Ta ceremonia bardzo różni się od poprzedniej, w której uczestniczyłam.
A raczej której byłam… centrum.
Każdy na mnie patrzył, stałam na podwyższeniu, na ołtarzu przed kapłanką, a naprzeciwko miałam ludzi, których zupełnie jeszcze nie znałam, a myślałam, że są jakimś wyjściem.
Teraz stoję przed prowizorycznie stworzonym ołtarzem, znajdującym się w domu demonów. Musieliśmy użyć zaklęcia, przywołać ducha Potrójnej Bogini i już bezpośrednio przed nią zawrzeć związek małżeński. Nie mamy żadnej kapłanki, żadna czarownica z Silver Bay nie może nią zostać. Zane szukał pomocy w różnych miejscach, aż w końcu okazało się, że Soleil w drugim wymiarze udzielała już jakichś ślubów. Nie jest to poziom kapłanki, przed którą zawierałam pierwsze małżeństwo, ale wystarczy, by poprowadziła ceremonię, a jakoś sobie poradzimy.
Soleil się zgodziła. Nie wygląda na podekscytowaną, właściwie trudno mi wyczytać z niej jakiekolwiek emocje – zwykle wydaje się znudzona, może nawet trochę poirytowana, teraz też. Stoi w beżowej sukni i beżowym płaszczu z kapturem tuż przed nami, jej oliwkowa skóra jest ciemniejsza niż ubrania. Brązowe oczy osadzone są głęboko w oczodołach, twarz wydaje się niepasująco kobieca i miękka w stosunku do jej zachowania.
Gdy patrzą na siebie nawzajem z Zane’em, mam wrażenie, że mogliby w jednej sekundzie na siebie naskoczyć. A jednak oboje są nieznośnie spokojni i nie robią nic.
Przecież nie jesteśmy tu po to, by walczyć.
Lawendowa suknia leży na mnie idealnie, zdecydowanie jest jak szyta na miarę. Na pewno trochę ostatnio zeszczuplałam, a jednak okrywa mnie niczym druga skóra, jednocześnie pozwalając swobodnie oddychać i poruszać się wygodnie. Na stopach mam obcasy, więc jestem nieco wyższa niż zwykle. i to pozwala mi poczuć się jeszcze pewniej w towarzystwie Zane’a.
A to naprawdę trudne.
On wygląda nieziemsko. Cała jego mroczna aura dodaje mu tylko uroku. Ma na sobie perfekcyjnie skrojony czarny garnitur, lśniące eleganckie buty, zero krawata, jak zwykle rozpięty górny guzik koszuli, bo przecież nie zależy mu na elegancji, a mimo wszystko wygląda wspaniale i wyniośle zarazem.
Soleil rzuca jeszcze jakieś zaklęcia na przygotowane dla nas obrączki. To tchnienie ducha bogów w biżuterię – w tym przypadku tylko to, bez związania mnie z Zane’em całkowicie i na zawsze. Jestem w stanie ściągnąć jego obrączkę, jeśli tylko zechcę.
– Nie masz warkocza – stwierdza cicho, gdy stoimy już naprzeciwko siebie.
Jego mrukliwy i niski głos sprawia, że przestaję myśleć o tym, iż patrzą na nas June, Tatiana, i właściwie każdy, kto mieszka w tym domu.
– Nie mogłam go jeszcze zapleść.
Nie mogłam?
Nie chciałam. Kojarzy mi się tak samo, jak biała suknia.
– Prosiłem, byś miała warkocz.
Zaciskam usta, oblizuję je. Nie chcę zwierzać mu się z przyczyny tego, że już prawdopodobnie nigdy nie zaplotę warkocza. Jednego wieczoru byłam o krok od obcięcia włosów do ramion.
– Zapomniałam o nim – szepczę.
Przechyla głowę i wpatruje się we mnie tak, że przechodzi mnie gęsia skórka.
– Nie kłam.
Kręcę głową.
– Ale założyłam twoją suknię. Jest piękna. Dziękuję.
CZYTASZ
Gdy widzisz śmierć (Srebrna Noc #4)
ParanormalOna widzi przyszłość. On jest śmiercią. A śmierć zawsze jest przyszłością. #gdywidziszER