Krążę wśród gości weselnych w białej sukni i prostym, delikatnym makijażu, który ładnie podkreśla moje rysy twarzy, ale jednocześnie ukrywa to, co najbardziej charakterystyczne – drobne piegi wokół nosa, pieprzyk na szyi, delikatne cienie pod oczami. Ayla Russo przez cały czas patrzy również nieprzychylnie na moje włosy. Miałam je mieć spięte w ciasny kok, a poprosiłam o standardowy warkocz. Według mnie wygląda pięknie.
Według niej po raz pierwszy się sprzeciwiłam.
Na szczęście nie chce chyba zaburzać przyjęcia i daje mi to do zrozumienia jedynie przez swój oceniający wzrok.
Gdy odchodzę od znajomych rodziny Russo i ich pogadanki, z której rozumiem trzy po trzy, wpadam na dziewczyny, które studiują na Uniwersytecie razem z June i Beth, i chyba też chodziły ze mną kiedyś do szkoły. To ludzkie młode kobiety. Nie pamiętam, jak mają na imię.
– Zobacz, Bree! – szczebiocze jedna z nich. – Kto by pomyślał, że akurat ta Wiccanka pierwsza wyjdzie za mąż.
Obie obracają się w kierunku pana młodego, który zabawia elitę.
– Gdzieś ty go poznała, dziewczyno? – zagaduje mnie… Bree.
Nie kojarzę jej zbyt dobrze. Znam ją z twarzy, może też z jakichś opowieści.
– Uhm… w Kalifornii – kłamię.
Dziewczyny marszczą brwi w czystej dezorientacji.
– Widać, że pochodzi z Kalifornii, on i jego rodzina. Mają nawet ten świetny akcent. Ale coś ty robiła w Kalifornii, do cholery? – Bree jednak wcale nie oczekuje mojej odpowiedzi. – Ile on ma lat? – szepcze z ekscytacją.
Jest mi tak wstyd, bo właściwie… nie wiem.
– Ty masz dopiero dziewiętnaście – wtrąca druga dziewczyna.
W tym roku kończę dwadzieścia.
– Lucas ma dwadzieścia cztery lata – zmyślam na poczekaniu.
– Lucas – ekscytuje się dalej Bree. – Piękne imię. On cały jest piękny. Szkoda, że szukał żony wśród Wiccanek.
Czy ona właśnie sugeruje, że ma ochotę na mojego narzeczonego?
Ewww. To określenie wcale nie brzmi dobrze nawet w mojej głowie.
– Masz podwiązkę? – zagaja druga z dziewczyn.
– Podwiązkę?
– Na ślubach chyba się takie nosi.
– Może na ludzkich ślubach – oznajmiam spokojnie. – Wiccanie mają inne tradycje.
– Właśnie widzę. Wszyscy oglądają cię w tej sukni, a powinnaś iść w niej tylko do ołtarza, czy coś w tym stylu.
Wzruszam ramionami.
– A ona jest taka biała – mówi Bree. – Czy to oznacza, że jesteś dalej dziewicą? Czy czarownice muszą oszczędzać się aż do ślubu…?
– Dość! – przerywam, ale moje wzburzenie jest mocno stłumione, bo nie chcę zwracać na nas uwagi. – Dość. Powinnam już iść.
Przez chwilę naprawdę myślałam, że chcą ze mną po prostu porozmawiać, jednak znów się zawiodłam. Takie dziewczyny jak one nigdy nie chciały mieć ze mną nic wspólnego. I nie będą chciały. Od tej pory będę zdana na towarzystwo rodziny Russo.
Odwracam się i szukam wzrokiem najbliższego wyjścia. Jest ciężko, bo uszkodzone oko jest już zmęczone ciągłym ukrywaniem się za zaklęciem. Potrzebuję chwili wytchnienia. Sekundy, w której nie będę musiała sprawiać wrażenia, że wszystko jest w porządku.
CZYTASZ
Gdy widzisz śmierć (Srebrna Noc #4)
ParanormalOna widzi przyszłość. On jest śmiercią. A śmierć zawsze jest przyszłością. #gdywidziszER