzili się uczniowie, emanowała zapachem sosnowych igieł i wilgotnej ziemi, zdeptanej przez przybyły tłum w radosnym oczekiwaniu na wieczorne atrakcje. Na ciemnym niebie, niedługo miała pojawić się  lekko widoczna tarcza księżyca, był w pierwszej kwadrze, zbliżał się do pełni.

Raven i Ava ledwo dotarły na czas, w pokoju zatrzymała ich mała sprzeczka. Mianowicie ich wizja dzisiejszego ubioru bardzo się różniła, koleżanka nie mogła uwierzyć, że Rii nie chcę włożyć sukienki, a kolczyki które własnoręcznie zrobiła z piór Glandariusa nie przypadły jej do gustu. Pod swój wyjściowy płaszcz zarzuciła miękki, wygodny sweter i zwykłe czarne spodnie, które dawniej były mocno obcisłe, a teraz zdawały się lekko opadać. Gdy zatrzymały się na skraju lasu powitał je lekki dym unoszący się w powietrzu, jakże tam było cudownie. Światło filckerowało wśród drzew, tworząc tajemnicze cienie tańczące na pniach drzew. Obie wstrzymały oddech, rozglądając się wokół. Pośród kamiennego paleniska wesoło trzaskał ogień, a ławki były w większości pozajmowane przez kilkuosobowe grupki, po tych kilkunastu dniach potrafiła nawet rozpoznać parę twarzy. Najbardziej przyciągające wzrok, jednak nie było samo palenisko, a namiot w złotych barwach na jego tle, gdyby ktoś jeszcze nie domyślił się, do kogo należał to wystarczyło spojrzeć na symbol na połach zasłaniających wejście. To był pierwszy raz, kiedy pomyślała, że to już trąci ogromną arogancją i nawet lekko ją zmroziło, gdy przypomniała sobie, że jej bracia biorą udział w tej maskaradzie. Czysty pokaz dominacji i wywyższania się ponad innych studentów. Obok na mosiężnych nogach stał czarny, drewniany stół, na którym leżały przedmioty potrzebne do wykonaniu dzisiejszego rytuału ognia, który miał miano boskiego posłannika, reprezentujące poszczególne sekcje. Od prawej strony wielki suszony bukiet pokrzyku - sekcja uzdrowicieli. Uczono ich, że ziele to jest jednym z podstawowych składników balsamów regenerujących. Jej wzrok prześlizgnął się na następny przedmiot, chyba najbardziej okazały w tym zestawie, a mianowicie wieniec ze złotej jabłoni symbolizujący koronę królewską. Ostatnim artefaktem był mały, ręcznie pleciony ze sznurka jutowego i sizalowego łapacz słońca z kryształem z góry Surim, ten oto należał do nich. Nawet w najczarniejszych momentach historii sprzed panującego pokoju na kartach ksiąg zapisano tę tradycję, kontynuowano ją od wieków. Wtedy oddawano cenne rzeczy w tym piękne tkaniny, biżuterię a nawet pamiątki po przodkach. Kapłanki wnosiły ogień i tworzyły krąg, śpiewając, a przedmioty płomień zmieniał w dym, który unosił się w niebo jak modlitwa. I tak oto co roku w noc rytuału ludzie gromadzili się, aby oddać jej cześć. Jak dobrze, że teraz jest to tylko symbol, teraz musiałaby zadzwonić do ojca by przysłał jej jeden z nielicznych kompletów biżuterii - pomyślała.

Pociągnęła Ave za rękaw jej obcisłej, czerwonej sukienki. Musiała przyznać, że dziewczyna wyglądała dzisiaj ślicznie. Krótkie włosy podkręciła na wałkach, a usta pokreśliła ciemną pomadką. W przeciwieństwie do niej w jej oczach tańczyły figlarne iskierki, gdy patrzyła w stronę pawilonu, coś czuła, że szykują się kłopoty, a dziwne mrowienie na jaj skórze tylko potwierdzało jej podejrzenia.

- Musimy tam dzisiaj wejść, podobno mają pieczone figi z pistacjami i cynamonem - powiedziała Davies, jakby, wyczuwając jej niepokój.

- Jak niby chcesz to zrobić? Zresztą przecież chyba nie będą siedzieć tam całą imprezę.

- Masz rację, wtedy muszę któregoś olśnić jak chcę znaleźć partnera na bal to muszę znaleźć tutaj coś procentowego co doda mi odwagi.

- No coś Ty. Jak ktoś się o tym dowie to wywalą nas na zbity pysk! - syknęła Raven.

Kapłanka światła nocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz