Dwadzieścia trzy

1K 125 54
                                    

Noc jest przepiękna, niebo powoli zachodzi chmurami, księżyc się za nimi chowa. Całą moją skórę pokrywa gęsia skórka, gdy podmuchy wiatru smagają niczym niewidzialne aksamitne wstęgi. To przyjemne. 

Odwracam się, bo czuję czyjąś obecność. Zane stoi w przejściu na balkon, za nim powiewa mleczna zasłona.

– Minęło twoje trzydzieści minut. 

– Jest zbyt ładnie, by wracać do środka. 

– Nadchodzą chmury, nadchodzi burza. Może powinniśmy schować się do środka. 

Uśmiecham się smutno. 

– Całe życie się chowałam, wiesz? Chowałam się przed niebezpieczeństwem, ale mam wrażenie, że jednocześnie schowałam się przed życiem. 

Zane przypatruje się mojej twarzy, ale chyba nie widzi mnie wyraźnie na tle księżyca, bo nie spuszcza ze mnie wzroku ani na moment. Jego twarz jest łagodna, choć nieco spięta. 

– Rozumiesz mnie? – pytam nieco onieśmielona. – Może to głupie, może mnie nie rozumiesz..

– Wydaje mi się, że rozumiem. 

Staram się zachować spokój, lecz moje serce bije zbyt mocno. Łapię swoją dłoń i zaczynam obracać obrączkę na palcu. 

– Boję się, że dużo rzeczy mnie ominęło. Jestem młoda, ale przecież nie wiem… – wzdycham – …nie wiem ile czasu tak naprawdę mi zostało, ile jeszcze pożyję, bo tak właściwie nie mam do kogo wracać. I jeśli odczytam twój umysł i przy tym zginę… 

– A może nie zginiesz. 

– Może – podkreślam. – Ale jeśli tak by się stało, to przez cały ten czas, gdy jesteśmy razem, gdy próbuję osiągnąć swój cel, będę miała wrażenie, że nie wykorzystałam odpowiednio tych wszystkich lat. Już teraz pluję sobie za to w brodę. Byłam młoda. Nie wiedziałam, co czeka mnie na zewnątrz. Musiałam żyć w zamknięciu, w odosobnieniu. Na wygnaniu, rozumiem to, ale mimo wszystko… mogłam zawsze walczyć, prawda? 

– Jeśli nie było nikogo obok ciebie, by pozwolić ci być wolną, to nie miało szansy się wydarzyć. 

Nie mogę odpowiedzieć na ten… zarzut? Nie mogę, bo musiałabym uznać, że Julian nie był odpowiednią osobą do opieki nade mną, a przecież zdaję sobie sprawę z tego, ile poświęcił, bym była bezpieczna. Do cholery… on nawet dla mnie zginął. Muszę to w pewien sposób doceniać. 

– Chodź do środka, Maven. Niedługo zacznie padać. 

Kręcę głową. 

– Nie chcę. Tu mi jest dobrze. Czuję się wolna. Czuję zimną podłogę pod stopami i podmuchy wiatru. Czuję dzikość lasów, które są za moimi plecami. Czuję, że żyję, i podoba mi się to uczucie. 

Jego głowa przechyla się lekko, wciąż jest oparty ramieniem o framugę drzwi balkonowych. Jedną dłoń trzyma  w kieszeni swoich spodni, nadal nie okrył torsu koszulką. Tatuaże na jego ciele wydają się jeszcze ciemniejsze i groźniejsze niż wcześniej. 

– Z każdym kolejnym czytaniem, z każdym małym krokiem, mam wrażenie, że odkrywam siebie. Odkrywam, do czego jestem zdolna, ile mam mocy, i jak tak naprawdę mogę się przydać. Chcę się przydać. 

– Nie przydasz się, jeśli się przeziębisz. Wracaj do środka.

– Nie chcę. 

– Maven…

– Nie. 

Jego oczy mrużą się lekko. 

– Jak już odnajdujesz siebie, okazuje się, że jesteś troszkę niegrzeczna. 

Gdy widzisz śmierć (Srebrna Noc #4)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz