Trzydzieści jeden

1K 160 54
                                    

Bardzo długo nie byłam na cmentarzu.

Julian zawsze spełniał ten obowiązek, gdy jeszcze żył. Jego nawet nie byłam w stanie pochować. Zajęli się tym Russo. Grób Juliana znajduje się kilkanaście stóp od grobu Georginy Cavanaugh. 

Och, przez nią cieszę się, że już nie mam tego nazwiska. Ciężko mi będzie przestawić się na nie z powrotem, gdy już będę zmuszona zakończyć związek małżeński z Zane’em. 

– Jeśli przeżyję – mówię podczas spaceru po cmentarzu – to mogę wykorzystać twoje nazwisko i zostać przy nim na zawsze? 

To pytanie wśród zapachu mchu i kamieni wydaje się kompletnie prozaiczne. Zachód słońca jest niemal niewidoczny za chmurami, cały czas pada na nas lekka mżawka. 

Zane śmieje się pod nosem. 

– Nie odpowiem ci teraz na to pytanie. 

– Musisz to przemyśleć? – Uśmiecham się krzywo. 

– Coś w tym stylu. 

– Jeśli umrę, to przynajmniej nigdy nie stanę się znów jedną z Cavanaugh. 

Zane ma łopatę w dłoni. Drugą znajdujemy po drodze na cmentarzu i zabieram ją spod jednego z drzew. 

Znajduję grób Miry.

Wiccanie zawsze chowani są w specyficzny sposób, jeśli znaczą coś dla Sabatu. Ich ciała są mumifikowane zaklęciami, więc się nie rozkładają, trumny wykonuje się z litego czarnego drewna, zawsze są niczym zwykłe pudło w kształcie sześcianu, na długość dopasowane do wysokości danego Wiccana. Na trumnie bliski, który mumifikuje ciało, graweruje też świeży symbol odwróconego krzyża, który związany jest bezpośrednio ze śmiercią. Tym bardziej, w momencie śmierci, która pozostawia ślady na ciele lub je uszkadza, czarownica zostaje w  pewien sposób zbezczeszczona, bo nie da się jej już pochować zgodnie z tradycją.

Ale żeby dostać się do trumny, najpierw musimy rozkopać mokrą ziemię. 

Tak, jak się spodziewam – miejsce jest otoczone magią i gdy Zane próbuje zatopić łopatę w gruncie, odrzuca go do tyłu. 

– Co jest, kurwa? – mówi oburzony. 

– Mówiłam. – Wzruszam ramionami. – Muszę zrobić to sama. 

Jego nozdrza nadymają się. 

– Nie będziesz sama kopać w ziemi. 

– A mam jakieś inne wyjście? – śmieję się cierpko, po czym rozpoczynam pracę. 

Cieszę się, że tak to wygląda, bo od wczorajszego dnia widzę w Zane’ie wielkie wahanie. Cała ta wyprawa, cały ten pomysł, całe moje przyznanie się do tego, kim jest moja rodzina, wywołało w nim silną konsternację. Mam wrażenie, że wcale nie chce tutaj być, że nie chce wykopywać ciała Georginy z grobu i być może nie chce jej znów zobaczyć. 

Już wiem, że przekopanie tej ziemi będzie cholernie trudne. Mżawka na chwilę ustaje, ale i tak mam już wilgotne włosy i ubranie. Zane wziął parasol, który rozłożył nade mną, żeby za bardzo nie zmoczył mnie deszcz. 

To… słodkie. 

To, że stoi nade mną z parasolem z tą pochmurną miną, wiedząc, że nic więcej nie może zrobić. 

Kopię i kopię, po raz pierwszy używam w ten sposób łopaty, bolą mnie już ramiona i ręce i na pewno będę to odczuwała jeszcze przez kilka dni, ale dosłownie nie zamierzam skończyć, zanim nie dotknę trumny. 

I jest. 

Po ponad godzinie nieustannego kopania mokrej ziemi w końcu uderzam czubkiem łopaty w coś twardego. W czarną drewnianą trumnę. Mięśnie już mnie tak pieką, że muszę odrzucić łopatę na bok i klęknąć. 

Gdy widzisz śmierć (Srebrna Noc #4)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz