Czterdzieści jeden

974 161 97
                                    

Nie da się już tego zatrzymać. 

Muszę puścić Zane’a, żebyśmy mogli wstać z ziemi, co oznacza też, że przestaję widzieć, ale słyszę i wystarczyło mi kilka tych sekund, by stwierdzić, że to jeszcze bardziej przerażające, niż się spodziewaliśmy.

Gdy tylko przejście jest gotowe do wpuszczenia do naszego wymiaru dzikich stworzeń, one zaczynają wyłaniać się jedno po drugim. To zmiennokształtni, to demony i pewnie istoty, o jakich nam się nie śniło – nie wiem. Nic już nie wiem, bo nie widzę. 

Przez moment paraliżuje mnie strach. Zane pojawia się przede mną, by mnie chronić, ale ja powinnam przecież działać! Obiecałam to sobie i innym. I skoro jestem Wiccanką, jestem dziedziczką daru Georginy, mogę też być kluczowym ogniwem. Wciąż mam w głowie to, jak tamten jeden demon gapił się na mnie i gapił, jakby… dawał mi coś do zrozumienia. 

Proszę, Maven, rusz się. Rusz się, do cholery. 

Nie mogę się ruszyć. 

Nie wiem, gdzie mam iść. 

Zaciskam powieki z całej siły. 

Skup się. 

Dźwięki. 

Cokolwiek. 

Zane zostaje zaatakowany. Stoimy już w miejscu ubezpieczonym klątwami, więc nie może zabić jednym kiwnięciem palca. Jego walka jest… cicha. Choć inne stworzenie na niego krzyczy, warczy i pluje, Zane pod niczym się nie ugina. Mogę sobie tylko wyobrazić, jak to wygląda. Ma przewagę. Wiem, że ma. 

Ale pojawiają się kolejne stworzenia. Jest ich coraz więcej i więcej, Tatiana broni się z krzykiem, ale nie jestem pewna, na ile posługuje się ciemnością, bo tego też nie widzę. 

Za każdym razem, gdy uświadamiam sobie, ile mogłabym zrobić, gdybym, do cholery, widziała, jeszcze mocniej się wycofuję. 

Ale wtedy… ktoś dotyka mojej dłoni. 

– Trzymaj mnie. Będziesz w ten sposób widzieć, prawda? – To głos Soleil. 

Gdy w końcu dociera do mnie, co ona robi, ściskam jej dłoń w swojej i używam mocy, by połączyć się z nią tak, jak z Zane’em. Nie dotykałam jej chyba nigdy. Zajmuje mi to znacznie więcej czasu, nie jest takie proste, bo nie mogę się z taką łatwością na niej skupić, ale staram się, i w końcu wychodzi. 

Wpadam wprost w to, co ona widzi, czyli w chaos, walkę, krzyk, krew. Karki zostają skręcone, serca przebite, ale i tak niektóre ze stworzeń, wydostające się z przejścia, po prostu biorą nogi za pas, uciekają w ciemną noc, w las. 

I to jest… inne.

Gorsze niż jakakolwiek Srebrna Noc. 

Bo Strażników jest zbyt mało na takie wielkie przejście. I to tak, jakby te dzikusy wiedziały, gdzie i kiedy otworzy się przejście, żeby się do nas dostać. 

Nic mnie już nie zdziwi. 

– Miałaś plan, Maven – przypomina ostro Soleil. – Skup się. Ubezpieczam cię. 

Spoglądam w górę tylko na moment, żeby prosić o błogosławieństwo Potrójnej Bogini, a potem ufam całkowicie Soleil i zawierzam, że będzie mnie przez chwilę chroniła. 

– Nie wiem, co chcesz zrobić, ale lepiej, byś zrobiła to szybko, bo… 

Nie dokańcza, bo ktoś się na mnie rzuca. 

Na nią. 

Tylko ja patrzę jej oczami, więc myślałam, że biegnie na mnie. To takie dziwne – jakbym stała obok własnego ciała. Przedzieramy się w przód i w końcu orientuję się, że przejęłam kontrolę nad naszymi ruchami, że po prostu ciągnę ją bliżej i bliżej przejścia. Nie mam siły oglądać się za siebie i szukać Zane’a, choć serce krzyczy do mnie, by właśnie to zrobić. Ale muszę… muszę dotknąć przejścia. 

Gdy widzisz śmierć (Srebrna Noc #4)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz