Rozdział 2

312 40 72
                                    

Trudno opisać magię zaćmienia słońca, to jak ostatnie promienie padają na szklane ozdoby wywieszone w oknach i witrynach sklepowych, jak migoczą w wiatrakach przeplatanych odblaskami w dłoniach biegających dzieci, mienią się w biżuterii świętujących kobiet. Małe detale tworzący obraz zapierający dech w piersi, może dlatego co roku do Grealin przybywało wielu artystów, można ich było spotkać ze sztalugami nad jeziorem, na balkonach wyższych kamienic a także sprzedających swoje poprzednie dzieła na stoiskach. Sam jarmark był ogromny, i zaopatrywał w wszystko o czym można pomyśleć. Raven wkraczając na niego z braćmi i ojcem starała trzymać się z tyłu, na głowę nie mogła zarzucić kaptura chociaż w tym momencie bardzo tego chciała. Długie rękawy zakrywał jej ręce aż po paznokcie, szata choć elegancka to zakrywała praktycznie całe jej ciało, tak wypadało. Powtarzali jej to przy każdej możliwej okazji. Kroczyli zwracając na siebie uwagę tłumu, nie było w tym mieście osoby która nie wiedziałaby kim jest James Woormwood. Jego sława jak i smutna historia były tematem nieustannych plotek, mówiło się że sama bogini Hellira błogosławi jego ścieżkę, prowadzi całą rodzinę drogą światła. Chociaż monarchia w tym kraju miała postać reprezentatywną to największym wyróżnieniem które można było otrzymać było wstąpienie do kwadry Cahya co oznaczało światło, cały ród do niej należał a była to tak zwana gwardia królewska. Trzeba było wykazać się niesamowitą sprawnością fizyczną, zaangażowaniem w treningi i zaliczeniami zadań o których dziewczyna nie miała pojęcia gdyż były skrzętnie skrywane a także jak krążyły plotki zmienne i dla każdego dopasowane w inny sposób. Znali te historie od dziecka, tradycja ciągła się od kilku pokoleń, co było ogromną dumą gdyż jej ród traktowano prawie jak rodzinę królewską. Avgat od trzystu lat był nienaruszony, brak wojen nie wywołał jednak zaprzestania kontynuowania tradycji, na granicach zdarzały się małe incydenty o których nie kłopotano się by poinformować obywateli a sprawy załatwiano bez rozgłosu i eskalacji konfliktów. Gdy pytała ojca czym dokładnie jest ta kwadra i czy można nazwać ją częścią armii to jedyne co udało się jej potwierdzić to że działało to raczej jak grupa do zadań specjalnych. Niesamowicie rzadko udawało się komuś do niej dostać na drugim roku szkolenia, trzeci też był dobrym wynikiem. Zazwyczaj jednak zaszczytu tego dostępowali ostatnioroczniacy, po pełnym szkoleniu. Męska linia rodu Woormwoodow była wręcz do tego zobowiązana tradycją, która niestety jej nie dotyczyła. Po uroczystości w świątyni Birihani kapłanka ogłosi nazwiska szczęśliwców. Nie ma lepszej okazji niż święto Solaris, pomyślała Raven zajmując miejsce na jednej z głównych antresoli. Sam rytuał był fascynujący i nigdy nie mogła oderwać od niego wzroku, tak było i tym razem. Temare odziana była w długą jasną szatę, złote nitki wplecione między tkaninę zdawały się jarzyć swoim światłem, chusta zakrywała jej głowę. Ogromna kula, którą niosła w rękach imitowała słońce, gdy tylko zabrzmiały dźwięki harf i tamburyn zaczęła schodzić do podłużnego basenu wyłożonego płytkami w kolorze nieba. Rozpoczynała taniec, szepcząc słowa w zapomnianym języku dla większości niezrozumiałym, jednak ona wychwytywała pojedyncze słowa. Uczyła się go, odkąd zaczęła mówić, ojciec pierwszy raz był z niej tak dumny, gdy wyrecytowała mu pozdrowienie boginii. 

Rytm muzyki przechodził płynie, podążając za powoli posuwajacą się do przodu kobietą, która z zmieniała z gracją pozycje rąk. Och ileż dziewczyna by dała by chociaż w połowie poruszać się z takim wdziękiem. Na środku basenu jej dłonie znajdowały się wyciągnięte wysoko nad głową. Zgromadzeni wpatrywali się z zachwytem i w całkowitej ciszy, dźwięki przybierały na sile a do akompaniamentu instrumentów dołączyły wiolonczele. Mięśnie jej twarzy nawet nie drgały, była zakryta od stóp po włosy a mimo tego jej ruchy byłe sensualne, w tej melodii wydawały się być pierwotne, nagie. Taniec kończył się mocnym zanurzeniem kuli pod powierzchnie wody i chwilową całkowitą ciemnością po której rozbłysło sztuczne światło z kryształowych żyrandoli nad ich głowami. Trwało to nie więcej niż 15 minut gdy zniknęła w bocznym przejściu, zdawało się jednak tak jakby minęła noc i nastał nowy dzień. Dało się słyszeć ciche szepty, niektórzy przemieszczali się po wielkiej sali w poszukiwaniu znajomych twarzy. Jasper zobaczył jednego ze swoich kolegów i zaczął machać do niego energicznie, w odpowiedzi chłopiec zaczął przywoływać go gestem do siebie. 

Kapłanka światła nocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz